niedziela, 13 grudnia 2020

DRARRY - Bez planu na przyszłość cz.1

pov. Draco

***

Draco nie mógł pojąć, że łącznie z nim wracało do Hogwartu jedynie dwadzieścia sześć osób z całego rocznika. Przed wojną samych ślizgonów było więcej! Kiedy Teodor wspomniał mu o tym jakieś pół godziny wcześniej zwyczajnie mu nie uwierzył. Powinien, w końcu teraz to Nott lepiej orientował się w tym co się działo. Jako jeden z nielicznych przeżył ostatni rok ślizgając się pomiędzy stronami tak zgrabnie, że udało mu się uniknąć naznaczenia, jednocześnie jako czystokrwisty nie musiał się martwić o represję ze strony rodzeństwa Carrow. Szczęśliwy sukinsyn. Draco wiele by dał, by być na jego miejscu.

Potrząsnął głową, żeby odepchnąć natrętne myśli. Nie mógł pozwolić sobie w tej chwili na rozżalenie i rozpamiętywanie przeszłości. Przeczytał, w jakimś durnym artykule takie zgrabne powiedzonko: co się stało to się nie odstanie. Ku jego niezadowoleniu, to jedno zdanie pasowało idealnie do wielu decyzji, jakie podjął w swoim życiu oraz ich katastrofalnych skutków. Starał się pamiętać o tym, że mógł skończyć znacznie gorzej. W uroczej celi dwa na dwa z widokiem na szare ściany, lub równie urokliwy korytarz Azbakanu. Może za sąsiada miałby własnego ojca? Ta myśl zabolała niczym dobrze wymierzony cios, albo Cruciatus ciotki Belli. Był mistrzem w słownych potyczkach, głównie dlatego, że bez trudu potrafił dostrzec czyjeś słabe punkty. Nikt jednak nie miał pojęcia, że wobec siebie samego potrafił być równie bezlitosny. Zacisnął zęby z całych sił, byleby nie wyrwał mu się jakiś niechciany dźwięk. Znajdował się wśród osób, które doskonale wiedziały, że potrafił odczuwać i okazywać emocje. Jednak każde z nich miało wystarczająco dużo własnych problemów, by dokładać im jeszcze depresyjne rozterki upadłego księcia Slytherinu.

Wszyscy wydawali się spokojni i opanowani, ale Malfoy znał ich na tyle dobrze aby rozpoznać, że to tylko poza. Wiedział też, że jego nastrój był dla nich równie łatwy do rozszyfrowania. On przejrzał ich, a oni jego... więc po co wciąż grali?

Patrzył na nich na pozór obojętnym wzrokiem i nie mógł przestać zastanawiać się nad tym ile każde z nich ukrywa. Millicenta, Dafne, Blaise i Teodor czwórka... razem z nim piątka niedobitków. Nie miał złudzeń co do tego, że którekolwiek z nich wyszło całkowicie bez szwanku z wojny, a tym bardziej z tego co działo się zaraz po jej zakończeniu. Przesłuchania, procesy, przeszukania posiadłości oraz przejęcia majątku przez ministerstwo. W jego przypadku skończyło się nawet aresztowaniem i osadzeniem w tymczasowym, wewnątrzministerialnym areszcie. Nie udało mu się powstrzymać wzdrygnięcia na wspomnienie ciasnej, przepełnionej celi.

Zanim zdążył otrząsnąć się z szoku po zabiciu Graybacka, już był zamknięty z kilkunastoma innymi śmierciożercami. Wszystkich kojarzył z Hogwartu, chociaż nie każdy z nich był w Slytherinie. Trzech Krukonów, Puchon i Gryfon. Młodzi, niektórzy zaledwie rok wcześniej ukończyli szkołę. Nie trzeba było być geniuszem, żeby domyślić się, że aurorzy wstępnie porozdzielali ich ze względu na wiek. To nie wróżyło dla niego zbyt dobrze, bo jeśli tak to wśród tej zbieraniny musiał być gdzieś Goyle. I niestety nie pomylił się w tej kwestii. Gregory, przez kilka sekund przypatrywał mu się szeroko otwartymi oczami, a przez jego pucułowatą twarz przemknęło tak wiele emocji, że Malfoy z trudem nadążał z ich rozpoznaniem. W końcu Goyle ruszył do przodu niczym rozwścieczony byk, roztrącając przy tym stojących mu na drodze chłopaków. Wykrzykiwał różnorodne obelgi, a reszta współwięźniów słuch niestety miała w pełni sprawny. Wystarczyło jedno słowo, by reszta tego jakże zacnego towarzystwa zwróciła na niego baczną uwagę.

Zdrajca.

Wciąż pamiętał smak własnej krwi, wymieszanej z wymiocinami po wyjątkowo mocnym kopniaku w żołądek. Najbardziej przerażało go to, że nie wiedział ile czasu to trwało. Ból sprawił, że odpłynął świadomością do kary wymierzonej przez Czarnego Pana, do tego co zafundował mu Greyback. Trzy dni morderczej ucieczki przez las. Zawsze wtedy, gdy miał nadzieję, że udało mu się zgubić pościg i pozwalał sobie na chwilę odpoczynku, wilkołak wychodził z cienia. A wtedy zabawa zaczynała się od nowa. Walka, ucieczka. Byle szybciej, dalej. Przez rzekę, bo to powinno nieco zmylić trop... wymykał się, a Greyback i tak zawsze go znajdował. Teraz wiedział, że tak naprawdę nigdy z nim nie wygrywał... Wilkołak pozwalał mu tak myśleć, bawił się nim. Pościg i złapanie ofiary były tym czego łaknął. Martwy lub zbyt ranny nie mógłby zapewnić mu dostatecznie dobrej rozrywki.

Kiedy zaczynał myśleć o tym co się stało, to za nic nie potrafił przestać. Dlatego starał się skupiać na tu i teraz. Wystarczająco popaprane było to, że niemal każdej nocy znów znajdował się w tamtym lesie. Czołgał się po wilgotnej ściółce, jego dłonie tonęły w na wpół zgniłych liściach. Za plecami słyszał stłumione kroki i trzask łamanych gałązeczek, a na końcu przychodził nieznośny, palący ból, gdy ostre pazury wilkołaka zatopiły się w jego ciało. Czasami dla urozmaicenia, nawiedzał go w koszmarach salon jego rodzinnej rezydencji i gadzia morda Volderorta. Jeszcze rzadziej ministerialna cela... pewnie dlatego, że pamiętał zaledwie kilka pierwszych minut. Może któryś z nadgorliwców źle wymierzył cios i zbyt mocno zdzielił go w głowę? Jeśli tak, Draco gotów był mu nawet wysłać, w ramach podziękowania, koc do Azbakanu. Pomimo braku Dementorów więzienie wciąż pozostawało upiorne oraz przeraźliwie zimne. A przynajmniej tak, opisywał je jego ojciec w swoim jedynym liście.

To była pierwsza kwestia jaką zajął się nowy minister wraz z podległymi mu przydupasami. Reforma więziennictwa. Malfoy osobiście uważał, że zmusiła ich do tego ogromna liczba skazanych, a nie troska o ich los. Zostawił to jednak dla siebie, bo czy ważna była przyczyna skoro rezultat był dla niego korzystny?

Azbakan został powiększony i podzielony na kilka osobnych bloków. Nikt poza naczelnikiem nie znał rozkładu, ani zabezpieczeń wszystkich budynków. Podlegli mu pracownicy nie przemieszczali się pomiędzy nimi.

Najsurowszą karą było dożywocie.

Draco był przekonany, że Luciusz nie miał co liczyć na łagodniejszy wyrok. Jakim więc cudem dostał jedynie dziesięć lat? Jeszcze bardziej zaskakujące wydawało się to, że został osadzony w bloku o średnim rygorze. Odsiadujących wyrok śmierciożerców nadal nie można było odwiedzić, ale dzięki nowym przepisom więźniowie cztery razy w roku mogli wysyłać i odebrać listy. Co prawda cała korespondencja była poddawana wnikliwej cenzurze, ale zawsze coś. Draco nie domagał się od matki informacji na temat tego, jak Lucjusz załatwił sobie tak łagodny wyrok w stosunku do udowodnionych mu win. W zasadzie chyba wolał nie wiedzieć kogo zaszantażował lub przekupił jego ojciec, by ich rodzina wyszła tak obronną ręką z kłopotów w które ją wpędził.

Narcyza została skazana na pięcioletni areszt domowy.

On natomiast... chciało mu się śmiać, gdy wspominał swój proces. Ledwie zdążył usiąść, a na salę, jak burza wpadł jakiś młody adwokacina greckiego pochodzenia. Łamaną angielszczyzną zaczął tłumaczyć, że ma do przekazania sędziemu i ławnikom dowody na to, że ten oto Dracon Malfoy został zmuszony do zostania śmierciożercą. A kiedy zrzucił bombę w postaci oświadczenia, że Draco w ostatecznej bitwie walczył po właściwej stronie i nawet pokonał tego wstrętnego Greybacka... Malfoy mógł przysiąc, że połowa ludzi na sali wpatrywała się w niego z cholernymi łezkami w oczach!

Nie mogli go całkowicie uniewinnić, ani skazać, bo tak czy inaczej ktoś mógłby się przyczepić. Dostało mu się głównie za wpuszczenie śmierciożerców na teren Hogwartu. Dwuletni zakaz opuszczania Anglii, oraz przejęcie Malfoy Manor. To drugie nieco ubodło jego dumę, ale miał na tyle rozumu, by nie próbować się odwoływać. Dostali trzy dni na spakowanie rodzinnych pamiątek i części bibliotecznych zbiorów. Po upływie wyznaczonego czasu wpuścili do dworu ministerialnych urzędników w tym Kingsleya Shacklebolta, który jako jedyny nie potraktował ich jak powietrze. Szef biura aurorrów z własnej woli zaproponował, że to on aportuje się z nimi do letniej posiadłości.

Po dotarciu na miejsce, Kingsley założył odpowiednie zabezpieczenia, uniemożliwiające jego matce opuszczenie domu oraz przyległego do niego ogrodu. Draco, początkowo starał się pokazać jak bardzo mu się to nie podobało, ale wystarczyło jedno wysyczane przez matkę upomnienie, by na powrót przywołał na twarz swoją maskę obojętności.

Patrząc na to z perspektywy czasu Malfoy uświadomił sobie, że Shacklebolt zachował się nadzwyczaj uprzejmie. Różnie reagowano na niego w sklepach czy na ulicach. Jedni z mściwą satysfakcją szydzili z upadku jego rodziny. Inni wzdrygali się ze strachu czy może obrzydzenia, sam nie był pewien, i odsuwali się tak daleko jak pozwalała im szerokość chodnika czy przestrzeń między półkami. Bez problemu mógł więc wyobrazić sobie dwóch, napuszonych urzędasów eskortujących ich do letniej posiadłości. Na pewno znaleźliby pretekst, aby przejrzeć ich osobiste rzeczy. A kto wie może i cały dom?

Resztę wakacji spędził z matką. Oboje nie byli skorzy do rozmów o minionych wydarzeniach, a tym bardziej o przyszłości, jaka czekała ich dwójkę w społeczeństwie, które jak oszalałe cieszyło się z ich upokorzenia. Dwa razy spotkał się z Zabinim, którego matka pomimo słabości do czarnej magii, nigdy nie dołączyła do zwolenników Voldemorta. Niestety jej ostatni mąż zajmował dosyć wysoką pozycję w wewnętrznym kręgu. Sam Blasie cudem wybronił się od przyjęcia mrocznego znaku, a w akcie ostatecznej desperacji schował się za spódnicą Dafne. Nie był z tego dumny, ale przyznał, że na tamten moment to było jedyne sensowne rozwiązanie. Greengrassowie, jako nieliczni czystokrwiści od samego początku trzymali się z daleka od Voldemorta. Za ochronę zapłacił pierścionkiem z ogromnym brylantem.

Dzięki Zabiniemu miał też bieżące informacje o tym co działo się w magicznym społeczeństwie. Niby wciąż prenumerował Proroka, ale jak każdy kto był choć trochę inteligentniejszy od gumochłona wiedział, że na przeczytane artykuły należy patrzeć przez palce.

Nie mógł uwierzyć, że naprawdę wciąż istniał ktoś na tyle ograniczony, by potraktować poważnie to co ta gazeta wypisywała o Potterze. A jednak... Blasie powiedział mu, że Gryfon ledwie wychodził z domu, a jeśli już to nigdy nie sam. Nastroje społeczne zmieniały się z dnia na dzień. Czego można było się spodziewać po zaszczutych, sponiewieranych wojną czarodziejach? Rozsądku, pragnienia spokoju i stabilności? Nie. Poczuli odrobinę wolności i swobody, a do głowy wbiło im się pragnienie odwetu. A kto był lepszym celem, niż wyniesiony na piedestał przez poprzednie pokolenia Wybraniec? 

Jakiś idiota w jeszcze głupszym pseudonaukowym wywodzie sugerował, że Potter po pokonaniu Voldemorta stracił magię. Inny zarzekał się z kolei, że widział Harry'ego rzucającego bezróżdżkowe i niewerbalne zaklęcia. Jednak nic nie przebiło obszernego artykułu Rity Skeeter o tym, że Potter na pewno stanie się kolejnym Czarnym Panem. Gorszym niż Voldemort i Grindelwald razem wzięci.

Jako jeden z dowodów przytoczyła to, że Bliznowaty dwa razy przeżył klątwę zabijającą. Szczegółowo opisała też sposób w jaki Wybraniec pozbył się Riddle'a, często używając słów: krwawo, brutalnie i bestialsko...

Malfoy po przeczytaniu tego arcydzieła, nie wiedział czy ma zacząć się histerycznie śmiać czy płakać. Skoro czarodziejskie społeczeństwo tak widziało swojego, cholernego Wybawcę, to jak zareaguje na byłego śmierciożerce, wsiadającego do Hogwarts Ekspress?

Teraz siedząc w przedziale, już w szkolnych szatach i patrząc na pełne napięcia twarze swoich przyjaciół ze Slytherinu wiedział, że będzie tak źle jak się spodziewał.

 

3 komentarze:

  1. Hejka,
    nawet nie wiesz jak się ucieszyłam z nowego rozdziału... ;)
    a ten tekst: "Sam Blasie cudem wybronił się od przyjęcia mrocznego znaku, a w akcie ostatecznej desperacji schował się za spódnicą Dafne." - a ja wyobraźiłam sobie jak wciska się pod spódnice Dafne ;) czy ktoś mógłby przejąć tego szmatławca żeby przestał wypisywać takie bzdury...
    sorki za krótki komentarzyk, ale spieszę się aby zdążyć na czas :D
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się podoba :)
      Szczerze to opowiadanie nie przyjęło się zbyt dobrze na wattpad ani na ao3, więc piszę go głownie dla siebie i teraz jeszcze dla Ciebie. Każda nawet najmniejsza uwaga, czy przemyślenia na temat jakiegoś zachowania któregoś z bohaterów przyjmę z otwartymi ramionami. Nie czuję się w fandomie potterowskim tak pewnie, jak w TW i pewne niedociągnięcia fabularne mogą gdzieś wypłynąć w kolejnych rozdziałach. Jeśli będziesz mieć jakieś sugestie, to pisz śmiało.
      Pozdrawiam Serdecznie!
      ~Noemi

      Usuń
  2. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, "Sam Blasie cudem wybronił się od przyjęcia mrocznego znaku, a w akcie ostatecznej desperacji schował się za spódnicą Dafne." - a ja wyobrazilam sobie jak wciska się pod spódnice Dafne ;) że też jeszcze ktoś czyta tego szmatławca...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń