czwartek, 21 maja 2020

Stackson/Sterek - Recykling cz.17

Jeszcze nigdy nie czuł się tak zdeterminowany

 ***
Ciska kolejny mandat na siedzenie pasażera nawet na niego nie patrząc. Odjeżdża przepisowo, bo nie ma ochoty na czwartą grzywnę ani na noc w areszcie. Mama chybaby go wytargała stamtąd za uszy. Zaciska ręce na kierownicy z taką siłą, że ma obawy o to czy nie zostaną na niej wgniecenia. Stara się uspokoić, ale to nadaremne. Parkuje na podjeździe i nie gasząc silnika idzie otworzyć bramę, a potem garaż. Z ulgą zauważa, że nigdzie nie widać samochodów rodziców. Mgliście przypomina sobie, że mieli mieć dzisiaj jakąś kolację ze znajomymi ze studiów. Istnieje szansa, że nie wrócą jeszcze przez wile godzin. Co jest mu bardzo na rękę. Nie ma siły ani ochoty udawać, że nic się nie stało. Jest cholernie wściekły i zraniony, bo nie rozumie dlaczego w ogóle Stiles chciał gadać z tym kutasem sam na sam. Okay, może jest też odrobinę zazdrosny. Jak przypomni sobie Dereka w kuchni Stilinskich od razu ma ochotę coś rozwalić. Najlepiej twarz Hale'a.
Parkuje samochód na swoim stałym miejscu. Ma nadzieję, że w drodze powrotnej będzie prowadzić jego mama, bo gdy ostatnim razem ojciec próbował zaparkować równolegle do jednej ze ścian, to jego kochane porsche straciło lewe lusterko i zostało mocno porysowane. Nawet jako dziecko nie rozumiał kawałów typu "baba za kierownicą". Pamięta za to każdy jeden raz, gdy to ojcu wypadło odwiezienie go do szkoły. Przepisy drogowe były dla niego jedynie sugestiami...
Na szczęście z garażu ma bezpośrednie przejście do domowej siłowni. Zaczyna od bieżni, bo musi się choć trochę i wyciszyć. Oczywiście lepszym wyjściem byłoby wyjście do lasu i kilkukilometrowy bieg przed siebie. Niestety znajduje się na terytorium stada Hale'a. Może nic by się nie stało, ale woli nie ryzykować natknięcia się na innego wilkołaka. Jak nic nie potrafiłby utrzymać języka za zębami i skończyłoby się bójką. Może to jest jakieś wyjście? Na pewno poprawiłby mu się humor, gdyby przyłożył McCallowi. Jeśli dopisałoby mu szczęście to może spotkałby samego Dereka?
Schodzi z bieżni i kieruje się w stronę worka treningowego, kiedy w niego uderza wyobraża sobie, że to twarz Hale'a. Wyprowadza jeszcze kilka kontrolowanych ciosów, a potem pozwala sobie na wyładowanie złości. Nie wie nawet, kiedy wilk przejmuje stery. Z gardła wyrywa mu się żałosny skwot, a w kilka sekund po nim głębokie, gardłowe warknięcie. Nie ma tak dobrze. Jeśli Hale chce odzyskać Stilesa, albo co bardziej prawdopodobne znowu zrobić z niego swoja zabawkę... to tym razem nie pójdzie mu tak łatwo. Będzie musiał zmierzyć się z Jacksonem, a on już upewni się żeby Stilinski dostrzegł komu na nim naprawdę zależy.
Nie chce więcej zachowywać się jak wystraszony szczeniak. Powie Stilinskiemu co do niego czuje. Nawet, jeśli wyznanie tego przeraża go to jak nic innego na świecie. Wie jak bardzo niepewny siebie jest Stiles. Może wydawać mu się, że te ochłapy które oferuje Hale to jedyne na co może liczyć. Musi pokazać mu, że na wyciągnięcie reki ma o wiele więcej. Jeszcze nigdy w życiu nie czuł się ta zdeterminowany.
Kiedy kończy z worka zostają tylko strzępy, a ręce zdarte ma do krwi. Koszulka nieprzyjemnie lepi się od potu, a zapach jaki unosi się wokół niego, mógłby działać niczym gaz łzawiący. Zerka na wielki zegar ścienny. Już prawie ósma wieczorem? Czyli katował się tu aż trzy godziny?!
Dostrzega, że jego smartfon miga, informując go o nieodebranych połączeniach. Przez chwilę waha się co zrobić, ale w końcu decyduje się zacząć od kąpieli. Jeśli oddzwoni dwadzieścia minut później to chyba nie stanie się nic złego?
Od razu po wejściu do swojego pokoju skopuje buty gdzie bądź. Pozbywa się ubrań w ten sam sposób, posprząta później.

***
Próbuje dodzwonić się do Whittemora już od popołudnia, ale ten najwyraźniej nie ma ochoty z nim gadać. Stiles nie wie co zrobić: dobijać się dalej, czy dać mu już spokój? Postanawia spróbować ostatni raz i oczywiście po kilkunastu sygnałach, wita go znienawidzona poczta głosowa. Odkłada telefon na blat i odsuwa się od niego o parę kroków, bo ma ochotę pieprznąć nim o ścianę. Pewnie przyniosłoby mu to chwilową poprawę nastroju, ale nie wie czy warte jest to tych kilkuset dolarów, które musiałby wydać na naprawę lub kupno nowego smartfona.
Ojciec pojechał na posterunek, a on siedzi sam w pustym domu i powoli zaczyna mu odbijać z nerwów. Do głowy przyszły mu już najróżniejsze scenariusze. Łącznie z tym, że Jackson jest już w drodze powrotnej do Anglii. Może czeka ich kilka cichych dni? Przestaną się do siebie odzywać? A może on niepotrzebnie się denerwuje, bo Whittemore oddzwoni jutro i opieprzy go za zapychanie mu skrzynki wiadomościami...
— Koniec tego dobrego — mamrocze pod nosem. Nie będzie się dłużej tak torturował. Pojedzie i wyjaśnią sobie wszystko. Co może się stać najgorszego? Najwyżej Jackson zatrzaśnie mu drzwi przed nosem. Pospiesznie zakłada kurtkę i buty, wrzuca do kieszeni telefon. — Kluczyki, gdzie moje kluczyki?! — Sprawdza kilka najbardziej prawdopodobnych miejsc i już ma się poddać, gdy przypomina sobie, że jego staruszek był na przeglądzie. Idzie do sypialni Johna i tak jak się tego spodziewał, znajduje kluczyki na komodzie, tuż obok zdjęcia przedstawiającego Claudie siedzącą na masce niebieskiego Jeepa.
Wychodzi z domu zanim zdąży się rozmyślić. Siada za kierownicą i odpala. Za pierwszym razem! To musi być jakiś znak. Już po kilkunastu minutach parkuje na podjeździe Whittemortów. Gasi silnik i wysiada, chociaż ma ochotę odjechać stąd jak najszybciej. Nadchodząca rozmowa nie napawa go entuzjazmem. Co jeśli to wszystko jest jedynie w jego wyobraźni? Tom, ględził mu o jego nieistniejącym związku z Jacksonem już od dobrych dwóch miesięcy. Co jeśli Stiles znowu za dużo sobie wyobraża? Nie dość, że wyjdzie na idiotę to jeszcze straci przyjaciela. Powoli, noga za nogą idzie w stronę drzwi wejściowych. Zagryza wargę ze zdenerwowania, niepewny tego jak zostanie przywitany.
Naciska dzwonek. Teraz już nie ma odwrotu, bo nawet gdyby chciał to i tak nie zdąży zwiać. Wilkołacza prędkość od teraz jest na jego liście rzeczy najbardziej znienawidzonych. Tuż obok czułego węchu i super siły. To pierwsze przysporzyło mu mnóstwo kłopotów i jeszcze więcej zażenowania, a drugie było przyczyną niezliczonej ilości siniaków.
— Stiles? — Jackson wygląda na mocno zaskoczonego — Co ty tu robisz?
— Nie odebrałeś żadnego z moich trzydziestu telefonów, więc...
— Byłem zajęty i...
— Wkurzony? — wcina się Stilinski
— To też. — przyznaje Whittemore — Gdybym wiedział, że aż tyle razy się do mnie dobijałeś, oddzwoniłbym wcześniej. Straciłem poczucie czasu na siłowni, a potem musiałem się wykąpać.
— Właśnie widzę — mówi Stilinski, wskazując na włosy Jacksona, które wciąż są wilgotne.
Zaczyna się coraz bardziej stresować, bo wilkołak nadal przypatruje mu się z lekkim oszołomieniem. Nie każe mu spadać ani nie zaprasza do środka. Stiles bardzo nie lubi takich niejasnych sytuacji, bo zazwyczaj robi coś przez co wpada w kłopoty.
— Okay, skoro nic ci nie jest to ja będę się już zbierał — papla z prędkością karabinu maszynowego. — Do kiedyś tam? — jego głos nie mógłby brzmieć żałośniej. Ma ochotę sam siebie wyśmiać. Jackson wygląda jakby ktoś poraził go prądem. Stilinski robi krok do tyłu.
— Zaczekaj! — woła wilkołak
— Hm?
— Wejdziesz?
— Jest już późno... nie będę przeszkadzał twoim rodzicom? — pyta. Wcześniej kompletnie o nich zapomniał.
— Nie ma ich. Pojechali na kolacje ze znajomymi, jeśli będzie tak jak co roku to nie wrócą co najmniej do drugiej w nocy.
— Mój ojciec też świętuje, mają na posterunku spotkanie wigilijne. Funkcjonariusze i ich rodziny oraz pani burmistrz. — śmieje się krótko. Wchodzi do domu i rozgląda się ciekawie. — Wygląda na to, że tylko nasza dwójka nigdzie nie wychodzi. Czy to nie dziwne?
— Raczej nie, przynajmniej dla mnie. Poza Dannym nie miałem tu żadnych bliższych przyjaciół... A on spędza święta z dziadkami na Hawajach. — mówi, lekko wzruszając ramionami. — Za to jestem zdziwiony, że ty nie zostałeś zaproszony przez Scotta?
— Jeszcze się z nim nie widziałem. Dzwonił, ale nawet nie bardzo miał czas gadać. Przygotowują wszystko na jutrzejszą imprezę świąteczną u Dereka.

***
Jackson nie ma pojęcia co to znaczy, że Stiles przyjechał do niego, zamiast spędzać czas ze Scottem i innymi znajomymi ze starej paczki. Czy to dlatego, że tam będzie też Hale, a on nie chce zdradzić swojej tajemnicy? Może ich rozmowa skończyła się wielką awanturą? Jest zły na siebie, że nie posłuchał Cory i nie zakradli się z powrotem w okolicę domu Stilinskich, by podsłuchiwać. Nie wie co Stiles czuje teraz do Dereka.
— Jackson? — głos Stilinskiego brzmi dziwnie, jakby docierał do niego z pod wody — Hej, wszystko w porządku? — Kiwa głową, choć wcale nie czuje się dobrze — Odpłynąłeś gdzieś na chwilę i twoje oczy...

Cholera tego nie przewidział!

— Stiles...
— Jackson, dlaczego one miały taki sam kształt i kolor jak wtedy, gdy byłeś kanimą? Czego mi nie mówisz?!
— Wciąż nią jestem.
— Ale... widziałem jak umierasz. Wtedy w tym magazynie, a kiedy otworzyłeś ponownie oczy były niebieskie i na pewno wilkołacze. Zresztą widziałem cię w beta formie...
— Bo jestem też wilkołakiem... nie potrafię tego wyjaśnić. Samuel ma na to jakąś swoją zakręconą teorię. — przyznaje
— Ale jesteś w pełni świadomy? W sensie...
— Czy nikt mną nie steruje? — pyta
— Tak
— Mam pełną kontrolę. Nie zmieniam się już całkiem, ale... nadal mam ogon i jad.
— Och, okay... to chyba całkiem przydatne.
— Właśnie dlatego nic ci nie mówiłem... nie chciałem żebyś się mnie bał. — siada na kanapie i patrzy na Stilinskiego smutno. — Pamiętam, że ciebie też wtedy zaatakowałem...
— Nie boje się ciebie bardziej niż wcześniej, gdy byłem pewien, że jesteś jedynie wilkołakiem... Boże w jakim świecie ja żyję, że zwrot: "jedynie wilkołakiem" naprawdę ma sens — prycha Stiles
— Cóż, aktualnie jesteśmy w Beacon Hills, a tutaj wszystko jest dziesięć razy bardziej zwariowane.
— Tak... nastoletnie wilkołaki i zmutowane jaszczurki.

poniedziałek, 4 maja 2020

Stackson/Sterek - Recykling cz.16

Nie sądzę żeby powiedział ci: nie...

***
Stiles powinien pamiętać o tym, że Derek Hale jak nikt inny potrafi komplikować mu życie. Nie chodzi nawet o rozmowę, bo ta w jakiś sposób naprawdę pomogła mu zamknąć tamten niezbyt przyjemny rozdział. Problem w tym, że Jackson się na niego najwidoczniej obraził, nie odbiera ani nie odpisuje. Stiles ma ochotę pieprznąć telefonem o ścianę.
Kilka minut po tym, jak wyjaśnili sobie z Derekiem wszystko co było do wyjaśnienia, wraca Cora i patrzy na nich wyczekująco.
— Nie muszę ci się z niczego tłumaczyć. — oznajmia Stiles, cofając się o krok. Wie, że to błąd już sekundę później, bo Cora patrzy na niego z tym charakterystycznym błyskiem w oczach. Teraz tak bardzo przypomina Petera, że to aż przerażające. — Przestań się we mnie wgapiać.
— Wiem, że to nie moja sprawa i obaj jesteście dorośli... ale wy tak na serio? Byłam pewna, że Whittemore mnie wkręca.
Stilinski przez chwilę zastanawia się jak to rozegrać. Dziewczyna nie jest głupia i jeśli w nieskończoność będą odmawiać odpowiedzi, to dojdzie do odpowiednich wniosków. Mógłby zaprzeczyć, gdyby nie miał do czynienia z cholernym wilkołakiem, który słyszy bicie serca i od razu wyłapie każdy fałsz. Jest też trzecia opcja: może po prostu powiedzieć prawdę.
— Tak. Coś, kiedyś było między nami... — przyznaje, a Cora wpatruje się w niego z niedowierzaniem — Nie jesteś pięciolatką, ani zakonnicą. Zdajesz sobie sprawę, że ludzie ze sobą sypiają czasami nawet próbują zbudować na tym coś więcej, ale to nie zawsze się udaje.
— Ale to przeszłość? Teraz wy nic... no wiecie?
— Nie! — odpowiada lekko oburzony. Chociaż może nie powinien, bo przecież okłamywali z Derekiem wszystkich dookoła przez naprawdę długi czas. Cora ma prawo do podejrzliwości... co do rodzaju ich relacji. Dziewczyna przez chwilę przygląda mu się uważnie, aż w końcu kiwa głową i uśmiecha się krzywo. Czyli wszystko między nimi okay.
— To może lepiej żeby któryś upewnił się, że dotarło to do Jacksona, bo wyglądał na nieźle wkurzonego.
— Wiem — wzdycha Stilinski — Pojechał do siebie? — Cora tylko wzrusza ramionami. — Okay, nie ważne... sam sprawdzę.
— Stiles... na pewno nie chcesz żebym była gdzieś w pobliżu? — pytając, dziewczyna wygląda na nieco zakłopotaną — Wiesz tak dla pewności... przypominam, że macie z Jacksonem długą historię znajomości. Nawet jeśli ostatnio dogadujecie się lepiej, to powinieneś pamiętać, że on jest przemienionym wilkołakiem, a teraz jest na ciebie wściekły.
— Dzięki Cora, ale nie trzeba — mówi i uśmiecha się ciepło, bo taka przyjacielska troska zawsze jest przez niego doceniana —Jackson nie zrobi mi krzywdy.
— Jesteś pewny? — wtrąca Derek i Stiles przez chwilę jest zaskoczony, że on nadal jest w jego domu. Spodziewał się, że Hale ulotni się jak tylko upewni się, że wszystko sobie wyjaśnili. I nie może pozbyć się nagłego wrażenia, że to pytanie ma też jakieś drugie dno.
— Tak, jestem.

***
Jeszcze przed obiadem żegna oboje Hale'ów. To pewna ulga, że Cora zdecydowała się jednak jechać z bratem. Nie żeby miał coś przeciwko samej dziewczynie, ale wrócił tylko na kilka dni i chciałby poświęcić kilka chwil swojemu staruszkowi. Teraz dodatkowo musi wymyślić jak poradzić sobie z obrażonym Whitemorem. Nie wie jak ludzie to robią - sprawiają, że ich związki działają. Przecież wszyscy się kłócą, o pierdoły i o te naprawdę ważne sprawy. On tak na dobrą sprawę nigdy nie był w żadnym i wracają do niego stare wątpliwości, co do tego czy w ogóle nadaje się do tego typu relacji...
Zanim zdąża wymyślić coś sensownego, jego ojciec wraca z posterunku. Nie spodziewa się miażdżącego żebra uścisku, ale wygląda na to, że nie tylko on tęsknił. Zaczyna odczuwać znajome wyrzuty sumienia, bo może nie powinien go zostawiać...
— Znam tą minę, synu — mówi z pobłażliwym uśmiechem. — Wszystko u mnie w porządku i ani się waż myśleć o powrocie! — dodaje.
— Chcesz żeby dzielił nas ocean, bo wtedy nie mam jak pilnować twojej diety. — prycha, patrząc wymownie w stronę lodówki, która świeci pustkami. — Nie zdążyłem zrobić zakupów... miałem małe komplikacje po powrocie.
— Czy te komplikacje mają coś wspólnego z tym, że Whittemore dostał dzisiaj trzy mandaty?
— Um, może?
— Stiles... wiesz, że nie przepadałem za tym chłopakiem — szeryf siada na jednym z kuchennych krzeseł i gestem pokazuje mu aby zrobił to samo. — To co wyprawialiście w szkole... do tej pory gabinet dyrektora to mój najczęstszy koszmar. Teraz jak o tym pomyśle to wydaję mi się komiczne, ale wtedy takie nie było... Jednak ostatnio rozmawiałem parę razy z matką Jacksona i wiesz co mi powiedziała? — Stiles kręci przecząco głową, bo zna tą kobietę jedynie z widzenia i opowieści Jacksona. — Powiedziała, że Jackson był bardzo zamknięty w sobie i przez pierwsze miesiące po adopcji prawie wcale się nie odzywał. Do czasu aż spotkał w przedszkolu chłopca, który usiadł obok niego w ławce i bez przerwy paplał.
— Przypominam, że kazał mi być cicho i zniszczył mój rysunek.
— Taaak, a ty rozbiłeś mu nos piórnikiem
— Cóż... nasze początki zawierają dużą dawkę przemocy, jak na pięciolatków...
— A jak to wygląda teraz? — pyta John i Stiles ma ochotę schować się pod stołem. Wie, że to dziecinne, ale nie może pozbyć się wrażenia, że ojciec dostrzeże wszystko, nawet to co Stiles wolałby zostawić dla siebie. — Może i jestem stary, ale nie głupi.
— To skomplikowane. Przyjaźnimy się, a przynajmniej tak było do dzisiejszego poranka... wydaje mi się, że go uraziłem i to cholernie mocno.
— Czy wy...?
— Nie — piszczy Stiles, bo nie spodziewał się, że ojciec będzie chciał wiedzieć takie rzeczy. — Zanim wyjechałem na studia, można powiedzieć, że się z kimś spotykałem i ten ktoś nie był wobec mnie fair. — Stara się mówić na tyle ogólnikowo żeby staruszek nie połapał się, że chodzi o Dereka. To nikomu nie przyniosłoby niczego dobrego — Przyjęli mnie na Oxford. Spakowałem się i zniknąłem z Beacon Hills, zostawiając to w cholerę. Byłem zbyt wściekły i zraniony żeby wyjaśnić to wcześniej, a dzisiaj on tak po prostu pojawił się przed naszymi drzwiami i poprosił o rozmowę... Jackson nie był zadowolony, że się zgodziłem.
— Domyślam się, że mówisz mi niezbędne minimum.
— Tato!
— Dobra już dobra, nie będę drążył — obiecuje John — Sprawa wygląda tak: jeśli zależy ci na Jacksonie to mu to powiedz. Nie sądzę, żeby powiedział ci nie, skoro ugania się za tobą od przedszkola.

piątek, 1 maja 2020

Stackson/Sterek - Recykling cz.15

Zostawić za sobą...

***
To w pewien sposób jest nawet zabawne. Może nie w taki typowy sposób, który rozśmiesza cię do łez, ale coś w stylu złośliwego chichotu losu. Oto siedzą we czwórkę - Stiles, Jackson do którego coś czuje, Derek jego były... kochanek? Oraz Cora, siostra tego ostatniego. Cóż za świetnie dobrane towarzystwo, prawda? Nic tylko urżnąć się w trupa albo palnąć z rozbiegu w najbliższą ścianę. Starają się cokolwiek zjeść, ale prawda jest taka, że chyba każde z nich tylko rozgrzebuje jajecznice po talerzu. Derek poddaje się pierwszy, odkłada widelec i ogranicza się do sączenia swojej czarnej kawy. Jednak wciąż uparcie tkwi przy stole. Cora udaje, że wcale nie dostrzega skruszonej miny brata, ze złośliwym uśmieszkiem przegląda coś na smartfonie. Jackson z kolei dźga swoją porcję z taką zawziętością, że Stilinski z łatwością odgaduje jego nastawienie do całej tej sprawy. Nie żeby szczególnie go winił, bo jeszcze kilka dni temu zapierał się rękami i nogami przed zobaczeniem Hale'a, a teraz zaprosił go do domu. Tylko co innego mógł zrobić? Zostawić go na wycieraczce? To wilkołak, cholerny alfa! Zresztą chyba przyszła pora, aby wyjaśnić kilka spraw z przeszłości.
Stilinski stara się złapać spojrzenie Whittemora, ale ten jest tak skupiony na mordowaniu swojej porcji śniadania, że nawet tego nie zauważa. Wzdycha więc ciężko, co słychać wyjątkowo głośno w wypełnionym ciszą pomieszczeniu. I nagle trzy pary oczu wgapiają się w niego jak ciele w malowane wrota. Stiles parska krótkim śmiechem.
— Może zaczniecie gadać? — pyta ponaglająco — W końcu i tak żadne z nas już nie je... Cora? Ty i Derek macie do odbycia poważną rozmowę...
— Nie mam mu nic do powiedzenia! — syczy Cora przez zęby — Jedyne co przychodzi mi do głowy to, żeby spadał. — dodaje, ostentacyjnie omijając skrępowanego Dereka wzrokiem.
— Coraz... daj spokój, co? — mówi Hale błagalnym głosem — Jesteś zła i uhm... Stiles powiedział dlaczego. Miałaś prawo się wkurzyć... i przepraszam? — Na ich nieszczęście ośli upór jest dominującą cechą każdego Hale'a. Po samym zagniewanym spojrzeniu dziewczyny Stiles wie, że ta rozmowa może zająć dłuższą chwilę.
— Wy tutaj sobie wszystko wyjaśniajcie, a my zajmiemy się swoimi sprawami. — mówi ostrożnie zerkając od Dereka do Jacksona. I o ile ten pierwszy ma raczej nietęgą minę, tak Whittemore uśmiecha się kpiąco. Najwidoczniej spodobały mu się te ich "wspólne sprawy". Stiles tylko wywraca oczami. On tak na serio? Najwyraźniej Beacon Hills powoduje, że Jackson powraca do swojej pozy zarozumiałego dupka. A może to raczej obecność Hale'a tak na niego działa?
— Niech będzie — mamrocze Cora — Choć starszy, głupszy bracie — Prowadzi go na taras z tyłu domu, za co Stilinski jest jej wdzięczny, bo nie ma najmniejszej ochoty słuchać o ich rodzinnych problemach. Wystarczy, że sam musi poprosić Jacksona żeby ulotnił się na jakiś czas wraz z Corą... to na pewno go nie ucieszy. Następnie odbyć długą, nieprzyjemną i cholernie krępującą rozmowę z Hale'em.

***
— Czyś ty zgłupiał do reszty? — warczy Whittemore, w sekundę po tym jak Stiles mówi mu, że musi sobie wyjaśnić co nieco z Derekiem. A gdy dodaje, że najlepiej byłoby, gdyby ta rozmowa odbyła się w cztery oczy i co najważniejsze cztery uszy... Jackson o mało nie wychodzi z siebie, a jego pełna zdegustowania mina jest niczym policzek dla Stilinskiego. — Co ty chcesz wyjaśniać?! Może zapytasz go dlaczego traktował cię jak podręczny zestaw antystresowy?! A może po prostu znowu chcesz się tym stać? — Stiles nie wytrzymuje i wali z całej siły w tą zarozumiałą, niewyparzoną gębę. Tłucze sobie rękę i jest niemal stu procentowo pewien, że ją uszkodził. Zaciska zęby tak by żaden jęk bólu nie uciekł. Humor odrobinę poprawia mu fakt, że nos Jacksona krwawi.
— Wracamy do tego co było kiedyś, naprawdę Jackson? — pyta i patrzy na niego bezradnie. Domyśla się co przyjaciel sobie teraz o nim myśli i to jest cholernie niesprawiedliwe.
— Co tu się do cholery dzieje?! — wrzeszczy Cora gdzieś z okolic kuchennych drzwi
— Nic. — syczy Stiles — Nic, co by was dotyczyło.
— Akurat — prycha cicho Jackson — Muszę stąd wyjść. Teraz... Cora choć ze mną, jeśli po raz kolejny nie chcesz dowiedzieć się o bracie więcej niż byś chciała.
— Co?
— Coraz... — Derek wygląda na bardzo zmęczonego i może odrobinę pokonanego. — To naprawdę cię nie dotyczy. To sprawa między mną, a Stilesem... Osobista. Jeszcze sprzed jego wyjazdu na studia.
— Czekaj.... ty chyba nie chcesz mi powiedzieć, że wy...?
— Idziesz? — pyta zniecierpliwiony Whittemore. Wytarł krew z twarzy rękawem swetra, ale wciąż wygląda na nieziemsko wściekłego. Dziewczyna waha się przez kilka sekund zerkając od Stilesa do Dereka i z powrotem. Następnie kręci głową z niedowierzaniem i wychodzi, a kilka sekund później podąża za nią Jackson.

***
Cisza jest do bani. Wkurzająca i sprawia, że czas niemiłosiernie się wlecze. Stiles nie spodziewa się po Dereku kwiecistego przemówienia, ale coś jednak mógłby z siebie wydusić. W końcu to on chciał o tym porozmawiać! A teraz milczy jakby ktoś mu odciął język. Wzdycha pokonany. Jak zwykle: wszystko na jego głowie.
— Kręci cię w ogóle seks z drugim facetem czy to było dla ciebie po prostu wygodne? — pyta, bo to nurtowało go odkąd ten ich pseudo związek rozpadł się po raz pierwszy. Derek wpatruje się w niego szeroko otwartymi oczami. A to wkurza Stilesa jeszcze bardziej — Nie, no serio Hale! Krępuje cię to? Pieprzyliśmy się więcej razy niż jestem w stanie pamiętać: w moim pokoju, twoim mieszkaniu, obu samochodach, a o numerkach w plenerze wolę nie myśleć...
— Stiles — rzęzi Derek, a wygląda przy tym jakby za chwilę miał mieć zawał. Czy wilkołaki mogą mieć zawał? Stilinski nie jest pewien i teraz tego bardzo żałuje. — Kurwa. Musisz to robić?
— Niby co?
— Mówić o tym w ten sposób... Jakby...
— Jakby to nie miało znaczenia? — pyta, a jego brwi są tak wysoko uniesione, że musi wyglądać dziwacznie. — A miało? Pytam poważnie, Derek. To jak się zachowywałeś na to nie wskazywało.
— Wiem, ja... pytałeś czy interesują mnie mężczyźni. I to jest jeden z powodów dla których zachowywałem się jak skurwiel... Przed tobą to były jedynie chwilowe zauroczenia. Jeszcze sprzed pożaru. Nigdy z żadnym do niczego nie doszło.
— Chcesz powiedzieć, że jestem jedynym chłopakiem z którym... uprawiałeś seks? — Stiles w ostatniej chwili powstrzymuje się żeby nie powiedzieć: "spałeś". Oni nigdy nie spali obok siebie. Po wszystkim, każdy szedł w swoją stronę.
— Uhm.
— Dlaczego?
— Nie rozumiem? Jak to dlaczego?
— To proste Hale: z twoim wyglądem... wystarczyłoby, że pojawiłbyś się w klubie i nawet nie musiałbyś wysilać się na uśmiech żeby wokół ciebie zrobił się tłok. — mówi, nerwowo bawiąc się rękawami swojej starej koszulki. — Nie chciałeś poeksperymentować, albo chociażby sprawdzić jak to jest z kimś innym?
— A ty tak zrobiłeś?
— Nie rozmawiamy o mnie Derek. Tylko o tym dlaczego zachowywałeś się jak skończony dupek.
— Mimo wszystko... odpowiedz? — Stilinski klnie pod nosem. Ta rozmowa wcale nie idzie, szybko i bezproblemowo.
— Tak. Zdarzało się, że czasem gdzieś wychodziłem — przyznaje, lekko wzruszając ramionami — Sypiałem z różnymi chłopakami, odkrywałem co lubię, bawiłem się. — milknie na kilka sekund żeby zebrać myśli — Dosyć szybko zorientowałem się, że jestem gejem i nie mam z tym problemu. Taki już jestem: wygadany, zbyt impulsywny, może odrobinę nadużywam sarkazmu i sypiam z mężczyznami. Oto Stiles Stilinski... to co chcę powiedzieć to to, że nie próbuję oszukiwać samego siebie.
— I myślisz, że ja to robię?
— Nie wiem. Tak na dobrą sprawę to nie znam cię zbyt dobrze. Bardziej chodzi mi o to czy ty znasz te odpowiedzi. Mnie już nic do tego, Derek.
— Nieprawda. Ty mi powiedziałeś, chociaż przecież wcale nie musiałeś
— Jak chcesz. — mamrocze Stiles, zrezygnowanym tonem — Tylko, że Breaden wydaje się być naprawdę fajna i... nie zrób jej podobnego Rollercoastera emocji jak mi, okay? Jednego dnia wszystko wydaje się iść w dobrą stronę, a kolejnego poznajesz jakąś Jennifer i już po sprawie...
— Stiles, przepraszam... ja...
— Wiem, wiem — śmieje się, ale nie ma w tym nawet krzty humoru. — Zabrało mi dużo czasu, żeby się po tobie pozbierać. Zresztą już na pierwszy rzut oka widać, że się zmieniłem. Tak długo byłem na ciebie wściekły i myślałem, że kiedy dojdzie do tej rozmowy będę na ciebie wrzeszczał tak, że usłyszy mnie całe Beacon Hills.
— Stiles
— Nie, czekaj. Daj mi powiedzieć. — przerywa mu ostro — Wiesz, że byłem w tobie zakochany?
— Bardzo starałem się tego nie dostrzegać, ale... tak wiem.
— Dobrze. Teraz najważniejsza informacja Hale - ten nasz niby związek, bardzo namieszał mi w życiu. — bierze oddech — I zawsze będę miał do ciebie niewielką słabość... Ale bardzo chcę to zostawić już za sobą.