piątek, 18 grudnia 2020

DRARRY - Bez planu na przyszłość cz.2

 

***

Uczta powitalna, zapowiadała się na wiele cichszą niż te z poprzednich lat. Rozmowy przy stołach prowadzone były urwanym szeptem, lub co najwyżej półgłosem. Żaden uczeń nie zachwycał się na głos kolejnymi potrawami. Nie słychać też było salw śmiechu ani pojedynczych chichotów. Nawet pierwszoroczni wydawali się dziwnie poważni, jakby doroślejsi niż kiedykolwiek wcześniej.

Na murach i wewnątrz zamku, pomimo przeprowadzonego w lecie remontu, wciąż dało się dostrzec pozostałości po bitwie. Jednak ukruszone ściany czy wciąż nieodbudowane szklarnie, były niczym w porównaniu do wyrw przy stołach. Miejsca pozostawały puste, jakby ludzie bali się, że siadając na miejscu zmarłego współdomownika zrobią coś złego. Choć Malfoy podejrzewał, że prędzej czy później ktoś się zapomni. Pozostaje tylko pytanie: czy reszta go za to zgani czy może raczej odetchnie z ulgą, zrzuci żałobne miny i zacznie żyć udając, że wojna nigdy nie wdarła się za szkolne mury.

Niektóre osoby zginęły podczas ostatniej bitwy, nieliczni odsiadywali swoje wyroki. Jednak większość nieobecnych stanowili uczniowie, którzy bali się wrócić do szkoły. Zwłaszcza, że sytuacja w magicznej Anglii nadal była bardzo napięta. Wciąż pozostawały grupki śmierciożerców, których nie udało się schwytać. Minister, aurorzy i Wizengamot pracowali na pełnych obrotach. Ledwie udawało im się uporać z bieżącym kryzysem, a już wybuchał nowy.

Draco z obojętną miną skanował całe pomieszczenie, od czasu do czasu zawieszając wzrok, na sekundę czy dwie na konkretnych osobach. Jednocześnie starł się nie pokazywać po sobie, że dotknęło go zachowanie pozostałych ślizgonów, którzy starali się trzymać jak najdalej od ich piątki. Draco mógł przysiąc, że jakiś szóstoroczny pisnął, kiedy przechodząc wzdłuż stołu, niechcący musnął go krańcem szaty. Czy to przypadkiem nie kwalifikowało się już jako absurd i totalna głupota? Przyjrzał się wszystkim Wężom, od pierwszego do siódmego roku. Nie znalazł się nawet jeden, który odwzajemniłby spojrzenie. Nagle bardzo zaczęło ich interesować to co mieli na talerzach. Malfoy nie zdołał powstrzymać się od głośnego prychnięcia. To mają być ślizgoni? A gdzie na Salazara podziała się ich słynna ślizgońska solidarność? W pokoju wspólnym mogli zachowywać jak im się żywnie podobało, ale w Wielkiej Sali powinni nadal grać. Snape z pewnością przewraca się w swoim przestronnym grobie z czarnego marmuru. 

 

Z jeszcze większym zdziwieniem zauważył, że ta prawidłowość nie dotyczyła jedynie Slytherinu. Młodsze roczniki traktowały wojennych niedobitków, jakby ci co najmniej zarażali smoczą ospą. O ile stoły Ravenclawu i Hufflepuffu wydawały się w miarę spokojne, tak wśród Gryfonów wrzało jak w cholernym ulu. Malfoy miał pewność, że sprawcą zamieszania był Potter. Chociaż może nie tyle sprawcą co przyczyną?

Bez trudu zlokalizował miejsce w którym siedział Wybraniec. Na samym końcu ławy, tuż obok Weasleya do którego przytulała się Grenger. Pewne rzeczy pozostały bez zmian. To na swój sposób wydawało mu się dziwnie kojące. Zaskakujące było jedynie to, że w pobliżu nie dostrzegł siostry wiewióra. Zmarszczył brwi i jeszcze raz prześledził wzrokiem tłum Gryfonów. Nigdzie, ani śladu. Może nie wróciła?

W końcu zlokalizował ją przy stole Ravenclawu, zawzięcie dyskutującą o czymś z Anthonym Goldstainem. Gdy ponownie zwrócił uwagę na Pottera, ten jakby wyczuwając, że był obserwowany rozejrzał się nerwowo wokół. Szczęście, że Draco nie był jedynym, który został przyłapany na gorącym uczynku. Kilkanaście innych osób z zawstydzeniem odwracało głowy. Malfoy prychnął pod nosem i nie drgnął nawet o milimetr.

Potter w końcu zerknął w jego stronę. Draco z zadowoleniem odnotował fakt, że kiedy ich oczy się spotkały, Złoty Chłopiec z zaskoczenia potrącił łokciem Weasleya. To, co najbardziej zszokowało ślizgona, to brak wrogości w oczach dawnego rywala. Sam też nie rwał się do kłótni czy kolejnych pojedynków. Dorósł i przestało go to bawić. Nie wiedział tylko na ile to był wpływ wojny i niezbyt miłych wspomnień. Czasami zastanawiał się czy, bez tego byłby w stanie tak szybko przejrzeć na oczy? Może wyglądał na swoje osiemnaście lat, ale czuł się o wiele starszy.

Kąciki ust Pottera uniosły się nieco w niepewnym uśmiechu, po czym skinął głową w kierunku wyjścia z Wielkiej Sali.

 

Czego on może chcieć?

 

Malfoya zżerała ciekawość, ale wiedział, że nie mogą od tak ulotnić się z uczty powitalnej. Nieobecności ich dwójki nikt by nie przeoczył. Pokręcił głową. Potter zmarszczył brwi, wyglądał przy tym jak wkurzony, ale zdeterminowany szczeniak. Tak, jakby w jego głowie nie było nic poza myślą: te kapcie będą moje, zeżrę je i nawet gniew pani mnie przed tym nie powstrzyma. Draco, z trudem powstrzymał się od wybuchnięcia śmiechem na wyobrażenie własnej, pokręconej metafory.

 

PÓŹNIEJ.

 

Powiedział powoli, wyraźnie artykułując każdą głoskę, mając nadzieję, że Wybraniec był na tyle bystry, żeby zdołać przeczytać jedno słowo z ruchu warg. Siedząca obok niego Millicenta, rzuciła mu zdezorientowane spojrzenie.

— Mówiłeś coś?

— Tylko kilka przekleństw — odpowiedział automatycznie — Zauważyłaś jak te dzieciaki na nas patrzą?

— Nie da się tego przeoczyć, Draco — odparła, a jej ramiona nieco opadły — Zaczynam mieć wątpliwości czy dobrze zrobiłam odrzucając ofertę Pansy.

— Masz kontakt z Parkinson?

— Już nie — przyznała Millie ze smutkiem — Zgarnęła to co zostało z ich rodzinnego majątku, spieniężyła i wyniosła się do Stanów.

— Dobrze zrobiła — przyznał, choć nie bez żalu w głosie. To coś między nimi, nigdy nie miało szans stać się czymś więcej niż przyjaźnią, ale Pansy była jedną z niewielu osób na których polegał — Daj znać, jeśli się odezwie.

— Oczywiście.

 

***

Pół godziny później, gdy jedzenia na stołach było już znacznie mniej, a rozmowy stawały się z minuty na minutę coraz głośniejsze, Minerwa McGonagall wstała z dyrektorskiego fotela. Odchrząknęła i zastukała trzykrotnie w puchar z wodą.

— Proszę o ciszę! — zawołała, a uwaga wszystkich uczniów natychmiast skupiła się na niej — Ten rok będzie dla nas wszystkich wyjątkowo ciężki. Dlatego mam nadzieję, że wykażecie się ogromną wyrozumiałością i cierpliwością, zarówno wobec siebie nawzajem jak i kadry nauczycielskiej — tutaj minimalnie skinęła głową w kierunku jasnowłosej czarownicy w średnim wieku — Przy okazji przedstawiam nową nauczycielkę Obrony przed czarną magią, Andromedę Tonks

Malfoy rzucił szybkie spojrzenie w stronę Pottera, który z niewielkim, ale szczerym uśmiechem bił brawo. Nie było wątpliwości, Gryfon cieszył się z tego, że widzi Andromedę przy stole prezydialnym. Draco sam nie wiedział co powinien czuć. Będzie uczyć go ciotka, której nigdy nie miał szans poznać.

— Tymczasowym zastępstwem za Hagrida, został Charlie Weasley — tutaj do braw dołączyły również nieliczne chichoty dziewcząt. Malfoy, miał przeczucie, że w tym semestrze Opieka nad magicznymi stworzeniami, będzie jednym z najbardziej obleganych przedmiotów — Pan Weasley, zgodził się przejąć obowiązki opiekuna Gryffindoru — zamilkła na kilka sekund, by prześledzić wzrokiem całą salę — Różnimy się pomiędzy domami jak i wewnątrz nich. Każdy z nas jest odrębną jednostką. Mamy inne charaktery i temperamenty. Zdaję sobie sprawę, że kłótnie czy drobne konflikty są nieuniknione. Nie będę jednak wyrozumiała, jeśli chodzi o akty agresji i nietolerancji. Niezależnie od tego kto się tego dopuści — posłała gryfonom wyjątkowo ostre spojrzenie. Takim samym zmierzyła wszystkie pozostałe Domy — To nierealne abyście się wszyscy lubili. Nie wiem czy zdajecie sobie z tego sprawę, ale pracuję w tej szkole przeszło pięćdziesiąt lat. Wielokrotnie, różne stanowiska były obsadzane przez osoby, które delikatnie mówiąc nie wzbudzały mojej sympatii. Jednak, żadna z nich nigdy nie doświadczyła z tego tytułu żadnych przykrości.

— Nie każdy, może być od razu tak wspaniałomyślny jak ty, droga Minerwo — wtrąciła Trelawney słodkim głosem. Dyrektorka zbiła usta w wąską kreskę i zmroziła koleżankę spojrzeniem, które z pewnością podpatrzyła u Snepe'a

— Macie przyjaciół, kolegów i znajomych. Na pewno otaczają was ludzie, którzy są wam bliscy. Skupcie się więc na nich, a wszystkich których nie lubicie zostawcie w spokoju. Dodatkowe konflikty, to ostatnie czego w tej chwili potrzebujemy.

Po tych słowach rozległy się gromkie brawa. McGonagall cierpliwie czekała aż ucichną.

— Dziękuję za tak entuzjastyczną reakcję. Mam nadzieję, że choć połowa z was zastosuje się do mojej prośby. — oznajmiła chłodno z bardzo subtelnym sarkazmem, ale Draco jako jeden z nielicznych go wychwycił. Uśmiechnął się krzywo i zerknął najpierw na Notta, który patrzył przed siebie niewidzącym spojrzeniem. Potem coś podkusiło go, aby spojrzeć na Pottera. Błąd. Złoty Chłopiec już na niego patrzył. Co prawda na jego twarzy nie było uśmiechu, ale przeczucie podpowiedziało Malfoyowi, że Potter doskonale zrozumiał cierpki humor dyrektorki — Zakazany las, nadal pozostaje zakazany. Wschodnie skrzydło zamku, w którym do tej pory odbywały się lekcje Zielarstwa oraz Starożytnych run, wciąż nie zostało całkowicie wyremontowane. Dlatego, te zajęcia będą prowadzone w klasach na trzecim piętrze. Jak sami doskonale pamiętacie, tamte sale są znacznie mniejsze, co oznacza, że w tym semestrze Zielarstwo oraz Starożytne runy, każdy Dom będzie miał osobno — przerwała na chwilę — Przepraszam, musiałam zerknąć na plan, który był dopracowywany aż do waszego przybycia. Osoby z ósmego, dodatkowego rocznika każde zajęcia mają razem. Wszystkie cztery domy.

Draco zamarł. Dlaczego do diabła tego nie przewidział? W końcu było ich jedynie dwadzieścia cztery osoby. Dopiero po dotarciu do szkoły dowiedzieli się, że dwie dziewczyny z Ravenclawu w ostatniej chwili zrezygnowały z kontynuowania nauki w Hogwarcie i przeniosły się do Beauxbatons.

— Proszę, aby wszyscy z tego rocznika zostali na krótkie spotkanie informacyjne — niby prośba, ale wypowiedziana takim tonem, że nikt przy zdrowych zmysłach nie pomyślałby o jej zignorowaniu — Tymczasem, wszyscy pozostali uczniowie udadzą się wraz ze swoimi opiekunami do pokojów wspólnych. Prefekci poszczególnych domów, zobowiązani są do pomocy pierwszoklasistom w bezproblemowym dotarciu na miejsce. Dziękuję za wysłuchanie oraz życzę miłego popołudnia. Odpocznijcie, bo od jutra lekcje odbywają się już planowo.

3 komentarze:

  1. Hejka, hejka,
    a mi się opowiadanie bardzo podoba, opieka nad magicznymi stworzeniami będzie teraz cieszyć się wielką popularnością zwłaszcza u płci pięknej ;) ciekawe czego chciał Harry od Draco może pogodzenia się, zaprzestania tej bezsensowej walki (było by miło), przykro patrzeć, że Ci którzy walczyli i przeżyli to tak jakby byli trędowaci...
    Wesołych Świąt życzę...
    weny, multum weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie i cieplutko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz, każda ilość weny mi się przyda :) Niestety kolejne rozdziały dopiero po świętach. Mam wolne od 27 aż do 2 stycznia, więc spróbuję nadrobić kilka tekstów
      Pozdrawiam i również życzę Wesołych Świąt!
      ~Noemi

      Usuń
  2. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, tak opieka nad magicznymi będzie zrzeszała tłumy ;) ciekawe czego chciał Harry od Draco może pogodzenie się, teraz to wyglada tak jakby ci którzy walczyli i przeżyli byli jakimś złem wcielonym...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń