środa, 26 sierpnia 2020

Stackson/Sterek - Recykling cz.18

Sięgam po swoje szczęśliwe zakończenie

***

Od godziny siedzą w salonie oglądając nagrania z różnych uroczystości szkolnych. Okazało się, że jego matka wywlekła pudło z tymi okropieństwami z odmętów piwnicy i ustawiła tuż przy półce z płytami. Ona naprawdę to ogląda? Stiles raz po raz wybucha śmiechem patrząc na ich młodsze wersje. Na ekranie telewizora pojawia się właśnie ośmioletni, szczerbaty Stiles i recytuje jakiś wierszyk na dzień ojca.

— Hm, czy to przypadkiem nie ja wybiłem ci tą jedynkę?

— Nah, to akurat wina mojego ADHD i złośliwości przedmiotów martwych... ty wybiłeś mi dwie dolne. — odpowiada Stilinski. Potem obaj milkną na dłuższą chwilę.

Jackson nie wie jak ma zapytać Stilesa o jego rozmowę z Hale'em. Może powinien odpuścić? Zostawić to w cholerę i cieszyć się tym, że ostatecznie to z nim chłopak spędza kolejny wieczór. Zna siebie jednak na tyle dobrze, by wiedzieć, że ta sprawa będzie go gnębić aż do skutku. Waha się głównie dlatego, że ma wątpliwości co do tego czy ma prawo o to pytać jeśli Stilinski sam nie zaczyna tematu. W końcu jest tylko przyjacielem...

— Jackson?

— Co tam?

— Znowu odpłynąłeś — wytyka mu Stiles — Jeśli jednak przeszkadzam to możesz mi to powiedzieć.

— Nah, cieszę się, że nie siedzę sam. Tylko, myślę nad czymś i... Mogę cię o coś zapytać? Jeśli uznasz, że to nie moja sprawa to nie odpowiadaj... Zrozumiem, a przynajmniej będę udawać, że tak jest.

— Tak — mówi lekko zaskoczony tym chaotycznym wywodem, Stiles

— Derek i ty... na czym to wszystko się skończyło?

— Przecież już ci o tym opowiadałem

— Nie mówię o tym co było kiedyś, tylko dzisiaj. Wasza rozmowa. — kładzie nacisk na dwa ostatnie słowa.

— Chyba nie myślisz, że... to nie była tylko rozmowa?! — syczy Stilinski, podrywając się z kanapy. — Nie odpowiadaj, twoja mina mówi sama za siebie. — prycha — On ma żonę, idioto! A cokolwiek o mnie myślisz

— Stiles! — woła Whittemore, starając się przerwać monolog chłopaka choć na chwilę. Jednak powinien wiedzieć, że to na nic. — Macie swoją historię — dodaje i to wreszcie ucisza Stilinskiego

— Dobrze powiedziane: historię. Przeszłość. — oznajmia, patrząc na Jacksona z wyzwaniem w oczach — Tak na dobrą sprawę to nie wiem co kierowało Derekiem, kiedy dzisiaj do mnie przyszedł. Przeprosił. Nawrzeszczałem na niego trochę. Pogadaliśmy o tym co było i nawet próbowałem uzyskać odpowiedzi na kilka pytań, które nie dawały mi spokoju.

— I?

— Nie wiem czy mam ochotę o tym z tobą gadać. W tej chwili z trudem powstrzymuję się, żeby nie przyłożyć ci w nos.

— Jak za starych dobrych czasów? — pyta Whittemore wskazując w stronę telewizora.

— Dokładnie. Naprawdę myślałeś, że wystarczą przeprosiny i fakt, że zostaniemy sami... I co? Rozłożę nogi i dam się przelecieć? Bo naprawdę tak bardzo tęsknie za tym żeby znowu poczuć się jak szmata — głos Stiles drży nieprzyjemnie przy końcówce zdania. Jackson żałuje, że jednak nie trzymał języka za zębami.

— Przysięgam, że nie miałem żadnej z tych rzeczy na myśli — mówi, podchodząc powoli do szamoczącego się z kurtką Stilesa — Nie powinienem był pytać, przepraszam. — kontynuuje. Stilinski nadal na niego nie patrzy. Zakłada buty i kieruje się w stronę drzwi. Jackson panikuje. Korzystając ze swojej wilkołaczej szybkości, wyprzedza go i blokuje wyjście.

— To nie była złośliwość czy... ukryty przytyk.

— A niby co? — prycha Stiles — Przejaw troski?

— Właściwie to tak. — przyznaje — Posłuchaj przez chwilę, dobra? Byłem tu kilka dni wcześniej od ciebie, a ten cały ślub... do tej pory mnie mdli od tej wszechobecnej sztuczności. Breaden i reszta stada naprawdę są zżyci, a jej zależy na tym kutasie... ale trzeba było widzieć minę Hale'a, gdy wręczyłem mu prezent od ciebie. — śmieje się gorzko — Może być z nią i udawać przykładnego mężusia, ale... Kurwa. — przerywa by znaleźć odpowiednie słowa — Pytał mnie o ciebie, wiesz? O to co jest między nami... ulga, kiedy powiedziałem, że jesteśmy przyjaciółmi była doskonale widoczna na jego twarzy.

— Co z tego? Może po prostu... no nie wiem, nie lubi ciebie?

— Och, to na pewno. Bardziej prawdopodobne, że mnie nienawidzi... Muszę ci to przeliterować, prawda? — pyta Whittemore zrezygnowanym tonem. — On coś do ciebie czuje.

Stiles nie mówi nic przez dłuższą chwilę. Patrzy się tylko na niego z szeroko otwartymi oczami, chyba nawet nie mruga. Po dwóch, może trzech minutach, wzdycha głośno i zamyka oczy. Uśmiecha się samym kącikiem ust. Jackson zaczyna się powoli nienawidzić. Czy choć raz nie mógł trzymać ust zamkniętych? Teraz zostanie znowu zepchnięty na boczny tor. Sam ze swoimi nikomu niepotrzebnymi, głupimi uczuciami. Zaciska dłonie w pięści, a pazury wpijają mu się boleśnie w skórę. Czuje jak krew powoli skapuje na podłogę.

 

***

Stiles wie już, że Tom miał racje przez cały czas. To niedorzeczne, bo ten kretyn nie widział ich nigdy razem, a Jacksona zna tylko z opowiadań. Uśmiecha się lekko, chociaż tak naprawdę ma chęć śmiać się w głos. Obawia się jednak, że jeśli zacznie ciężko będzie mu skończyć. Ma wrażenie, że stał się lekki jak piórko i unosi się co najmniej sto metrów nad ziemią. Otwiera oczy i od razu dostrzega, że Whittemore jest jego całkowitym przeciwieństwem.

Pięści zaciśnięte tak mocno, że aż kaleczy sobie dłonie oraz wilcze oczy, których nie zdąża przed nim ukryć. Całe jego ciało napięte jest jak struna... jakby przygotowywał się na nieunikniony cios. Stilinski ma ochotę palnąć się w łeb, bo zdaje sobie sprawę, że to jego wina. Jackson musi myśleć, że Stiles ucieszył się tak z informacji o Dereku.

Zdejmuje kurtkę i skopuje buty, odsuwa je z przejścia, tak by rodzice Jacksona nie potknęli się na nich wchodząc do domu. Nie wie czy powinien podejść do Whittemorta czy coś powiedzieć. Może to jego kolej na wyjaśnienia? Cofa się z powrotem w głąb salonu, siada na kanapie i przycisza telewizor. Jednak nie wyłącza nagrania, bo w pewien sposób to dodaje mu odwagi. Skoro potrafili zapomnieć o dziecięcych sporach, ciągłej rywalizacji i niezliczonych bójkach i stać się prawdziwymi przyjaciółmi...

— Jackson, odkleisz się w końcu od tych drzwi? Jak widzisz, nie zamierzam stąd dzisiaj wychodzić. — oznajmia nawet nie próbując udawać spokojnego. To bez sensu, skoro wilkołak i tak słyszy jak szybko bije mu serce.

 

***

Whittemore nie wie co myśleć o zapewnieniu Stilesa. Zostaje... ale dlaczego? Jeszcze przez kilka sekund stara się uspokoić na tyle, by móc schować pazury. W końcu poddaje się z westchnieniem. Wlecze się w stronę salonu i opada ciężko na fotel.

— Dlaczego mi o tym powiedziałeś? — pyta Stilinski ciekawie — Przecież go nie cierpisz

— Mało powiedziane. Pomyślałem, że powinieneś wiedzieć, okay? — przyznaje, wzruszając bezradnie ramionami — Myślałem, że ten kretyn sam ci dzisiaj o tym powie, ale skoro tego nie zrobił... to zapewne stchórzył. — milknie na kilka sekund — Nie siedzę w twojej głowie i nie mam stuprocentowej pewności co ty czujesz do niego... coś na pewno. Pomyślałem, że może w końcu sięgnąłeś po to czego chciałeś. Po swoje szczęśliwe zakończenie.

— Hmmm? — mruczy Stilinski pytająco. Kolejny raz tego wieczora podnosi się niespodziewanie z kanapy. Tylko, że zamiast kierować się w stronę wyjścia, Stiles w kilku szybkich krokach pokonuje odległość jaka dzieli go od miejsca w którym siedzi Jackson. Przystaje nad nim i przygląda mu się sekundę z lekkim wahaniem.

— Co robisz?

— Jak to co? — pyta Stilinski z szerokim uśmiechem — Sięgam po swoje szczęśliwe zakończenie — dodaje, siadając okrakiem na kolanach zdezorientowanego Whittemorta. Przez chwilę wierci się nie mogąc znaleźć wygodnej pozycji, bo podłokietnik wbija mu się w udo. Ma też wrażenie, że za chwilę zsunie się na podłogę, a to byłby nowy poziom upokorzenia. Prycha zirytowany i w końcu zmusza Jacksona do współpracy. Wilkołak prostuje się nieco i bardzo niepewnie przytrzymuje go za biodra. Stiles nie potrafi powstrzymać śmiechu — Wyglądasz jak szczeniaczek, który zbyt długo gonił własny ogon — mówi z odrobiną złośliwości.

Gdzieś na skraju świadomości zapala mu się ostrzegawcze światełko, czy to aby na pewno dobry pomysł. Początkowo je ignoruje, ale po chwili zastanowienia dochodzi do wniosku, że jego podświadomość może mieć odrobinę racji. Sunie opuszkami palców po policzku Jacksona, obrysowuje kształt ust i nawet naciska kciukiem na jego dolną wargę. Cały czas patrząc mu w oczy i uważnie obserwując pojawiające się w nich emocje. Mimo to nie zamierza go pocałować pierwszy. Jeśli Whittemore go chcę, to będzie musiał obudzić się z tego dziwacznego letargu w który popadł. Przeczesuje palcami jego włosy, dotyka uszu, brwi i powiek, a rzęsy Jacksona łaskoczą go w palce.

 

***

Co się dzieje?!

To jedyne o czym może myśleć w tej chwili Jackson. Jeszcze kilka minut wcześniej był pewien, że nie ma żadnych szans u Stilesa, bo ten zapewne wróci do Dereka. A teraz?! Stilinski siedzi na jego kolanach i patrzy tak... ciepło?

Przecież obiecał sobie wcześniej, że nie pozwoli tak łatwo Hale'owi odzyskać Stilesa. Kiedy przyszło co do czego to prawie odpuścił... Co prawda dlatego, że chce żeby chłopak był szczęśliwy, ale przecież Derek nie ma do zaoferowania więcej niż on sam. Stilinski ma racje co do jednego, zachowuje się jak szczeniak z podkulonym ogonem.

Gdy długie palce Stilesa ponownie wplątują się w jego włosy, nie może się powstrzymać i zaciska dłonie mocniej na jego biodrach. Czuje niewyraźny zapach podniecenia i to go pokonuje. Z gardłowym jękiem wyrywa się do przodu i wpija się w jego lekko rozchylone usta. To zdecydowanie nie jest idealny pierwszy pocałunek. Zbyt chaotyczny i gwałtowny, ich zęby zahaczają o siebie więcej niż raz. Warczy, gdy czuje na języku smak krwi. Mimo to nie potrafi przestać. Stiles też nie wycofuje się nawet na chwilę. Zaciska palce na jego włosach i odchyla mu głowę nieco do tyłu. Jackson nie ma nic przeciwko oddaniu kontroli nad pocałunkiem. Czuje jak język Stilesa dotyka jego własnego i to nie jest jak z innymi walka o to kto zdominuje. To jak zaproszenie do wspólnej zabawy, droczenie się i flirt. Podoba mu się to. Zaciska ręce na tyłku Stilinskiego i nawet przez dwie warstwy materiału może poczuć, że mu się to podoba. Gdyby nie byli tak ściśnięci, to i tak wyczułby zapach sączącego się preejakulatu. Dźwięk jaki wydostaje się z ust Stilesa, kiedy Whittemore zaczyna masować jego pośladki też jest niemożliwy do przegapienia.

Kończą pocałunek dopiero, gdy ich płuca zaczynają domagać się powietrza. Mimo to nie zmieniają pozycji ani nie odsuwają się od siebie choćby na milimetr.

 

2 komentarze:

  1. Hejka,
    wspaniale, Jackson chce szczęścia Stullsa nawet swoim kosztem, pozwala mu zdecydować, że jeśli chce Dereka to...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniale  och no pięknie Jackson chce szczęścia Stillsa, więc daje mu możliwość że jeśli chce Dereka on odpuści...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń