piątek, 14 października 2016

Wina przypadku/Lirry 3



Bo nawet anioł by się skusił...




Liam: 

Miałem bardzo złe przeczucia, co do tego koncertu. Stadion wypełniony po brzegi, scena przygotowana, band już się rozgrzewał, a ja co chwilę przyłapywałem Louisa Tomlinsona na przypatrywaniu mi się z diabelskim uśmieszkiem. Każdy, kto choć trochę go znał, wie, że nie wróży to nic dobrego. Nie miałem pojęcia, co tym razem ten pokemon wymyślił, ale potem prawdopodobnie będę miał ochotę go zamordować…

Weszliśmy na scenę, a raczej na, nią wskoczyliśmy i na chwilę moje obawy poszły w zapomnienie, bo kiedy tyle osób śpiewało z nami piosenki, piszczało i po prostu dobrze się bawiło dzięki nam, to wszystkie myśli uciekały z głowy. Trzy szybkie piosenki jedna po drugiej potrafiły dać w kość, kiedy jednocześnie się śpiewało, biegało, skakało i jeszcze próbowało tańczyć. Dlatego z ulgą usiadłem na schodkach przy Little Things. Dzięki temu, że Magament pilnował, żeby Louis był daleko od Hazzy, Tomlinson mógł bez żadnych podejrzeń siedzieć z Malikiem. Uśmiechnąłem się pod nosem, bo kto by się kurwa spodziewał, że ta dwójka? Niby czasem znalazła się jakaś fanka, która coś tam dostrzegała, ale zazwyczaj w kontekście przyjaźni, a tu tak niespodzianka. Zayn śmiał się, z trudem łapiąc przy tym powietrze na coś, co powiedział mu Louis, a później zerknęli na Harry’ego, który odpowiedział im zdezorientowanym spojrzeniem. Nie dziwię mu się… mnie przerażał sam Tommo obserwujący mnie, a kiedy zaprzęgnął do pomocy swojego chłopaka, to aż strach się bać, co wykombinują. Trzeba przyznać, że odkąd wiemy o nich, zachowywali się znacznie swobodniej i widać było te ich szczenięce spojrzenia i to słynne przyciąganie… trochę jak magnesy - jak jeden idzie w prawo, to drugi automatycznie też zapieprza w tą samą stronę. Jak Malik siedział w kącie zmęczony, Lou wyciszał swoją głośną osobowość, dopasowując się do nastroju chłopaka. Największym szokiem był jednak dla mnie Zayn, wymyślający samodzielnie dowcipy i ten dumny błysk w oczętach Tomlinsona… Szatan i jego zdolny uczeń.




Harry:

Cały wieczór czułem na sobie czyjeś spojrzenie, a stalkerami okazali się być Louis i Zayn. Do tego te ich porozumiewawcze spojrzenia i zadowolone uśmieszki… Tak, to zdecydowanie nie wróżyło dla mnie nic dobrego. Później jednak skupiłem się na fanach i muzyce, kompletnie zapominając o dziwnym zachowaniu przyjaciół. To mój największy błąd tego dnia, bo pierwsza zasada przetrwania powinna brzmieć: Nie lekceważ Louisa Tomlinsona i jego durnych pomysłów. Liam i Louis znowu stoczyli wojnę na wodę i jestem przekonany, że Tommo doskonale wiedział, co zrobi mi widok koszulki Payno przyklejającej się do jego torsu. Dobrze, że to już koniec koncertu, inaczej moglibyśmy mieć kolejny skandal pod tytułem: Harry Styles podniecił się podczas występu. Fanki i ich zajebiste wyobraźnie nie potrzebowały lepszej zachęty do pisania fanfiction. W zasadzie mi to nie przeszkadzało, przyznam, że przeczytałem kilka, do których linki mi wysyłały. Jednak szerokim łukiem omijałem wszystkie otagowane Larry. Z tego co mówił Tomlinson, to Zayn i tak nie reagował za dobrze na to hasło. Zresztą… najczęściej szukałem tych znacznie rzadziej pisanych… Niall raz o mało nie umarł od śmiechu, kiedy dostał powiadomienie o jakimś OT5 i nie mając pojęcia, co to, kliknął w to. Mówił, że to był pierwszy i ostatni raz. Do tej pory Louis się z niego nabijał, że ma słabe nerwy. Z kolei Tomlinson bez bicia przyznawał się do regularnego czytania o sobie i Zaynie, a ten drugi twierdził, że nasze fanki mają całkiem niezłe pojęcie o tym, co piszą…

Koncert się zakończył, pisk fanów ogłuszał, a migające światła powodowały lekkie zdezorientowanie. Dlatego kolejny raz straciłem równowagę i potknąłem się o własne nogi. Chłopaki oczywiście cicho się roześmiali.

- Może na następne urodziny powinieneś dostać ochraniacze i kask? - zapytał niewinnie Zayn. Przewróciłem oczami, bo nie było sensu tego komentować.

- Pierwszy pod prysznic! - zawołał Niall, zerkając jakoś dziwnie na Zouisa.

- My zajmujemy drugi! - odpowiedział automatycznie Louis, jakby to było oczywiste. No nic, trudno poczekam…

- Tylko nie pieprzcie się tam… - odezwał się Liam zmęczonym głosem. - Chciałbym z siebie zmyć te wszystkie napoje, którymi zostałem zaatakowany. - Dodał, patrząc groźnie na Tomlinsona, ale ten się tylko wyszczerzył. Payno odpowiedział mu środkowym palcem i wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. Kiedy chłopaki zniknęli pod prysznicami, usiadłem na fotelu, czując jak koszula przylega mi do spoconych pleców. Nic przyjemnego… wolałem sobie nawet nie wyobrażać, jak czuł się Liam, skoro Lou oblał go na sam koniec colą…

- Mam nadzieję, że się pospieszą. - powiedział cicho i nie byłem pewien czy zwracał się do mnie, czy bardziej wypowiadał myśli na głos. Głowę miał odchyloną do tyłu, a oczy zamknięte, co stanowi dla mnie całkiem niezły widok. Zagryzłem wargę, żeby przypadkiem nie wypuścić żadnego westchnięcia albo, co gorsza, jęku. - Jak tam twoje plecy po upadku? - zapytał ze szczere zmartwieniem w głosie.

- Nie jest źle, pewnie zostanie niewielkie otarcie i może siniak, ale prawie wcale nie bolą. Zresztą przyzwyczaiłem się, często mam takie obrażenia. - Uśmiechnąłem się nieznacznie, a on podniósł głowę, patrząc na mnie uważnie.

- Faktycznie ostatnio częściej przydarzają ci się takie „wypadki”… coś nie tak?

- Nie… chyba. Może jestem zmęczony bardziej niż zwykłe, trochę dokucza mi bezsenność. - nie miałem pojęcia, dlaczego się do tego przyznałem i to właśnie jemu, ale spojrzenie jelonka od zawsze potrafiło wyciągnąć ze mnie każdą tajemnicę.

- Musisz się dobrze kryć, bo nic nie zauważyłem…

- Czytam. - To moja jedyna odpowiedź i na szczęście nie zdążył zapytać o nic więcej, bo Louis z Zaynem wytoczyli się z łazienki.

- No to chłopaki, jedna wolna możecie iść. - rzucił rozbawiony Louis, na co próbowałem uśmiercić go wzrokiem. Niall otworzył kolejne drzwi i wyszedł, z włosami wciąż ociekającymi wodą.

- Zamoczyłem sobie ręcznik. - zamarudził skrzacik, a ja roześmiałem się cicho. Czyli nie byłem jedynym pechowcem dzisiejszego dnia.

Liam zebrał swoje rzeczy i zniknął za drzwiami, z których wypełzł Niall, więc niestety zostaje mi iść pod prysznic po Zouisie i mam szczerą nadzieję, że nie zostawili tam nic po sobie. Chyba trwało to za krótko, żeby zdążyli zrobić cokolwiek poza całowaniem i to pewne pocieszenie, bo nie chciałbym wdepnąć w spermę żadnego z nich. Ciśnienie wody było średnie, jak zawsze w takich miejscach. Ustawiłem słuchawkę tak, żeby strumień dosięgał również moich loków. Nie miałem czasu ani zbytnio siły na długi prysznic, dlatego temperaturę ustawiłem na letnią, żeby się lekko orzeźwić. Jednak z włosami nie mogłem pozwolić sobie na pośpiech, bo ich później, kurwa, nie rozplącze. Chłopaki nie mieli pojęcia, jakie to  utrapienie. Przez ciągłe stylizacje moja czupryna przypominała po umyciu stóg siana… albo gniazdo. Dlatego zawsze musiałem nakładać odżywkę, nie ważne co i kto by mówił na ten temat. Nigdy więcej nie zamierzałem popełnić tego błędu i nie pominę tej czynności, bo przypłacam to później zajebistym bólem i kłębkiem włosów na grzebieniu. Współczułem dziewczynom, naprawdę. Śpieszyłem się jak mogłem, ale i tak spędziłem w łazience dwadzieścia minut, a kiedy wyszedłem, zauważyłem, że nikogo nie było w garderobie. Już miałem iść do wyjścia, kiedy drzwi od drugiej łazienki się otworzyły i stanął w nich Liam. 

- Gdzie reszta? - był jakiś dziwnie spięty, a jego brwi były zmarszczone. - Mam bardzo złe przeczucia…

- Nie wiem, może już wyszli do samochodu… wiesz, że Louis szybko się niecierpliwi. - podszedłem do drzwi, szarpiąc za klamkę i… Kurwa, nic się nie dzieję. Ktoś nas zamknął. - Haha chłopaki, niezły kawał, a teraz nas wypuście! - krzyknąłem, ale odpowiedziała mi tylko cisza.

- Zabiję Tomlinsona. - Warknął Payno za moimi plecami. Zaczął przeszukiwać swoje rzeczy, szukając czegoś. - No zajebie go! Sprawdź, czy masz telefon, bo mój zabrali. - Szybko podskoczyłem do swojej podręcznej, niewielkiej torby i to, co tam znalazłem zdecydowanie nie było tym, co powinno tam być!

- Nie mam… - westchnąłem. Liam próbował otworzyć drzwi, ale to bezcelowe, od kiedy nasze garderoby zawsze miały solidne zamykanie, na wypadek gdyby jacyś fani przedarli się ochronie. Obszedłem pomieszczenie dookoła w poszukiwaniu czegokolwiek: telefonu czy może tabletu jednej ze stylistek, ale jak na złość nic nie znalazłem. Cokolwiek zaplanowali, zrobili to porządnie. I nagle dotarło do mnie, dlaczego tu jesteśmy. Lou chciał nas zeswatać, ale zapomniał o tym, że to tylko moje żałosne uczucia. Payno jest całkowicie hetero.

- Nie wyjdziemy stąd… jak dorwę tych idiotów, to im nogi z dupy powyrywam! - Li był wkurzony i to porządnie. Obaj byliśmy zmęczeni po koncercie i głodni, mnie dodatkowo bolały plecy po upadku. Wiedziałem, że Tommo chciał dobrze, ale to po prostu nie mogło się udać, odkąd tylko jedna strona była zainteresowana. - Hazz, co z tobą? - zapytał Liam ciszej i spokojniej.

- Nic. - Mruknąłem - Głodny jestem i wykończony, plecy mnie bolą.

- Powinienem mieć jakieś przeciwbólowe. - Szatyn zaczął przeszukiwać mniejsze boczne kieszenie swojego plecaka i wyjął jakieś tabletki. Coś z ibuprofenem. Kiwnąłem mu z wdzięcznością i łyknąłem od razu dwie. Poczłapałem z powrotem na kanapę, zastanawiając się, jak długo oni chcą nas tu trzymać. Poczułem, że na czymś siedzę… podniosłem się i sięgnąłem ręką - to koperta. Niepewnie wyciągnąłem jej zawartość, którą stanowiła zwykła kartka złożona na cztery…

- Co masz? - Payno zauważył, że coś znalazłem. - Jak miło, zostawili nam wiadomość… - zakpił i przejął ode mnie list.

Chłopaki, nie wkurzajcie się za bardzo, albo jak tam chcecie, i tak jesteśmy poza zasięgiem waszych rąk. Za to wy macie siebie jak najbardziej dostępnych… - pomyślałem, że mniej subtelnym nie można było być. - Spędzicie tam dwadzieścia cztery godziny i ani minuty krócej. Nie ma możliwości, żebyście się wydostali wcześniej, opłaciliśmy to… Bez obaw, nie damy wam umrzeć z głodu. W rogu garderoby jest niewielka lodówka i zostawiliśmy wam tam wcześniej zamówione jedzenie, a także kilka piw. Gdzieś na fotelach powinna leżeć reklamówka z wodą mineralną i karton z pizzą. Zimna, ale jakoś przeżyjecie. Pewnie zastanawia was, dlaczego? Cóż wiem o was obu coś istotnego i mam nadzieję, że ta doba sam na sam wystarczy wam, żeby się odpowiednio uporać z tym napięciem między wami.. - Li urwał i mogłem zauważyć, że zrobił się lekko różowy na twarzy. Hm… może to zamknięcie było warte tego widoku?

Zwinąłem opakowanie z lekko jeszcze ciepłą pizzą i sięgnąłem po piwo z lodówki. Usiadłem z powrotem obok Liama i podałem mu butelkę, a sam zabrałem się za jedzenie.

- A ty nie pijesz? Wiesz, przydałoby się i tobie coś na nerwy…

- Wziąłem przeciwbólowe, a odkąd nie możemy stąd wyjść, to nie chcę ryzykować nawet minimalnie. - Przytaknął, a późnej na jakiś czas zapanowała cisza, kiedy obaj pogrążyliśmy się we własnych myślach.




Liam:

Moje przeczucia się sprawdziły… kiedy ja się w kocu nauczę ufać samemu sobie. Powinienem był się domyślić, ze ta cholera coś kombinuje, bo od rana chodził taki jakiś dziwnie zadowolony z siebie. Jakby wyszedł mu wyjątkowo udany kawał, ale machnąłem na to ręką, stwierdzając , że najwyraźniej mieli z Zaynem bardzo udaną noc i dlatego Tommo ma minę jak kot, który nawpierdalał się rybek z akwarium. Dumny łowca z pełnym żołądkiem… Jeszcze na dodatek ta cholerna notatka, naprawdę namieszała mi w głowię. Z tego, co napisał ten „terapeuta” wynikało, że zarówno ja jak i Styles mu się do czegoś przyznaliśmy. Skoro tak, to może istniała taka minimalna szansa na szczęśliwe zakończenie i dla mnie? Jednak, jeśli to tylko manipulacja ze strony Tommo i zrobię z siebie idiotę…

- Li?- wybudziłem się z myślowego transu na cichy głos loczka. - Chcesz kawałek?- Wyciągnął do mnie opakowanie z jedzeniem i dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że ostatnio jadłem dwie godziny przed koncertem. Skończyliśmy jedzenie, a ja dopiłem wywietrzały już alkohol. Niby niewiele, ale pozwoliło mi się trochę uspokoić. Hazz na chwilę zniknął w łazience, a ja przypomniałem sobie, co Lou zostawił w moim plecaku. Mimowolnie się zaczerwieniłem i skrępowanie powróciło, bo wiem, że muszę jakoś utrzymać libido na wodzy, a to nie będzie proste, bo kiedy Styles jest zmęczony i niepewny, bardzo klei się do innych osób. Zazwyczaj jego ofiarą stawał to Louis, a odkąd Zayn zrobił się bardziej zazdrosny, był to Niall. Mnie jakoś omijał i, jeśli się nad tym dłużej zastanowić, to można by wysnuć dwa wnioski - albo mnie nie cierpiał, albo z jakiegoś powodu nie czuł się komfortowo tak blisko mnie. Jednak przypomniałem sobie ten moment w Torbusie jakiś czas temu. Reakcje jego ciała na najmniejsze muśniecie…. Czy to możliwe żeby?

- Nad czym tak myślisz? - podskoczyłem lekko na jego głos tuż przy moim uchu. Styles zaśmiał się cicho i z powrotem wskoczył na kanapę tuż obok mnie. Chwycił cienki koc leżący w rogu i zarzucił go na swoje plecy, krzywiąc się lekko na ten szybki ruch. Niewiele myśląc, podwinąłem nieznacznie jego koszulę, zauważając, że otarcie jest całkiem spore. - Nic mi nie będzie. - odezwał się. Wiedziałem to, jednak nie mogłem ot tak wyłączyć tego instynktu opiekuńczego. Zanim uświadomiłem sobie, co dokładnie robiłem, on już miał głowę ułożoną wygodnie na moim ramieniu, a mi nie pozostało nic innego, jak ciche dopasowanie się do sytuacji.

- W sumie nie jest tak źle, co? - zapytał, zaskakując tym zarówno mnie jak i samego siebie, sądząc po jego bardzo niepewnej minie.

- Zdecydowanie. - odpowiedziałem, szczerząc się. Później nie padło między nami nic istotnego. Wspominałem koncert i jego co śmieszniejsze momenty. Styles łaskotał mnie w szyję swoimi lokami, ale kto by narzekał?

- Louis dostał dzisiaj jakiegoś szału z tą wodą… - stwierdziłem. - Później jeszcze ta nieszczęsna cola.

- Hej! Przynajmniej fanki były szczęśliwe… - mrugnął sugestywnie, a ja poczułem, że powoli moja samokontrola robi się coraz mniejsza i jeszcze kilka takich gestów, a pójdzie całkowicie w cholerę.

- Na pewno nie bardziej, niż kiedy ty pomyliłeś statyw mikrofonu z rurą do tańca… - chciał tak grać, to ma…

- Możliwe… jednak pokaz był niezły, sam przyznasz? - uniósł kącik ust. Kurwa mać! Gdzie było moje słynne opanowanie, kiedy jest potrzebne?! Penis siad! Wcale się mnie nie słuchał…

- Uhm… Nie najgorszy. - Wykrztusiłem z trudem, bardziej skupiając się na poprawianiu się na kanapie tak, żeby nie zauważył, że ta jego gadka jakoś na mnie wpływała.

- Mówisz, że nie najgorszy… chcesz powtórkę? - zapytał żartem, a ja pomyślałem: Teraz albo nigdy.

- Co zrobisz, jeśli powiem, że tak? - Żartobliwy ton pozostał, ale pytałem serio i on chyba wychwycił tą różnicę, bo zerknął na mnie.

- Liam… ty nie żartujesz tak do końca, prawda? - pokręciłem głową, sprawdzając jego reakcję. Oczy jak spodki i szybki oddech. - Powiedz mi, o czym Louis pisał? Co mu powiedziałeś?

- Hazz…

- Powiedz. - jego głos był tak słaby, że pomyślałem : pierdolić to, i po prostu zrobię to, co chcę. - Przyszpilił mnie i musiałem przyznać, ze zależy mi na tobie bardziej niż mi się wydawało…

- A jest tak? - idiota. Czasami naprawdę zastanawiałem się, dlaczego te ważne i trudne słowa trzeba powtarzać kilkakrotnie… jakby raz nie był wystarczająco stresujący.

- Tak, jest. Całkiem nieźle rozumiem Zayna, też byłem zazdrosny o Larry’ego… - nie zdążyłem zapytać go, co on na to wszystko, bo w następnej sekundzie ten napaleniec siedział na moich kolanach, a w ustach czułem jego język. Co mi pozostało, jak odpowiedzieć na to… Po jakimś czasie złapaliśmy oddech. - Rozumiem, że to twoja wersja „ja ciebie też”. - Uśmiechnął się jak zadowolony Gremlin i jeszcze raz musnął moje usta.

- Mamy jeszcze jakieś dwadzieścia osiemnaście godzin Li… - mruknął mi do ucha. - Powiedz mi, co dostałeś w prezencie od terapeuty? - skąd on…? - Ja znalazłem kilka butelek lubrykantu i karteczkę, że drugą część prezentu masz ty…

- Prezerwatywy… - jęknąłem, bo ta cholera wierciła się na moich kolanach, raz po raz ocierając się swoim kroczem o mojego twardego penisa.

- Myślisz, że możemy?

- Możemy wszystko, jeśli zechcemy. - odpowiedziałem szybko. - Tylko jedno pytanie, spróbujemy po prostu być czymś więcej niż tylko pieprzeniem i przyjaciółmi? Wiesz, bo jak tak na serio z tym… - plątałem się ze zdenerwowania.

- Li… wyglądasz w tym momencie tak, że nawet anioł by się skusił, a ja zdecydowanie nie mam białych skrzydełek… bardziej ogon i Różki… To, plus mam obsesję na twoim punkcie już jakiś czas…

- Tak? - zaśmiałem się. - Jak dużo Louis słyszał?

- Za dużo. - odpowiedział, a ja stwierdziłem, że jednak nie zabiję, Tomlinsona jak już się wydostaniemy z tej garderoby. Nagle te kilkanaście godzin to zdecydowanie za mało.