sobota, 27 marca 2021

STETER - Gorszy Dzień - BONUS 1

 

Błędy niesprawdzone. Poprawię na dniach. Słowo.



***


Stiles wie, że powinien zacząć jakoś delikatnie uświadamiać resztę watahy co do relacji jakie łączą go z Peterem. Nie chce, by dowiedzieli się od jakiś plotkujących idiotów, a tych nie brakowało w szkole jak i poza nią. Abby, ze śmiechem opowiadała mu o tym, jak ich sąsiadka przyszła na posterunek powiadomić Johna o tym, że jego syn zadaje się z jakimś starszym, podejrzanie wyglądającym mężczyzną. Wyraźnie sugerowała, że Stiles jest w coś zamieszany. Stiles chciałby widzieć jej minę, gdy ojciec z beznamiętnym wyrazem twarzy poinformował wścibską babę, że najprawdopodobniej widziała jego syna z: "partnerem, którego poznałem i niechętnie zaaprobowałem". To musiało być genialne!

Dobrze, że zdecydował się na zapoznanie ojca z Peterem. Może zbytnio za sobą nie przepadają, ale po jakimś czasie znaleźli wspólną płaszczyznę na której dogadują się bez słów. A konkretnie: obu im zależy na Stilesie, więc tak długo, jak ten jest najszczęśliwszy mając ich obu w pobliżu, to oni są w stanie tolerować swoje towarzystwo. Dlatego już od kilku dni kombinuje w jaki sposób powiadomić o wszystkim swojego najlepszego przyjaciela i Deatona. Ta dwójka, mimo swoich licznych wpadek od lat starała się dbać o niego i chronić w razie potrzeby.  Stiles chce być wobec nich szczery, ale za nic w świecie nie potrafi zebrać się na odwagę.  Codziennie odkłada tą rozmowę na kolejny raz.

Główny problem polega na tym, że po napięciu jakie zafundowało im Stado Alf i Darach, nastąpiła wreszcie wyczekiwana przez wszystkich chwila spokoju. Nie chciał być tym, który wywoła przysłowiowego wilka z lasu.

Nadal wybuchają mniejsze czy większe sprzeczki, bo nie wszyscy potrafią się dogadać. Trzy alfy, trzech emisariuszy, jeden nawrócony darach i kilka zdezorientowanych bet pomiędzy nimi. Lydia i Allison zdecydowały, że lepiej będzie jeśli odsunął się na chwilę od watahy. Tak, by wilkołaki mogły na nowo wyczuć dynamikę, jaka od teraz będzie funkcjonować w ich grupie.

Największy problem z dopasowaniem się mieli Aidien i Eathen. Co prawda ich lojalność względem Deucaliona nie była szczera, ale planowali, że po wszystkim odejdą z Beacon Hills jako alfy i założą gdzieś swoje stado. Mało to miasteczek w Kalifornii? Nikt nie jest pewien, jak to się dokładnie stało, że bliźniaki alfa nagle stały się betami. Derek warczał na nich za każdym razem, gdy choćby zerknęli w stronę Jennifer. Scott wzdrygał się na samo wspomnienie o byciu pełnoprawnym alfą. Nie było więc mowy, że McCall przygarnie pod swoje opiekuńcze skrzydełka bezpańskie wilkołaki.

— Wiem, że to trudne dla was, ale czy możecie choć przez kilka godzin zachowywać się bardziej jak ludzie, a mniej jak bezrozumne Ghule?! — wrzasnął Stilinski, kiedy któryś raz z kolei tego wieczoru wybuchła kłótnia.

Derek prycha pod nosem i wychodzi z salonu, zapewne po to by kolejny raz zajrzeć do ukrywającej się w sypialni JJ. Stilinski wzdycha i dodaje rozmowę, z dziewczyną Dereka do długiej listy rzeczy do zrobienia na ten tydzień. Wie, że musi jej być ciężko, ale jeśli chcę być z Hale'em to nie może bez końca unikać jego watahy. Łapie spojrzenie Alana, a potem zerka na jego siostrę i wie, że przynajmniej nie jest z tym sam. To miła odmiana.

Scott wygląda, jak skarcony szczeniak i Stiles zaczyna się mgliście zastanawiać, czy nadal ma tą psią miskę, którą kiedyś dla niego podpisał. McCall musi czuć się winny tej konkretnej sprzeczce, bo stara się patrzeć wszędzie tylko nie na Stilinskiego.

— Co zrobiłeś, Scott? — pyta zmęczonym głosem. Kiedy cisza zaczyna się przeciągać, rzuca nieco spanikowane spojrzenie Peterowi. Ten uśmiecha się krzywo znad kubka z kawą, ale wygląda przy tym na mniej zrelaksowanego niż zazwyczaj. Stiles zdążył poznać na tyle jego mimikę i mowę ciała, by bez trudu odgadnąć, że o cokolwiek pożarł się McCall z bliźniakami, nie było to błahe. — Mów McCall, bo jak Marvel kocham, powiem Allison o wszystkich twoich żenujących wpadkach!

— Usłyszałem, jak rozmawiają o tym, że chcą być w tej sforze w której ty będziesz Emisariuszem, bo przyjaźnisz się z Lydią i pomogłeś Ethanowi przekonać Danny'ego, że bycie częścią watahy lub przynajmniej chodzenie z wilkołakiem nie oznacza, że i on musi się przemienić. — wyrzuca z siebie Scott na jednym oddechu.

— No i co z tego? — prycha — To w zasadzie miłe, że doceniają mój wysiłek. — Peter podchodzi nieco bliżej. Teraz stoi zaledwie dwa metry od niego i niby nonszalancko opiera się bokiem o ścianę. A jednak Stilinski jest pewien, że coś wisi w powietrzu. Hale ma tą swoją minę: zbliż się do niego, a wyrwę ci wszystkie kończyny. To wzbudza w Stilesie mnóstwo ambiwalentnych uczuć. Przyjemne ciepło zalewa całe jego ciało na ten pokaz opiekuńczości i chyba jest tam też odrobina zaborczości. Jednocześnie to niepokojące, jak wiele Peter jest w stanie zrobić byleby zapewnić mu bezpieczeństwo.

— Powiedział, że to on zdecyduję kto będzie w jego stadzie. — mówi cicho Ethan. Nadal wygląda na mocno wkurzonego, ale kiedy odwraca się do Stilinskiego można też dostrzec niemą prośbę wyraźnie wypisaną na jego twarzy. — Nie chciałem, żeby tak wyszło. Rozmawiałem z Aidienem w samochodzie nie sądziłem, że ktoś nas słyszy.

— Prywatność stała się sprawą mocno dyskusyjną, odkąd wszędzie dookoła biegają przedstawiciele gatunku, który ma wyostrzone zmysły — kip, ale w żartobliwy sposób. Trzeba jakoś nieco rozluźnić atmosferę, bo w danym momencie jest tak gęsta, że spokojnie można siekierę zawiesić.

 — Święta prawda — prycha Isaac, gdzieś z okolic kanapy — Nie można bezkarnie podziwiać dziewczyny kumpla, bo ten od razu wyniucha to co chciałoby się ukryć.

— Och? Przegapiłem coś? — pyta z błyskiem w oku. Kto powiedział, że osiemnastoletni chłopcy nie mogą od czasu do czasu poplotkować. Zawsze lepiej wiedzieć więcej, prawda? Kto? Z kim? I dlaczego? To miła odmiana, po nieustannym walczeniu o życie.

— Tak jakby wpadłem na Allison na basenie... i

— Mówicie o mojej dziewczynie! — warknął McCall

— Cicho. Chwilowo nie z tobą rozmawiam — upomina Stiles — Lahey, kontynuuj, proszę.

— No za bardzo to nie ma co dalej opowiadać... — mamrocze lekko zakłopotany —  Musiałem zrezygnować z pływania z przyczyn nie zależnych od mojej woli — Kilka sekund zajmuje Stilinskiemu zrozumienie co chłopak miał na myśli, ale kiedy to już do niego dociera nie może powstrzymać się od krótkiego śmiechu.

— Poważnie? Powiedz, że przynajmniej byłeś sam w szatni

— Nie i to jest w tym najgorsze. Byłem ze Scottem i jakkolwiek niedomyślny jest McCall w wielu sprawach, tak tym razem szybko połapał się co się stało i dlaczego.

— To nie jest wcale zabawne! — warczy Scott

— Dobra już dobra, Scotty-doo — uspokaja go Stilinski — Tą niezwykle istotną informacją odnośnie fantazji erotycznych Isaaca odwróciliśmy nieco uwagę od głównego powodu zaistniałego sporu. — zakończył poważniejszym tonem — Wszyscy są już mniej więcej stabilni? Nikt się nie wywilkołakuje i nie rzuci na moją skromną osobę z zębiskami? — z różnych części loftu nadeszły mniej lub bardziej entuzjastyczne przytaknięcia.

— Stiles? — głos Petera uspokaja go odrobinę, ale sam Hale jest wyraźnie spięty — jesteś pewien?

— Inaczej to zaplanowałem, ale... powiedzmy, że nie lubię jak ktoś wypowiada się o mnie tak jakby znał każdą moją myśl i decyzję, kiedy ewidentnie tak nie jest.

— O czym ty mówisz, stary? — pyta Scott trochę spanikowany

— Derek?! — woła, bo potrzebuje tego gburowatego alfy tutaj, kiedy mają zapaść decyzje dotyczące przyszłości ich wszystkich.

— Już idę! — warczy wilkołak w odpowiedzi. Gburowaty, gbur. — Zebranie rodzinne? — pyta siadając obok Isaaca na kanapie. — Nie będę mówił do ciebie wujku. — Kpi

— Haha. Zabawny jesteś, Der. — prycha nie przegapiając tego, jak Peter spina się na słowa siostrzeńca — Musimy w końcu coś ustalić. Póki co funkcjonujemy, jak jedno stado i jeszcze przez jakiś czas nie powinno być z tym większych problemów. Scott nadal się przystosowuje do tego, że zmienił status...

— A znając tempo w jakim przyswaja nowe rzeczy, to może chwilę potrwać — wtrąca niespodziewanie Boyd. Stiles od dawna wie, że gdy chce Boyd potrafi być naprawdę uszczypliwy.

— Nie pomagasz — mamrocze Stiles — Wracając do tematu... to ja też do zakończenia liceum będę w Beacon Hills, ale potem nie mam pojęcia gdzie mnie poniesie. Planuję składać papiery na kilka uczelni. W tym tylko jedna z nich jest w Kalifornii...

— Uproszczę to, okay? — wtrąca Derek — Stiles chce powiedzieć, że mamy teraz trzy wilki alfa i trzech emisariuszy. Teoretycznie powinny powstać oddzielne stada.

— Na razie nie skaczemy sobie do gardeł, ale na razie jest spokojnie — dodaje Peter — Jednak terytorium watahy Hale jest kuszące dla sąsiednich sfor i prędzej czy później na pewno pojawi się nowe zagrożenie.

— I?

— Zapytam inaczej: czyjego rozkazu usłuchacie, gdy przyjdzie co do czego?

— Dereka — mamrocze Isaac z lekkim wahaniem w głosie. Erika i Boyd podążają za nim.

— Stilesa — odpowiadają jednocześnie Ethan i Aidien

— Jezu, ludzie co z wami! — jęczy Stilinski — Nie jestem alfą, tylko emisariuszem!

— Ty mówisz alfie co ma zrobić, a alfa nam... my po prostu pominiemy tą kolejność.

— Cóż... trudno kłócić się z ich logiką. — Peter wcale nie brzmi na urażonego. Jeśli jakąś wskazówką jest jego szeroki uśmiech, to raczej bawi go cała ta sytuacja.

— Lepiej dogaduję się z Mairin niż z Deatonem — wtrąca Derek chcąc chyba uniknąć przedłużającej się dyskusji — To nic osobistego po prostu...

— Rozumiem — Alan uśmiecha się nieco pobłażliwie — To nie jest nic niespotykanego, Derek. Emisariusze i Alfy muszą się ze sobą dogadywać, a my jesteśmy zbyt różni.

— A jednak z moją matką współpracowałeś prawie bezkonfliktowo.

— To niezupełnie prawda, wrzeszczeliśmy na siebie tak długo aż osiągnęliśmy kompromis z którego żadne z nas nie było do końca zadowolone. Ona była zbyt ufna i we wszystkich chciała widzieć tylko to co dobre. A ja musiałem być tym, który nieustannie przypominał jej, że ludzie dookoła mają też swoją ciemniejszą stronę. — Po tym wyznaniu w salonie zrobiło się cicho. Jakby każdy bał się wypowiedzieć choćby słowo, żeby nie zepsuć tego niespodziewanego rozejmu pomiędzy niezbyt lubiącymi się mężczyznami.

— Będziesz emisariuszem Petera? — Scott nie brzmi na zbyt uradowanego. Ciekawe, jak w takim razie przyjmie resztę rewelacji, które mu zaserwują?

— Nie. — mówi Deaton łagodnym tonem — Będę twoim emisariuszem.

— CO?! — woła, a jego spojrzenie jest tak zagubione, że Stiles czuje mimowolne wyrzuty sumienia. — A-ale co ze Stilesem? — nagle jego oczy rozszerzają się komicznie, a sekundę później z gardła wyrywa mu się głuchy warkot — Nie możecie go ot tak skazać na nieustanne towarzystwo Petera tylko dlatego, że wy nie chcecie się z nim użerać!

— Jakby mu to przeszkadzało — prycha Derek pod nosem

— Zamknij się, Hale — syczy Stiles — Scott? Możemy pogadać na spokojnie?

— Dlaczego nie wyglądasz na złego?

— Scott...

— Ty-ty wiedziałeś! Wiedziałeś, że nie będziesz moim emisariuszem! — brzmi na zdradzonego. Cholera, niedobrze. — Co się stało z "my, przeciw światu?"

— Gdzie planujesz mieszkać za pięć lat, Scott?

— Co?

— Odpowiedz.

— Chyba tutaj — mówi raczej niepewnie

— Gdzie planujesz studiować?

— W Sacramento. Tak, żeby w weekendy nadal pracować u Deatona i widywać się z mamą i stadem Dereka.

— Cóż... i masz swoją odpowiedź Scott. — odpowiada Stiles — Nie zapytasz jakie ja mam plany? Spokojnie nie musisz i tak się tym z wami podzielę. Psychologa i kryminologia, jeśli uda mi się pociągnąć dwa kierunki na raz. Co do miasta to... Nowy Jork, San Francisco albo Chicago. I nie mam pojęcia czy wrócę po studiach do Beacon Hills

— Och

— Taaak. Takiej właśnie reakcji się spodziewałem — wymamrotał Stiles pod nosem

— I Peter ot tak zgodził się spakować walizkę i ruszyć za tobą?

— Plan wymaga jeszcze kilku poprawek.  — przyznaje starszy Hale — Wolałbym San Francisco, bo mam tam jedną czy dwie nieruchomości w mniej zaludnionej części.

— A ja mówię, że to zależy, która uczelnia będzie mieć lepszą ofertę

— Mówiłem już, że jeśli chodzi o czesne

— Wrrrr! Nie będziesz płacił za dom i jeszcze za moje studia! Nie pozwolę ci na to.

— Ale... Stiles. Spójrz na to z logicznego punktu widzenia

— Mój ojciec nie pozwoli ci zapłacić za studia swojego jedynego, ukochanego syna. — prycha Stilinski — Przekonaj najpierw jego, to...

— Nie było tematu. — mówi pospiesznie Hale — Ale nie wtrącasz się w kwestię miejsca naszego zamieszkania.

— O ile nie postanowisz kupić wielopiętrowej willi...

— Dom, jak dom — Peter uśmiecha się krzywo i widać, że myśli nad czymś wyjątkowo intensywnie — Będziemy potrzebować wielkiego ogrodu, skoro najprawdopodobniej twoje szczeniaczki pojadą z nami...

Znowu dookoła nich jest dziwnie cicho. Stiles zerka na stłoczonych w salonie przyjaciół i może jedynie jęknąć z zawstydzenia. Chyba niechcący zdradzili więcej niż planowali. Wszyscy wpatrują się w nich z szeroko otwartymi oczami i niezbyt inteligentnymi minami...