środa, 26 sierpnia 2020

Stackson/Sterek - Recykiling cz.19

Nie wskoczyłbym ci na kolana gdybym nie był w tobie zakochany.

 

***

Jeśli ktoś czytał coś mojego to wie, że najtrudniej jest mi pisać takie właśnie sceny. Zawsze mam wątpliwości czy da się to czytać...

Dlatego chętnie przygarnę każdą ilość komentarzy. :)

***

Przez dłuższy czas pozostają w takiej samej pozycji. Ich pocałunki są w jednej chwili leniwe i powolne, a kilka sekund później mocne i odrobinę zbyt gwałtowne. W pewnym momencie Whittemore jest przekonany, że zaraz zemdleje z nadmiaru wrażeń, ale Stilinski cofa się o parę centymetrów, rozdzielając tym samym ich usta. Przez sekundę czy dwie patrzy na zdezorientowanego i zdesperowanego Jacksona z psotnym błyskiem w oku.

— Stiles — syczy wilkołak ostrzegawczo

Ten ukrywający się sadysta śmieje się krótko, a potem skupia całą swoją uwagę i... hm, zapał na szyi Whittemora. Liże i przygryza wrażliwą skórę. Dokładnie i powoli, milimetr po milimetrze sunie w kierunku gardła i jabłka Adama. Wilczy instynkt nakazuje Jacksonowi natychmiastową ucieczkę. Zmusza się do pozostania w bezruchu, bo wie, że Stiles nic mu nie zrobi. Poza doprowadzeniem go do szaleństwa. Już wcześniej domyślał się, że język Stilinskiego musi być bardzo zwinny... w końcu chłopak ćwiczył go latami, paplając z szybkością karabinu maszynowego. Jęczy, chociaż właściwie bardziej brzmi to jak skomlenie, kiedy Stilinski ponownie łączy ich usta, a po chwili również języki. Na własną zgubę przekonał go do tego kolczyka...

Jackson wciąż przytrzymuje Stilesa za tyłek, inaczej ten już dawno zsunąłby się na podłogę. Fotel jest zbyt mały, aby siedziało na nim dwie osoby. Nie potrafi jednak zmusić się do zaproponowania zmiany miejsca. Ta odrobina niewygody jest niczym przy całej reszcie odczuć związanej z siedzącym na jego kolanach chłopakiem. Chociaż może to nie jest dokładne określenie tego co robi Stilinski... Jego biodra drgają niespokojnie, wygląda na to, że z całych sił stara się powstrzymać od ocierania się o Jacksona, który wcale nie miałby nic przeciwko. Ręce Stilesa są wszędzie, a przynajmniej tam gdzie pozwala im sięgnąć pozycja w której się znajdują. Jego działania są jednocześnie chaotyczne i diabelnie dokładne. Whittemore do tej pory był przekonany, że tych dwóch rzeczy nie da się połączyć. Powinien pamiętać, że Stiles od zawsze lubił wymykać się schematom.

Czuje jak palce chłopaka zaciskają się na jego włosach, a następnie suną po karku, plecach i ramionach, jakby chciał jak najszybciej i jak najdokładniej poznać całe ciało Jacksona. Whittemore nie ma nic przeciwko, może nawet wspomóc to przedsięwzięcie pozbywając się ubrań. Najlepiej natychmiast. I czy on narzekał kiedykolwiek na ten wspaniały mebel... Zdecydowanie nie. Ten fotel jest idealny, a jeśli będą chcieli więcej miejsca to podłoga wygląda bardzo zachęcająco. Szczególnie, że jako wilkołak może wyczuć ostry, ciężki zapach podniecenia unoszący się wokół nich.

— Sti-es — charczy, bo chcę się dowiedzieć, gdzie jest granica zanim całkowicie straci panowanie nad sobą. — może...

— Shhh — to jedyna odpowiedź jaką dostaje. Wygląda na to, że nie tylko on jest w takim stanie. Jeszcze kilka minut, decyduje. Masuje pośladki Stilesa przez szorstki materiał spodni. Genialne uczucie. Najwyraźniej nie tylko jemu się podoba, bo Stilinski przerywa pocałunek i wierci się na jego kolanach. Jackson zaciska dłonie o wiele mocniej i jednocześnie porusza własnymi biodrami. Może poczuć, że Stiles jest tak samo twardy jak on. Jedyne czego teraz chce to żeby ich ubrania zniknęły. Musi, potrzebuje dotknąć nagiej skóry dłońmi. Skosztować jej ustami i rysować mokre wzory językiem.

 

Oczywiście w ich przypadku nic nie może układać się zbyt pomyślnie. Ledwie zdąża rozpiąć połowę guzików przy koszuli Stilesa, a słyszy charakterystyczny dźwięk auta rodziców na podjeździe. Ma ochotę się rozpłakać. Czy oni nie mogli wrócić godzinę później? Stilinski wygląda na mocno zaskoczonego i rozczarowanego, gdy przerywa rozbieranie go i odsuwa się z przepraszającym uśmiechem.

— Co ty wyprawiasz?

— Moi rodzice właśnie wrócili. Są przy bramie. — Oczy Stilesa robią się komicznie wielkie, przez co wygląda trochę jak postać z kreskówki. Niemal natychmiast zrywa się z jego kolan z taką prędkością, że chyba tylko cudem się nie wywraca. — Spokojnie, nie zjedzą cię. — zapewnia

— Jak możesz być taki...?

— Uwierz, jestem tak samo wkurzony jak ty. Wolałbym żeby zostali na noc tam gdzie byli, ale... — przeczesuje włosy — Mama wie, że... mam do ciebie słabość... a to nie tak, że mają z ojcem jakieś sekrety jeśli chodzi o mnie.

— Nie jestem zły. To w końcu ich dom. Tylko... stresuje się — przyznaje — Okay, więc co mam zrobić?

— Przywitać się i życzyć dobranoc? — proponuje Whittemore

— Tak?! — piszczy Stilinski wskazując ręką na siebie. Cóż... opuchnięte usta, malinki i zmięte ubranie. — Wyglądam jakbym ostatnią godzinę spędził na macaniu się z tobą.

— Hm... może miałem halucynacje, ale czy nie to właśnie robiliśmy? — zakpił

— Och, przestań być dupkiem! — irytuje się Stiles — Poza tym ty wcale nie wyglądasz lepiej.

— Trudno. Rodzice są już w garażu

— To na pewno będzie najbardziej żenująca chwila w moim życiu — mamrocze Stilinski, starając się wygładzić nieco koszulę. W końcu decyduje się ją zdjąć i zawiązać na biodrach. Częściowo zasłaniając krocze. Jackson nie może powstrzymać się od zadowolonego uśmieszku.

Tym razem obaj siadają na kanapie. Whittemore wyłącza nagranie i szuka czegoś znośnego w telewizji. Program jest kiepski, ale ostatecznie decyduje się na kanał z jakimś serialem o Zombie. Nie jego klimaty, ale Stiles lubi produkcje tego typu.

— Znasz?

— A ty nie?! — wygląda na oburzonego

— Jakoś nie przepadam za chodzącymi trupami.

— Jackson — jęczy Stiles i to działa na niego nieco inaczej niż chciałby w obecnej sytuacji. Oddycha kilka razy głęboko. — Jak wrócimy do Anglii, usadzę cię przed laptopem i zmuszę do obejrzenia całego sezonu — grozi albo obiecuje. Wilkołak nigdy nie umie tego odróżnić.

— Jackson?! Synku?! — słyszy swoją mamę w przedpokoju.

— W salonie! — nie mija więcej niż minuta, a do pomieszczenia wchodzi jego ojciec. — Mama prowadziła? — pyta z nadzieją

— Tak — odpowiada ze śmiechem David — Twój samochód jest cały. — zapewnia — Maura kazała przekazać ci dobranoc oraz zapytać czy wszystko w porządku... a tak naprawdę to rozpoznała samochód pana Stilinskiego i nie chciała przeszkadzać.

— Ty nie miałeś takich skrupułów, co? — prycha Jackson

— Od kogoś musiałeś nauczyć się bezczelności i wścibstwa. — to nie była dokładnie odpowiedź na jego pytanie, ale wciąż wystarczająca. — Miłego wieczoru, chłopcy! — dodaje i pospiesznie wycofuje się w kierunku schodów. Wilkołak dopiero wtedy dostrzega w jego rękach kieliszki i kubełek z lodem. Domyśla się co się święci i od razu odrobinę zielenieje na twarzy.

 

— Stiles?

— Hm? — mamrocze wciąż lekko skołowany chłopak. Whittemore nie może się powstrzymać i całuje go krótko. To tylko tak dla upewnienia się, że naprawdę wolno mu to zrobić.

— Możemy jechać do ciebie? — pyta i dopiero po fakcie orientuje się jak można to zinterpretować. Nie żeby miał coś przeciwko, ale to raczej za wcześnie. — Nie mam na myśli, no wiesz... tylko

— Nie? — Stiles brzmi na zawiedzionego — Miałem właśnie zaproponować, że pojadę teraz i... — urywa, czerwieniąc się lekko — A ty zgarniesz kilka rzeczy i może dla pewności zrobisz potrzebne zakupy na stacji

— Jasne — przytakuje ochoczo — Mogę tak zrobić.

— Jesteśmy chętni, hm? — śmieje się Stilinski. Jackson przez chwilę boi się, że został podpuszczony. Jednak Stiles całuje go mocno od razu wsuwając mu język do ust.

— Och, przepraszam! — słyszą gdzieś z okolicy schodów

— Zabij mnie — szepcze Stilinski — W życiu nie pokaże się twoim rodzicom na oczy... — Whittemore muska ustami jego policzek, a potem kącik ust.

— Nie przejmuj się nimi. — prosi cicho — Oni wcale nie są lepsi. Myślisz, że co robią po nocach?

— Jackson! Nie mów mi takich rzeczy! To nie są sprawy o których powinienem cokolwiek wiedzieć.

— Też bardzo chętnie wymazałbym to ze swojej pamięci. Wilkołacze zmysły, pamiętasz?

— Biedny, ty — kpi Stiles — To dlatego chciałeś jechać do mnie? — dopytuje, a jego mina świadczy o rosnącym zażenowaniu.

— Początkowo może i tak — przyznaje — Teraz mam nieco ważniejsze powody.

— Tak?

— Podobasz mi się, fascynujesz mnie i jestem w tobie zakochany od jakiegoś czasu. — mówi na jednym wdechu — To jest moja główna motywacja i chyba powinienem powiedzieć to już dawno.

— Sądzę, że tak jest dobrze. Definitywnie zakończyłem to co łączyło mnie z Derekiem — wzrusza ramionami z niepewnym uśmiechem — I żebyśmy mieli jasność, nie wskoczyłbym ci na kolana, gdybym nie był w tobie zakochany.

— Och — to jedyne co może wykrztusić

— Jackson, słonko - możesz głośniej, bo nie wszystko słyszę?! — pyta jego wścibska mama, gdzieś z przedpokoju. To upokarzające, ale skoro tak chce się bawić to okay. Patrzy na Stilesa z krzywym uśmieszkiem.

— To co mam kupić na tej stacji? — pyta głośno i wyraźnie. Stiles śmieje się kręcąc z niedowierzaniem głową, ale w końcu się opanowuje i odpowiada równie donośnie

— Lubrykant i prezerwatywy.

 

***

Stiles dawno nie czuł się tak zdenerwowany i jednocześnie podniecony. Drogę od Whittemora do własnego domu pamięta jak przez mgłę. Tak samo jak kąpiel, mycie zębów i całą resztę.

Wciąż wydaje mu się to wszystko zbyt nieprawdopodobne. Szczególnie teraz, gdy siedzi przy biurku w samych spodniach od piżamy z wciąż wilgotnymi włosami i czeka aż Jackson Whittemore zapuka do drzwi. Gdyby nie liczne malinki na szyi, mógłby uznać, że nic między nimi się nie wydarzyło, a wszystko to jedynie wytwór jego wyobraźni. Jednak mocno czerwone ślady zdobią jego skórę i nie może się powstrzymać od pocierania ich palcami.

Jackson pojawia się kwadrans po pierwszej w nocy. Stiles zamyka drzwi od domu na wszelkie możliwe zamki i ciągnie rozbawionego Whittemora do swojego pokoju. Pospiesznie zasłania okno, bo ostatnie czego chcę to widownia w postaci pani Greenberg. Odwraca się i wpada na Jacksona, który zdążył już pozbyć się kurtki i bluzki. Nie ma pojęcia, który pierwszy wykonuje ruch, ale już po chwili całują się, stopniowo nawigując w kierunku niezasłanego łóżka. Sunie dłonią po odsłoniętej klatce piersiowej, aż do zamka spodni. Odpina guzik mocnym szarpnięciem i od razu dotyka go przez materiał bokserek. Zaraz, chwila... dlaczego on jest ledwie co podniecony? Skoro penis Stilesa jest tak twardy, że od jakiegoś czasu to odrobinę bolesne.

— Stiles, czemu przestałeś? — syczy Whittemore

— Obciągnąłeś sobie?

— A ty nie? — pyta zdziwiony — Jak twoim zdaniem miałem inaczej wejść na stacje?

— No nie wiem, założyć dłuższą koszulkę? — prycha Stiles, ale wraca do pozbywania się kolejnych części garderoby Jacksona

— Pomoże, jeśli powiem, że cały czas miałem przed oczami ciebie? — pyta wilkołak, niepewnie dotykając miękkiej skóry tuż przy linii jego piżamy.

— Może...

Milkną skupieni na wzajemnym rozbieraniu, a potem podziwianiu i poznawaniu swoich ciał. Niby widzieli już sporo z tego wcześniej, ale tym razem to jest zupełnie inne. Stiles pierwszy opada nagi na materac, od razu układa się wygodnie na poduszkach. Jest może odrobinę niepewny, bo Jackson jak na cholernego wilkołaka przystało, wygląda jakby właśnie zszedł z wybiegu albo z planu filmu dla dorosłych. A on od zawsze jest hiper świadomy swoich niedoskonałości. Mimo to nie próbuje się zasłaniać, tylko uważnie obserwuje twarz Whittemora. Pojawia się na niej wiele różnych emocji i nie każdą z nich Stilinski jest w stanie poprawnie zinterpretować, ale z całą pewnością jest tam podziw i pożądanie. To wystarcza, by przez jego ciało przebiegł przyjemny dreszcz. Nikt, nigdy nie patrzył na niego z taki głodem w oczach... i może to odrobinę dziwaczne, ale kręci go jak diabli to, że Jackson na moment traci kontrole i pokazuje swoje wilcze oczy.

Jackson gasi główne światło, w zamian zapalając lampkę nocną. Tak jest zdecydowanie lepiej i jakby intymniej. Stiles cieszy się, że Whittemore pamięta o tym, że jego ludzkie oczy nie są przystosowane do widzenia w całkowitej ciemności. Z czystej złośliwości, przeciąga się lekko i ugina nogi w kolanach.

— Zabijesz mnie — rzęzi Jackson.

Kiedy w końcu dołącza do Stilesa na łóżku jego każdy ruch jest wyjątkowo ostrożny i wyważony. Troska jest miła i powoduje, że ten rój zmutowanych motyli w jego brzuchu zaczyna fruwać jak szalony. Jednak nie jest tym czego Stilinski potrzebuje teraz najbardziej. Whittemore muska ustami jego żuchwę, kości policzkowe i szyję. To zatrzymuje go na dłużej, mruczy cicho oddychając wprost na rozgrzaną jego skórę. Stiles drży i nie może się powstrzymać od uniesienia bioder. Tak, by zyskać choć trochę tarcia.

— Idealny, piękny i mój — mamrocze Jackosn, gładząc delikatnie jego tatuaż na żebrach. Nutka zaborczości w jego głosie podoba się Stilinskiemu prawdopodobnie o wiele bardziej, niż gotów jest przyznać głośno.

— A ty jesteś mój? — pyta urwanym głosem, bo usta wilkołaka zawędrowały już w okolicę jego bioder, a kciukami pociera coraz bardziej wrażliwe sutki.

— Oczywiście — odpowiada Whittemore, chwytając jego nogi pod kolanami, by móc unieść je do góry. Na przemian delikatnie kąsa i całuje wewnętrzną stronę uda. Coraz wyżej i wyżej. Aż w końcu dotyka językiem główki jego penisa, a następnie liże aż do jąder i z powrotem. Nie spieszy się, bada, eksperymentuje i sprawdza jego reakcje. A Stiles tylko cudem powstrzymuje się przed dojściem tu i teraz.

— Jackson! — piszczy, bo inaczej nie da się określić dźwięku, który opuścił jego usta. Na swoje usprawiedliwienie ma jedynie to, że kompletnie się tego nie spodziewał. To pierwszy raz, gdy czuje język wokół swojego wejścia. Jęczy i wierzga biodrami, bo to cholernie przyjemne i na pewno chce tego jeszcze spróbować, ale może w innym terminie. Na ślepo maca pościel wokół siebie, bo z tego co pamięta to tam Whittemore rzucił lubrykant. Do języka dołącza pierwszy palec i ma ochotę przeklinać jak i chwalić tego durnego wilkołaka. Zaciska dłoń na małej buteleczce i z uśmiechem satysfakcji rzuca nią w Jacksona.

 

Kilka minut później Stiles jest na granicy orgazmu i ma ochotę udusić Jacksona własnymi udami. Ten pieprzony wilkołak za punkt honoru obrał sobie najwyraźniej doprowadzenie go go szaleństwa. Masuje i szturcha jego prostatę dwoma lub trzema palcami, jednocześnie sunąc językiem i ustami po jego sączącym się fiucie. Stilinski nie ma siły już przeklinać, a gardło na pewno da mu się jutro we znaki.

— No dalej — szepcze Jackson, obciągając mu szybkimi ruchami nadgarstka. — Stiles. — dodaje nagląco. Mocno rozszerzając palce wewnątrz niego. Jeszcze jedno dotknięcie prostaty i Stilinski w końcu się poddaje. Orgazm jakiego doświadcza z całą pewnością jest jednym z tych o których łatwo się nie zapomina. To jedynie kilka sekund, ale czuje się całkowicie rozluźniony i wypompowany ze wszystkich sił. Wie, że powinien być oburzony chociażby dla zasady, ale może zostawi to sobie na później, kiedy jego kończyny przestaną być takie ciężkie.

— Jesteś dupkiem — oświadcza, wciąż bardzo zdyszanym głosem

— Tak? — pyta Jackson ze śmiechem — A mógłbym przysiąc, że ci się podobało... — Stiles wywraca oczami i przyciąga zadowolonego z siebie kretyna do głębokiego pocałunku.

— Podobało, ale co z tym? — zaciska dłoń na wciąż twardym penisie Whittemora.

— Poczeka...

— Tak? — kpi Stiles

— Uhm. Najpierw szybki, wspólny prysznic — proponuje Jackson, podnosząc się z łóżka i pomagając wstać wciąż lekko chwiejącemu się Stilesowi — A potem... jestem pewien, że możesz dojść więcej niż raz. W końcu żaden z nas nie ma pięćdziesiątki na karku.

— To wyzwanie?

— Może...

2 komentarze:

  1. Hejka,
    super nie mam zastrzeżeń, no chyba że do tego, że pojawili się rodzice... ale nir było by późniejszej zabawy, ukarać że zajął się sobą ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniale, super, nie mam zastrzeżeń... chyba jedynie do tego że rodzice się pojawili, ale nie było by późniejszej zabawy ukarać ze zajął się sobą....
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń