środa, 22 kwietnia 2020

Stackson/Sterek - Recykling cz.14

Doczekał się w końcu przeprosin


***

Stiles podskakuje nerwowo, gdy poranną ciszę przerywa ostry dźwięk dzwonka. Przeklina pod nosem, bo jest niemal pewien, że za drzwiami znajduje się ktoś z watahy Hale'a. Czy oni nie mogliby dać mu choć kilku godzin na złapanie oddechu? Najwyraźniej każde z nich wciąż jest tak w gorącej wodzie kąpane jak dawniej. A kto wie - może nawet bardziej?

Z ponurą miną odblokowuje zamek, szarpie za klamkę i zamiera w bezruchu. Na wycieraczce stoi SAM Derek Hale i Stiles przez chwilę zastanawia się nawet nad strategicznym odwrotem i zatrzaśnięciem mu drzwi przed nosem. Niestety, co się odwlecze to nie uciecze... czy jakoś tak. Wciąż jednak nie wykonuje żadnego gestu, żeby zaprosić gościa do środka. Nie wie czego mężczyzna tutaj szuka i w zasadzie chyba nawet nie jest tego ciekaw. Czy on nie mógł po prostu zignorować jego skromnej osoby? Przez całą ich znajomość wychodziło mu to świetnie, więc dlaczego nie teraz do diabła?!

- Coś ci się przypala - mówi cicho Hale i to najwyraźniej ma zastąpić przywitanie.

- Szlag! - syczy Stilinski i niemal biegnie do stojącej na kuchence patelni. Świadomie zostawiając otwarte drzwi. Liczy na to, że takie zaproszenie wystarczy. Przychodząc tutaj Derek powinien wiedzieć, że nie ma co liczyć na czerwony dywan i uściski. Prędzej na tojad wciśnięty do gardła i kilka niezbyt miłych słów.

Kiedy odrywa swój wzrok od tego co miało być omletem, zauważa Dereka niepewnie czającego się na progu kuchni. Wzdycha ciężko. To będzie cholernie ciężki poranek i jakaś jego część ma ochotę wykrzyczeć wszystkie gorzkie słowa, jakie kiedykolwiek przemknęły mu przez głowę. Szczególnie, gdy ma świadomość, że Cora usłyszałaby każde z nich. Stilinski domyśla się, że siostra Dereka nie ma pojęcia co łączyło go z jej bratem. Istnieje spore prawdopodobieństwo, że dziewczyna odsunęłaby się przez to od Dereka. Mogli nie widzieć się kilkanaście miesięcy, ale najwyraźniej Cora nadal go lubi. Możliwe, że ma to coś wspólnego z tym, że uratował jej życie.

Zemsta potrafi kusić, jak nic innego na świecie. Wie, że to dziecinne i drobiazgowe, ale jednocześnie z całą pewnością byłaby w tym odrobina satysfakcji. Cóż poradzić? Jest tylko człowiekiem... Przez kilka sekund pozwala sobie na obserwowanie Dereka, który zachowuje się dziwacznie. Trochę jak dzikie zwierze uwięzione w klatce. A przecież wilkołak dobrowolnie wlazł do jego domu i z całą pewnością nikt nie zatrzymuje go tutaj siłą!

- Chodzi o Corę? - pyta o pierwsze co przychodzi mu na myśl. - Twoje siostra jeszcze śpi. Chyba. Nie wiem, nie sprawdzałem. - wzrusza ramionami i przez chwilę liczy na to, że Hale wreszcie coś z siebie wykrztusi. Przez całą tą cholerną niezręczność i napięcie między nimi zaczyna się denerwować.

- Słyszę. - mamrocze Derek - Cora i szeryf jeszcze śpią.

- Mój ojciec wciąż jest prawdopodobnie w pracy. - oznajmia i właściwie sam nie wie dlaczego. Dereka i tak pewnie to nie obchodzi - Nie ma samochodu na podjeździe...

- Aha. - i nie dodaje nic więcej. Przez kolejną minutę cisza staje się nieznośna i Stiles w końcu daje za wygraną. Ma dosyć tej zabawy. Był miły i kulturalny, ale to nie zdało się na nic.

- Czego chcesz Derek? - pyta ostro

- Ja...

- Tak, ty do cholery! - warczy - Całkiem nieźle wychodziło nam trzymanie się od siebie z daleka... i przyznaje, że może naruszyłem tą niepisaną umowę zgadzając się na to żeby Cora tutaj nocowała. To nie tak, że to był mój pomysł. - uściśla

- Domyśliłem się - mamrocze wilkołak - Nie chodzi o Corę, albo może nie tylko o nią. - Milczy przez kilka sekund. - Bardziej o to co było wcześniej. Przed twoim wyjazdem na studia...

- Naprawdę teraz chcesz o tym gadać? - kpi - Nie wydaje mi się, żeby to był dobry pomysł. - dodaje już całkiem poważnie

- Dlaczego?

- Po pierwsze zapominasz, że nie jesteśmy sami. - syczy cicho - Naprawdę chcesz żeby twoja siostra się dowiedziała? - Derek nagle wydaje się jakby mniejszy i tak cholernie zmieszany, że aż przykro na to patrzeć. - Zresztą... po co chcesz do tego wracać? - pyta niepewnie - Jest sporo powodów dla których lepiej byłoby zostawić to tak jak jest. Minęło jakieś półtora roku.

- Uwierz mi, że o tym wiem. Chciałbym jednak przeprosić. - Hale mówi tak cicho, że Stiles ma trudności ze zrozumieniem wypowiedzi, ale kiedy wreszcie mu się to udaje czuje ogromną wściekłość. On tak na serio?!

- Przeprosić, powiedział! - warczy przez zaciśnięte zęby. Stara się jak tylko może powstrzymać od walnięcia wilkołaka. Tylko potłukłby sobie rękę. - Wiesz chociaż za co?

- Ja... chyba - urywa - Tak. - "Chyba", to on sobie kurwa żartuje?! Stilinsi nawet nie komentuje tego na głos. Chociaż aż go skręca, ale tak jak powiedział wcześniej, Cora może słyszeć każde ich słowo. - Za Jennifer i to co było później. To nie powinno się zdarzyć Stiles.

- Tak? - prycha

- Stiles ja...

- Zamknij się na chwilę. - przerywa mu - Chyba jednak nie obędzie się bez tej rozmowy. - przyznaje niechętnie - A nie da się jej prowadzić w ten sposób. Omijając tego różowego słonia, który jest w pokoju. - Cała jego złość gdzieś wyparowuje, jak powietrze z przebitego koła. To pozostawia go całkowicie zdezorientowanym, bo przecież powinien czuć o wiele więcej, kiedy doczekał się w końcu przeprosin...

- Chyba nie...

- Zrobimy tak: zawołam swoich gości na śniadanie. - informuje mężczyznę - Ty usiądziesz grzecznie na krześle i nalejesz sobie kawy. Kiedy Cora zacznie sztyletować cię wzrokiem, przybierzesz najbardziej skruszoną minę jaką potrafisz i przeprosisz za to, że o niej zapominałeś.

- Co?

- Ona też jest wilkołakiem, Derek. - mówi do niego jak do kretyna i to tak bardzo przypomina mu o tym co było kiedyś, że ma wrażenie jakby cofnął się w czasie - Ma super słuch, węch i cholera wie co jeszcze... Pomyśl o części swoich nocnych zajęć odkąd Braeaden się do ciebie wprowadziła. - radzi mu z pobłażliwym uśmieszkiem. Myślał, że to będzie nieznośnie bolesne - rozmawianie z byłym, który zostawił po sobie takie spustoszenie w jego osobowości. Stilinski już od dawna nie próbuje się oszukiwać co do tego, że ta dziwna relacja jaka łączyła go z Hale'em nie miała wpływu na to jaki jest teraz. Miała i to dosyć kluczowy.

środa, 15 kwietnia 2020

Stackson/Sterek - Recykling cz.13

Jak bardzo postać w kuchni różni się od Stilesa, którego znał...

***
Pobudka w miejscu, które powinno być dla ciebie domem, ale jakimś cudem przestało nim być jest nieprzyjemna. Chociaż to może nie odpowiednie słowo... Stiles nie wie jednak jakiego innego mógłby użyć żeby opisać, to jak się czuje. Pokój wygląda dokładnie tak jak przed jego wyjazdem, co jest za razem dziwnie miłe jak i trochę niezręczne. To jakby ojciec mówił mu, że zawsze będzie tu dla niego miejsce. Tylko, że przez to ma wrażenie jakby te dwa ostatnie lata nie istniały. Wspomnienia związane z nocami w tym pokoju nie zawsze są dobre. Nie są też tak do końca złe... tak jak cały jego pseudo związek z Derekiem. Kochał go i to przez krótką chwilę wydawało się naprawiać wilkołaka. Na tej jego masce zaczynały się pojawiać pęknięcia.
Przez zasłonięte okno przebija się już nieco światła, ale Stiles nie potrafi odgadnąć która może być godzina. W powietrzu unosi się lekko stęchły zapach, charakterystyczny dla pomieszczeń w których nikt od dawana nie mieszka. Powinien prawdopodobnie tutaj przewietrzyć, ale tak cholernie nie chcę mu się wstawać z ciepłego łóżka. Zresztą Jackson owinął się wokół niego niczym cholerna ośmiornica. Stiles wątpi, że możliwe jest wydostanie się z tego potrzasku bez obudzenia Whittemorta. Nie wie nawet czy ojciec jest już w domu. Dopiero teraz uświadamia sobie, że mógł wczoraj zadzwonić do niego i uprzedzić, że Cora pomieszka u nich przez kilka dni.
Chwile kręci się delikatnie, starając się wyswobodzić na tyle, żeby być w stanie sięgnąć po swój telefon leżący na szafce nocnej. Jackson syczy w proteście. Stilinski specjalnie mu się nie dziwi, bo każdy po zarwaniu niemal całej nocy chciałby się wyspać. Ma lekkie wyrzuty sumienia przez fakt, że zatrzymał przyjaciela, kiedy ten chciał jechać do siebie. Prawda jest taka, że na kiedyś znajome otoczenie, teraz wydaje mu się całkowicie obce. A on sam czuje się jak intruz. To irracjonalne odczucie, bo w końcu spędził w tym domu prawie dziewiętnaście lat życia... a tylko półtora roku za oceanem. Na nic jednak zdaje się racjonalne myślenie i próby przetłumaczenia tego samemu sobie. Jackson z kolei, jest jednym z nielicznych stałych elementów w jego życiu.

***
O siódmej rano Derek wciąż nie mógł się uspokoić. Nie próbuje nawet kłaść się spać, bo jest całkowicie pewien, że i tak nie zmruży oka choćby na kwadrans. Krąży niespokojnie po całym domu, starając się jakoś zapanować nad bałaganem w swojej głowie. Wszystkie ładnie poukładane półeczki i szufladki jego świata, nagle posypały się jakby przeszło tamtędy tornado. Uświadomienie sobie, że tak naprawdę wszystko co ma - watahę, dom i rodzinę - może stracić w ciągu kilku minut niewyobrażalnie go przeraża. Wystarczyłoby kilka zdań Stilesa, a Scott, Cora i Allison odwróciliby się od niego na zawsze. Nie jest do końca pewien co zrobiłaby Braeden, ale wątpi by mogła od tak przymknąć oko na fakt, że ich relacja została zbudowana na cudzym cierpieniu. Jego żona może i jest niezwykłą twardzielką, która ma niezłą kolekcję broni, poutykaną po całym ich domu, ale jednocześnie ma w sobie typowo kobiecą wrażliwość.
Dlatego wilkołak postanawia skorzystać z pretekstu jakim jest Cora, by wpaść niezapowiedzianym do Stilinskich i być może spróbować porozmawiać ze Stilesem. tak na dobrą sprawę, to nie ma pojęcia co ma powiedzieć. Zresztą chłopak wcale nie musi mu na to pozwolić. Zawsze może kazać mu iść do diabła. Hale nie byłby zdziwiony, gdyby tak właśnie się to skończyło.
Nie kłopocze się nawet informowaniem Isaaca, że wychodzi. Beta i tak prawdopodobnie nie doceniłby jego starań. W zamian zasypując go gradem przekleństw za kolejną pobudkę. Czuje jak jego wnętrzności skręcają się z nerwów. To, że pokonywał tą drogę już wielokrotnie w przeszłości, ani trochę mu nie pomaga. Doskonale pamięta, jak zawsze kończyły się jego wizyty w domu Stilinskich. Teraz nawet nie potrafi zrozumieć samego siebie. Zachowywał się jak ćpun z dobrego domu. Może to dziwne porównanie, ale jakoś nie potrafi znaleźć lepszego. Raz po raz wracał po kolejną działkę, zaliczał odlot... a rano udawał przed wszystkimi i może też przed samym sobą, że nic się nie stało.
Wie, że trzymanie tego w tajemnicy było raniące dla Stilesa. Wtedy też był tego świadomy, ale nigdy nie próbował nic zrobić ani powiedzieć, żeby choć trochę to złagodzić. Wmawiał sobie, że przecież chłopak wie, co robi. Dzisiaj już nie był tego taki pewien. Gdy, to stało się po raz pierwszy, Stiles nie miał nawet osiemnastu lat. Był... Derek nie chce nazywać go słabym czy bezbronnym, bo te określenia wcale nie pasują do młodszego chłopaka. Może bardziej chodzi o to, jak wówczas Stiles był podatny na wpływ otoczenia i samego Dereka. Zaangażował się w życie watahy jak żaden człowiek przed nim i Hale dopiero niedawno uświadomił sobie, że to właśnie to tak przyciągało go do Stilinskiego. Ta lawina różnorodnych emocji. Uczucia nastolatka zmieniały się jak w kalejdoskopie, ale te najważniejsze pozostawały zawsze na swoim miejscu. Przyjaźń, przywiązanie, lojalność, chęć ochrony innych. W odróżnieniu od niego Stiles był naprawdę żywy, a nie tylko nieumarły.

***
Po niemal godzinnym wylegiwaniu się w ciepłym łóżku Stiles w końcu zmusza się do wstania. Zaczyna od krótkiego prysznica, ponieważ wyraźnie czuje, że ostatni raz mył się jeszcze po tamtej stronie oceanu. Uświadamia sobie, że gdyby nie pomoc Jacksona to prawdopodobnie dopiero dojeżdżałby do Beacon Hills. A tak? Oszczędził czas i przede wszystkim zdrowie. Może się założyć, że gdyby jednak czekał na ten poranny pociąg, to jak nic dorobiłby się przeziębienia.
Jeszcze tylko wyciera włosy ręcznikiem, a potem świeży i pachnący schodzi na dół - do kuchni, a jego ostatecznym celem jest stojąca w kącie pomieszczenia, oblepiona przeróżnymi karteczkami lodówka. Skanuje wzrokiem każdą półkę, ale tak jak się tego spodziewał jego tatulek rozbestwił się, kiedy nie miał go kto kontrolować. Parówki, jajka, dwa lekko zwiędłe pomidory i odrobina szynki, to wszystko na co może liczyć. Nie ma siły tak od razu biec na zakupy. Już nie mówiąc o tym, że ma w domu dwójkę gości. Mogłoby to wyglądać odrobinę niegrzecznie, gdyby zostawił ich samych. Wstawia wodę na herbatę i zastanawia się kogo będzie bezpieczniej obudzić.
Whittemore wydaje się oczywistym wyborem. Głównie dlatego, że go zna i wie czego można się po nim spodziewać. Czego, niestety nie może powiedzieć o siostrze Dereka. Młodsza o rok dziewczyna jest dla niego póki co zagadką. Wydaje się go lubić i może nawet czuje się z nim bezpieczna, skoro zdecydowała się u niego zatrzymać. Tylko, że to nie mówi mu zbyt wiele o tym jaka jest na codzień. Pewnie jak każdy Hale, od czasu do czasu musi kimś porzucać po ścianach, a on jakoś niespecjalnie tęskni za siniakami i stłuczeniami...

***
Derek przez dobre pięć minut nie może zmusić się do opuszczenia samochodu i przejścia tych kilkunastu metrów do drzwi wejściowych. Zamiast tego siedzi w Camero jak ostatni idiota i wgapia się w kuchenne okno. Roleta jest zwinięta i dzięki temu ma świetny wgląd na niemal całe pomieszczenie. Jego wyostrzony wzrok jest równie pomocny. Nic dziwnego, że dostrzega chłopaka jak tylko ten pojawia się na parterze. Derek ze świstem wciąga potężny haust powietrza, gdy dociera do niego jak bardzo postać w kuchni różni się od Stilesa, którego znał.

poniedziałek, 6 kwietnia 2020

Stackson/Sterek - Recykling cz.12

Czego się nie robi dla bliskich?

***
Jackson nie może powstrzymać się od krótkiego parsknięcia śmiechem na widok przerażonej miny Dereka. Najwidoczniej fakt, że jego młodsza siostra mogłaby dowiedzieć się zbyt dużo od Stilesa jest mu bardzo nie na rękę. Wie, że prawdopodobnie nie powinien aż tak cieszyć się z cudzego nieszczęścia, ale w końcu ten kretyn sam je na siebie sprowadził. Druga sprawa, że naprawdę nie chce doprowadzić do konfrontacji Stilinskiego z całą watahą. Nie w środku nocy, gdy chłopak jest nieludzko zmęczony po locie z innego kontynentu.
- Cora... pożegnaj się z braciszkiem i spadamy - mówi więc cicho
- Nigdzie. Nie. Idziesz. - warczy starszy Hale
- Nie? - Cora uśmiecha się słodko - No to patrz. - łapie za plecak i torebkę i w przeciągu piętnastu sekund jest już za drzwiami. Whittemore żegna się z nimi lekkim skinieniem głowy i również wychodzi. Derek chce za nimi ruszyć, ale na szczęście McCall chociaż raz się na coś przydaje.
- Odpuść
- Puść mnie!
- Tylko się poszarpiecie i padnie dużo nieprzyjemnych słów... Chcesz tego? - pyta Allison - Ona jest na ciebie wściekła, a ty na nią. - jest jakiś dalszy ciąg tego monologu, ale Jackson już go nie słyszy, bo z powrotem zasiada za kierownicą porsche i niemal od razu rusza.
Patrzy z lekką obawą w bok na Stilesa, ale na szczęście ten wciąż drzewie z głową opartą o szybę. Musi być padnięty, bo inaczej obudziłoby go trzaśnięcie drzwiami lub odpalenie silnika. Stara się jechać spokojnie bez szaleństw. Chociaż taka mała prędkość doprowadza go do szału, ale czego się nie robi dla komfortu bliskich? Nie wie jak inaczej mógłby nazwać Stilesa... Od dawna nie jest on dla niego tylko przyjacielem. Właściwie nigdy nie był. Najpierw latami wmawiał sobie, że nie cierpi tego przemądrzałego nerda, a gdy w końcu przestał... cóż uświadomił sobie jak głęboko w tym siedzi.
Dopiero, gdy dojeżdżają pod dom Stlinskich dociera do niego, że i tak najprawdopodobniej będzie musiał go obudzić. Muszą w końcu dostać się jakoś do środka, a sądząc po braku samochodu na podjeździe, to szeryf jest w pracy. Jackson nie wie gdzie Stiles schował klucze do domu, a jakoś nie uśmiecha mu się przeszukiwanie całego bagażu. Już niemal potrząsa jego ramieniem.
- Po co go budzisz? - syczy cicho Cora.
- A jak niby chcesz się dostać do środka? - prycha
- Sprawdź kieszenie - wywraca oczami i Jackson ma ochotę pokazać jej język, ale w porę przypomina sobie, że już dawno opuścił przedszkole. - Chyba, że boisz się... efektów ubocznych. To zawsze ja mogę to za ciebie zrobić
- Jakich...
- Proszę cię - wzdycha - Nie zapominaj, że też jestem wilkołakiem, a w tak małej przestrzeni jestem w stanie wyczuć nawet najmniejszy wzrost twojej temperatury, tętna czy...
- Dobra, wystarczy. Już zrozumiałem. - warczy, czując się nieco zażenowanym. Ostrożnie sięga do kieszeni kurtki Stilinskiego i najwyraźniej cały wszechświat z niego kpi, bo kluczy tam nie ma. Wyplątuje go z pasów i sprawdza bluzę i na koniec jeansy. Z lekkim trudem wydobywa klucze i podaje je chichoczącej z tyłu dziewczynie. Następnie wysiada i cicho zatrzaskuje za sobą drzwi, szybko okrąża samochód i otwiera te od strony pasażera. Pochyla się i ostrożnie podnosi śpiącego chłopaka.
Kiedy są już na parterze domu uświadamia sobie, że nie wie gdzie dokładnie jest pokój Stilesa. Był tutaj raz i szczerze, to nie bardzo zwracał uwagę na to co się dookoła dzieje. Zapach szeryfa równomiernie roznosi się po niemal całym domu, a ten Stilesa jest prawie niewyczuwalny, przez co ich wilkołacze zmysły są bezużyteczne. I chociaż mógłby krążyć w tą i z powrotem z chłopakiem na rękach, to wciąż obawia się, że mógłby go w ten sposób obudzić.
- Wiesz, który pokój jest jego? - pyta Cory
- Yup. - przytakuje - Po schodach i drugie drzwi na prawo
- Dzięki... mogłabyś
- Sekundę - przerywa mu w pół zdania - odniosę swoje rzeczy do gościnnego i skocze po jego bagaż.
Whittemore tylko kręci głową, bo skąd ona właściwie wiedziała o co on chciał zapytać? Powoli kieruje się w wyznaczonym kierunku. Zamiera, gdy jeden ze schodków nieprzyjemnie skrzypi pod ich ciężarem. Stilinski zaczyna odrobinę wiercić się w jego ramionach. Ostatecznie układa głowę w taki sposób, że jego usta niemal dotykają skóry na szyi wilkołaka. To cholernie rozpraszające. Jackson modli się o to by przypadkiem nie potknąć się o własne nogi.

***
To jakaś jedna wielka kpina.

Derek nie może powstrzymać się od nerwowego dreptania po całym mieszkaniu. Za co Isaac już dwukrotnie zdążył go zwyzywać od paranoików i zgredów. Nie jest tym specjalnie zdziwiony. Dochodzi już niemal szósta rano i z całą pewnością chłopak chciałby się w spokoju wyspać. Reszta watahy dawno rozjechała się do domów i Hale wciąż nie może rozszyfrować na wpół rozbawionego, a na wpół współczującego spojrzenia Petera. W zasadzie, to nie jest nowość - nikt, nigdy nie rozumie o co mu chodzi. O zgrozo na odchodne wuj poklepał go pocieszająco po ramieniu. To coś dziwniejszego niż legalna blondynka na koncercie Nightwish. Peter wciąż mu grozi, czasem doradza, a częściej drwi i straszy, ale nigdy nie współczuje.
Nie może zrozumieć dlaczego jego siostra musi nocować akurat u Stilinskich. Przecież, jeśli już w jakiś sposób (wciąż nie wie jaki) jej podpadł, to niemal cała wataha proponowała jej nocleg. Ale nie - księżniczka się uparła i koniec. Hale już na samym początku wyklucza możliwość tego, że Cora wie o relacji jaka go łączyła ze Stilesem. Wtedy oprócz niej wiedziałoby też całe stado. Byłoby dużo kłów, pazurów i krwi. Jego krwi.
Boi się prawdy. Wie, że może ona odebrać mu stado, które tak wiele dla niego znaczy i o które tak długo zabiegał. Prawdopodobnie powinien mieć chociaż tyle przyzwoitości by porozmawiać ze Stilesem i go przeprosić. To niczego już nie zmieni, ale może on przestanie wzdrygać się za każdym razem, gdy rozmawia z szeryfem.

***
Jackson wie, że powinien stąd wyjść od razu jak tylko bezpiecznie odtransportował Stilesa do pokoju. Niestety tego nie zrobił, a z każdą minutą spędzoną na obserwowaniu spokojnego oddechu chłopaka wcale nie jest mu łatwiej zmusić swoje kończyny do pracy. Cały czas ma w głowie: jeszcze chwilę, jeszcze minutkę. I tkwi na tym krześle już od prawie czterdziestu minut. To nie może być zdrowe ani normalne. Zachowuje się jak rasowy stalker albo psychopata, ale za to jego wilcza strona jest niemal całkowicie zadowolona. Od czasu do czasu stara się tylko popchnąć go do przodu. Domaga się więcej zapachu, dotyku i smaku.
Wzdryga się, gdy Stilinski przez przypadek uderza dłonią o szafkę nocną. Syczy boleśnie i wciąż lekko nieprzytomnie rozgląda się po ciemnym pomieszczeniu. Jackson od razu rozpoznaje moment w którym chłopak dostrzega kontury jego sylwetki. Wie, że powinien coś powiedzieć, ale czasami wciąż bywa wrednym dupkiem, a jest odrobinę ciekawy jaka będzie reakcja Stilesa.
- Bawisz się w Cullena, Jackson? - W zasadzie nie może zaprzeczyć. Kurna.
- Um... Cora sama sobie poradziła. Śpi w gościnnym - mamrocze, nerwowo przeczesując włosy dłonią - Twój ojciec wciąż nie wrócił z posterunku...
- Więc postanowiłeś upewnić się, że od razu po powrocie do tego cudownego miasta nie zostanę zjedzony przez potwory spod łóżka?
- Coś koło tego - przytakuje
- A musisz to robić akurat z tamtego miejsca? - pyta - Stresujesz mnie tym gapieniem.
- Wcześniej jakoś nie narzekałeś...
- Bo spałem? - prycha - Czekaj... które z was mnie tu przywlekło? I które mnie przebrało w spodenki?!
- Możliwe, że to byłem ja. - przyznaje z lekką obawą
- I jeszcze nie naśmiewasz się z moich fantazyjnych gatek ze supermenem?
- Zostawię, to na potem.
- A teraz?
- Chyba powinienem iść skoro nie możesz przeze mnie spać - mówi spokojnie - A uwierz, że powinieneś odpocząć.
- Dlaczego?
- Cora wygadała u kogo się zatrzyma na kilka dni, więc jutro spodziewaj się nalotu watahy Hale.
- Kurwa. - syczy Stiles - Tego nie przewidziałem.
- Ta. Chcesz żebym wpadł z samego rana i pilnował żeby cię nie zjedli na śniadanie?
- A musisz iść?
- Ale...
- Przeszkadza mi, gdy tam siedzisz niczym jakiś posępny wampir, czyhający na niewianą ofiarę. - Stiles milknie na dokładnie dwie sekundy - Po prostu, spaliśmy już w jednym łóżku i cię nie pogryzłem ani ty mnie...
- Okay - mówi Jackson tylko, starając się trzymać swoją wilczą stronę na wodzy, a Stiles nieświadomie, bardzo mu to utrudnia.

piątek, 3 kwietnia 2020

Stackson/Sterek - Recykling cz.11

Nie zostanę twoją żywą tarczą.

***
Droga do Beacon Hills mija im zadziwiająco szybko, pomimo grobowego nastroju Cory. Pozwalają jej odpłynąć myślami gdzie chce. Sami też raczej milczą. Stiles dlatego, że jest potwornie zmęczony i tylko dzięki uporowi nie pozwala swoim powiekom opaść. Od czasu do czasu sięga do radia, żeby zmienić stację lub na zmianę pogłośnić i przyciszyć. Jackson jeszcze ani razu go nie powstrzymuje, chociaż Stilinski jest pewien, że zdążył go już porządnie zirytować.
Zadziwiające jak wszystko zmieniło się w ciągu dwóch lat. Kiedyś, gdy jeszcze chodzili razem do liceum, Stiles bał się parkować obok porsche, bo to cudeńko jakkolwiek świetnie by nie wyglądało, to w starciu z jego Jeepem nie miało najmniejszych szans. Wiedział, że po pierwsze nie wypłaciłby mu się do końca życia. Po drugie blondyn mógłby mu, to życie znacznie skrócić. A teraz? Proszę - jak gdyby nigdy nic może sobie do woli wkurzać Whittemorta i nawet bawić się jego drogim autkiem, a i tak nie dostanie za to nic prócz grzecznego upomnienia.
- Stiles? - Cora odzywa się po raz pierwszy odkąd wsiedli do samochodu. - Jeśli mówiłeś serio, to chętnie zatrzymałabym się u ciebie na kilka dni...
- Okay - odpowiada tylko, odwracając się do tyłu. Dziewczyna wciąż wygląda jakby miała ochotę kogoś zamordować i Stiles jest trochę ciekawy, co takiego nawywijał Derek. Nie żeby odważył się zapytać.
- Tylko może moglibyście jeszcze podrzucić mnie na chwile do domu? - pyta odrobinę niepewnie, jakby nie do końca była pewna czy, to już nie za wiele przysług jak na raz. - Wzięłabym tylko kilka jakiś rzeczy... pięć minut dosłownie.
- Nie ma sprawy - tym razem odzywa się Jackson.
Stiles wyszczerza się do niego, bo Whittemore może wciąż czasami udawać dupka do kwadratu i zdarza mu się, gdy ma wyjątkowo zły humor bywać wrednym, ale tak naprawdę jest całkiem przyzwoity. Prawdopodobnie nie przyszło mu nawet na myśl żeby odmówić.
***
Mija już pierwsza w nocy, kiedy Derek orientuje się, że jego młodszej siostry nie ma w domu. Niby Cora nie ma już pięciu lat, a wcześniej przez wiele lat musiała radzić sobie sama, to jednak wciąż nie może przestać zastanawiać się gdzie się podziewa. W pierwszym odruchu próbuje zadzwonić, ale młoda nie odbiera za pierwszym jak i za dziesiątym razem. Derek dopiero wtedy zaczyna się porządnie martwić, a co najgorsze Braeden wyjechała jakąś godzinę wcześniej do Los Angeles. Wilkołak wie, że nie może jej zawrócić, bo jego żona ma swoje zobowiązania i nie rzuci dla niego ich od tak. Nie, gdy on nie ma żadnych dowodów na, to że jego siostrze naprawdę się coś stało, a nie tylko obraziła się na cały świat, albo urwała się na randkę... chociaż o tej drugiej opcji woli wcale nie myśleć.
Cora jak do tej pory wydawała się być szczęśliwa wśród nich. Może w ciągu kilku ostatnich dni wydawała się być nieco niewyspana i nieobecna. Zakochała się? Oby nie, bo jedyną osobą z którą jego siostra spędza więcej czasu niż z innymi jest Scott. Scott, który ma dziewczynę poza którą nie widzi świata i który jest jego zastępcą... Derek jest przerażony samym wyobrażeniem komplikacji i niezręczności w sforze jakie na sto procent by się pojawiły.
***
Pod dom watahy podjeżdżają dopiero przed trzecią w nocy i ze zdziwieniem zauważają, że prawie w całym domu święcą się światła. Na podjeździe stoi kilka samochodów i Stiles bez problemu rozpoznaje wśród nich auto McCalla, który wielokrotnie zasypywał go zdjęciami swojego pierwszego samochodu. Nigdy nie kazał mu przestać, bo Stiles jak nikt inny potrafił zrozumieć miłość człowieka do samochodu, szczególnie gdy tak jak Scott oszczędzało się na niego przez niemal pięć lat...
- Co do diabła? - syczy Cora
- Może, to spotkanie watahy... jakby taka wspólna wigilia czy coś? - pyta Jackson
- Nah, to było zaplanowaene na pojutrze. Jak Braeden wróci z LA.
- Wiesz... cokolwiek by nie mówić o Dereku, to jednak zniknięcie młodszej siostry mogło go trochę ruszyć.
- Przecież by zadzwonił - Cora sięga do prawej kieszeni kurtki, potem do spodni i klepie siedzenie obok siebie. - Kurna, ktoś mi ukradł telefon!
Przez kilka minut siedzą w samochodzie, bo Cora nie wie teraz co zrobić. Stiles jakoś specjalnie jej się nie dziwi. Jeśli Derek faktycznie zwołał prawie całą watahę w środku nocy z jej powodu... Czuje w kościach kłótnie. A te pomiędzy Hale'ami bywają naprawdę spektakularne i przy okazji sieją spustoszenie wokół.
- Musisz iść ze mną. - oznajmia, celując palcem w Stilinskiego. - Wtedy będą tak zarefowani twoim pojawieniem się, że zapomną o mnie.
- Przykro mi, ale nie zostanę twoją żywą tarczą - Stiles stara się utrzymać żartobliwy ton głosu, ale nie jest do końca pewien czy mu się to udaje. Wpaść na któregoś z dawnych przyjaciół pojedynczo, to zupełnie co innego niż wejście tam i zmierzenie się ze wszystkimi na raz.
- Aleee Stiles! - Cora jęczy cichutko starając się przybrać jak najbardziej smutną minę. Nie wie niestety, że nic oprócz realnego zagrożenia jej życia nie zmusiłoby go do przekroczenia progu tego domu. A nie sądzi żeby Derek faktycznie mógł urwać jej głowę. Jeśli już, to trochę na siebie powarczą i może postraszą pazurami, a on woli nie być w pobliżu.
- Ja z tobą pójdę - mówi niespodziewanie Jackson. Stiles patrzy na niego z wdzięcznością i przyjaciel uśmiecha się do niego samym kącikiem ust. To takie jego: "nie ma za co"
- Niech będzie... w razie co schowam się za tobą
***
Spanikowany - to jedno słowo doskonale opisuje stan w jakim jest teraz Derek. Trochę mu głupio z tego powodu, bo w końcu, to on powinien być tym silnym i opanowanym. Tymczasem zachowuje się trochę jak nastolatka przed balem maturalnym, gdy nie może dopiąć sukienki. Allison jak dotąd spoliczkowała go tylko dwa razy i jakieś dziesięć razy kazała mu się uspokoić i zastanowić się nad tym gdzie może być Cora. Scott za to zapytał go czym ostatnio podpadł siostrze. Derek do tej pory nie ma pojęcia, co mógł mieć na myśli.
Wszyscy zerkają w stronę drzwi, bo słychać cichy pomruk silnika porsche na podjeździe. Jest tylko jeden taki samochód w Beacon Hills. Derek unosi brew i spogląda z pytaniem na Lydię, bo jeśli ktoś miałby wezwać na pomoc jeszcze Jacksona, to byłaby to właśnie ona. Jednak Martin kręci głową w zaprzeczeniu. Po jakichś dwóch czy trzech minutach słychać kroki na żwirowanym podjeździe. W momencie w którym spodziewa się usłyszeć dzwonek lub pukanie do drzwi, ktoś naciska na klamkę po drugiej stronie. To trochę niegrzeczne i nieodpowiednie, bo przecież Whittemore nie należy już do jego watahy. Nie powinien zachowywać się jakby był na swoim terenie. Jednak zamiast Jacksona do środka dosyć niepewnie wchodzi Cora. Dziewczyna ma zgarbione ramiona i nieswoją czapkę na głowie, a ręka Jacksona Whittemorta znajduje się na jej ramieniu, jakby w ten sposób udzielał jej niemego wsparcia. I Dereka przez, to o mało nie trafia szlag.
- Cora gdzieś ty do diabła zniknęła?! - warczy i dopiero po fakcie uświadamia sobie, że to nie była najinteligentniejsza rzecz do zrobienia. Siostra momentalnie prostuje ramiona, a złość promieniuje od niej na odległość.
- W Sacramento - odpowiada za nią Jackson. Hale ma wielką ochotę podejść i wyrzucić chłopaka za drzwi, bo jakim prawem on w ogóle...?
- Dlaczego nie odbierałaś? - próbuję znowu już nieco spokojniejszym tonem.
- Ukradli mi telefon - Cora wzrusza ramionami i przechodzi do dalszej części salonu, a Whittemore zostaje blisko drzwi. Wyraźnie nie czując się jednak tak komfortowo jak mogło wydawać się na początku. Nie żeby, to nie była właściwa reakcja - znajduje się na terenie obcej sfory, a konkretniej w domu alfy i otwarcie okazuje mu niechęć.
Ze zdziwieniem spostrzega, że siostra wyciąga z szafy swój plecak i pakuje do niego ubrania, a do wielkiej workowatej torebki wrzuca słuchawki, tablet i kosmetyczkę. Peter podchodzi do niej i Derek może przysiąc, że ta dwójka prowadzi jakąś dziwną konwersację nie używając słów, a jedynie kilku gestów i mimiki twarzy.
- Zatrzymam się na kilka dni u przyjaciela - Derek już ma rzucić coś w stylu: "od kiedy Whittemore awansował na twojego przyjaciela", ale najwyraźniej Cora jeszcze nie skończyła - A ty - szczy do niego, wściekle mrożąc oczy - pomyśl o tym dlaczego nie chcę mieszkać TUTAJ.
- Możesz wprowadzić się do mnie! - woła entuzjastycznie Peter
- I zamiast tego, co tutaj będę słuchać poematów pochwalnych o rudej zołzie? - prycha Cora - Nie dzięki - dodaje
- No to do nas - proponuje od razu Scott, a Allison przytakuje.
- Gdybym nie mieszkał na stałe w akademiku, a poza tym w tym samym domu co ty, też bym ci to zaproponował - zapewnia Isaac, a Cora uśmiecha się do nich lekko wymuszenie, ale jednak. Gdy patrzy z powrotem na niego jej usta zbite są w wąską linię, a z oczu bije chłód.
- Dziękuję, ale nie.
- Więc ty i Jackson? - Lydia mruży oczy i patrzy od wciąż tkwiącego przy drzwiach Whittemora aż do zirytowanej Cory.
- Przepraszam cię bardzo - mówi słodkim głosikiem Cora, ale coś mu mówi, że pod tym całym cukrem jest więcej jadu niż kiedykolwiek wcześniej. - To - podchodzi do zaskoczonego wilkołaka i opiera się o jego ramie - jest moja najlepsiejsza przyjaciółeczka - Co najdziwniejsze Jackson nie wydaje się być urażony czy obrażony tylko bardzo rozbawiony. W zasadzie, to oboje z Corą śmieją się jakby to był jakiś wybitnie dobry żart. Cóż... Derek go nie łapie.
- Żeby tylko przyjaciółka, przyjaciółce nie zaglądała pod spódnice - rzuca niby od niechcenia Peter i Derek chyba po raz pierwszy w życiu całkowicie się z nim zgadza.
Cora i Jackson prychają niemal identycznie, a do kompletu oboje jeszcze wywracają oczami.
- Nawet nie zatrzymuje się u niego - informuje jego siostra, a jemu zaświeca się kolejna kontrolka alarmowa.
- Więc gdzie? - pyta
- U Stilesa.