Jak bardzo postać w kuchni różni się od Stilesa, którego znał...
***
Pobudka w miejscu, które powinno być dla ciebie domem, ale jakimś
cudem przestało nim być jest nieprzyjemna. Chociaż to może nie
odpowiednie słowo... Stiles nie wie jednak jakiego innego mógłby użyć
żeby opisać, to jak się czuje. Pokój wygląda dokładnie tak jak przed
jego wyjazdem, co jest za razem dziwnie miłe jak i trochę niezręczne. To
jakby ojciec mówił mu, że zawsze będzie tu dla niego miejsce. Tylko, że
przez to ma wrażenie jakby te dwa ostatnie lata nie istniały.
Wspomnienia związane z nocami w tym pokoju nie zawsze są dobre. Nie są
też tak do końca złe... tak jak cały jego pseudo związek z Derekiem.
Kochał go i to przez krótką chwilę wydawało się naprawiać wilkołaka. Na
tej jego masce zaczynały się pojawiać pęknięcia.
Przez zasłonięte okno przebija się już nieco światła, ale Stiles nie
potrafi odgadnąć która może być godzina. W powietrzu unosi się lekko
stęchły zapach, charakterystyczny dla pomieszczeń w których nikt od
dawana nie mieszka. Powinien prawdopodobnie tutaj przewietrzyć, ale tak
cholernie nie chcę mu się wstawać z ciepłego łóżka. Zresztą Jackson
owinął się wokół niego niczym cholerna ośmiornica. Stiles wątpi, że
możliwe jest wydostanie się z tego potrzasku bez obudzenia Whittemorta.
Nie wie nawet czy ojciec jest już w domu. Dopiero teraz uświadamia
sobie, że mógł wczoraj zadzwonić do niego i uprzedzić, że Cora pomieszka
u nich przez kilka dni.
Chwile kręci się delikatnie, starając się wyswobodzić na tyle, żeby
być w stanie sięgnąć po swój telefon leżący na szafce nocnej. Jackson
syczy w proteście. Stilinski specjalnie mu się nie dziwi, bo każdy po
zarwaniu niemal całej nocy chciałby się wyspać. Ma lekkie wyrzuty
sumienia przez fakt, że zatrzymał przyjaciela, kiedy ten chciał jechać
do siebie. Prawda jest taka, że na kiedyś znajome otoczenie, teraz
wydaje mu się całkowicie obce. A on sam czuje się jak intruz. To
irracjonalne odczucie, bo w końcu spędził w tym domu prawie
dziewiętnaście lat życia... a tylko półtora roku za oceanem. Na nic
jednak zdaje się racjonalne myślenie i próby przetłumaczenia tego samemu
sobie. Jackson z kolei, jest jednym z nielicznych stałych elementów w
jego życiu.
***
O siódmej rano Derek wciąż nie mógł się uspokoić. Nie próbuje nawet
kłaść się spać, bo jest całkowicie pewien, że i tak nie zmruży oka
choćby na kwadrans. Krąży niespokojnie po całym domu, starając się jakoś
zapanować nad bałaganem w swojej głowie. Wszystkie ładnie poukładane
półeczki i szufladki jego świata, nagle posypały się jakby przeszło
tamtędy tornado. Uświadomienie sobie, że tak naprawdę wszystko co ma -
watahę, dom i rodzinę - może stracić w ciągu kilku minut niewyobrażalnie
go przeraża. Wystarczyłoby kilka zdań Stilesa, a Scott, Cora i Allison
odwróciliby się od niego na zawsze. Nie jest do końca pewien co
zrobiłaby Braeden, ale wątpi by mogła od tak przymknąć oko na fakt, że
ich relacja została zbudowana na cudzym cierpieniu. Jego żona może i
jest niezwykłą twardzielką, która ma niezłą kolekcję broni, poutykaną po
całym ich domu, ale jednocześnie ma w sobie typowo kobiecą wrażliwość.
Dlatego wilkołak postanawia skorzystać z pretekstu jakim jest Cora,
by wpaść niezapowiedzianym do Stilinskich i być może spróbować
porozmawiać ze Stilesem. tak na dobrą sprawę, to nie ma pojęcia co ma
powiedzieć. Zresztą chłopak wcale nie musi mu na to pozwolić. Zawsze
może kazać mu iść do diabła. Hale nie byłby zdziwiony, gdyby tak właśnie
się to skończyło.
Nie kłopocze się nawet informowaniem Isaaca, że wychodzi. Beta i tak
prawdopodobnie nie doceniłby jego starań. W zamian zasypując go gradem
przekleństw za kolejną pobudkę. Czuje jak jego wnętrzności skręcają się z
nerwów. To, że pokonywał tą drogę już wielokrotnie w przeszłości, ani
trochę mu nie pomaga. Doskonale pamięta, jak zawsze kończyły się jego
wizyty w domu Stilinskich. Teraz nawet nie potrafi zrozumieć samego
siebie. Zachowywał się jak ćpun z dobrego domu. Może to dziwne
porównanie, ale jakoś nie potrafi znaleźć lepszego. Raz po raz wracał po
kolejną działkę, zaliczał odlot... a rano udawał przed wszystkimi i
może też przed samym sobą, że nic się nie stało.
Wie, że trzymanie tego w tajemnicy było raniące dla Stilesa. Wtedy
też był tego świadomy, ale nigdy nie próbował nic zrobić ani powiedzieć,
żeby choć trochę to złagodzić. Wmawiał sobie, że przecież chłopak wie,
co robi. Dzisiaj już nie był tego taki pewien. Gdy, to stało się po raz
pierwszy, Stiles nie miał nawet osiemnastu lat. Był... Derek nie chce
nazywać go słabym czy bezbronnym, bo te określenia wcale nie pasują do
młodszego chłopaka. Może bardziej chodzi o to, jak wówczas Stiles był
podatny na wpływ otoczenia i samego Dereka. Zaangażował się w życie
watahy jak żaden człowiek przed nim i Hale dopiero niedawno uświadomił
sobie, że to właśnie to tak przyciągało go do Stilinskiego. Ta lawina
różnorodnych emocji. Uczucia nastolatka zmieniały się jak w
kalejdoskopie, ale te najważniejsze pozostawały zawsze na swoim miejscu.
Przyjaźń, przywiązanie, lojalność, chęć ochrony innych. W odróżnieniu
od niego Stiles był naprawdę żywy, a nie tylko nieumarły.
***
Po niemal godzinnym wylegiwaniu się w ciepłym łóżku Stiles w końcu
zmusza się do wstania. Zaczyna od krótkiego prysznica, ponieważ wyraźnie
czuje, że ostatni raz mył się jeszcze po tamtej stronie oceanu.
Uświadamia sobie, że gdyby nie pomoc Jacksona to prawdopodobnie dopiero
dojeżdżałby do Beacon Hills. A tak? Oszczędził czas i przede wszystkim
zdrowie. Może się założyć, że gdyby jednak czekał na ten poranny pociąg,
to jak nic dorobiłby się przeziębienia.
Jeszcze tylko wyciera włosy ręcznikiem, a potem świeży i pachnący
schodzi na dół - do kuchni, a jego ostatecznym celem jest stojąca w
kącie pomieszczenia, oblepiona przeróżnymi karteczkami lodówka. Skanuje
wzrokiem każdą półkę, ale tak jak się tego spodziewał jego tatulek
rozbestwił się, kiedy nie miał go kto kontrolować. Parówki, jajka, dwa
lekko zwiędłe pomidory i odrobina szynki, to wszystko na co może liczyć.
Nie ma siły tak od razu biec na zakupy. Już nie mówiąc o tym, że ma w
domu dwójkę gości. Mogłoby to wyglądać odrobinę niegrzecznie, gdyby
zostawił ich samych. Wstawia wodę na herbatę i zastanawia się kogo
będzie bezpieczniej obudzić.
Whittemore wydaje się oczywistym wyborem. Głównie dlatego, że go zna i
wie czego można się po nim spodziewać. Czego, niestety nie może
powiedzieć o siostrze Dereka. Młodsza o rok dziewczyna jest dla niego
póki co zagadką. Wydaje się go lubić i może nawet czuje się z nim
bezpieczna, skoro zdecydowała się u niego zatrzymać. Tylko, że to nie
mówi mu zbyt wiele o tym jaka jest na codzień. Pewnie jak każdy Hale, od
czasu do czasu musi kimś porzucać po ścianach, a on jakoś niespecjalnie
tęskni za siniakami i stłuczeniami...
***
Derek przez dobre pięć minut nie może zmusić się do opuszczenia
samochodu i przejścia tych kilkunastu metrów do drzwi wejściowych.
Zamiast tego siedzi w Camero jak ostatni idiota i wgapia się w kuchenne
okno. Roleta jest zwinięta i dzięki temu ma świetny wgląd na niemal całe
pomieszczenie. Jego wyostrzony wzrok jest równie pomocny. Nic dziwnego,
że dostrzega chłopaka jak tylko ten pojawia się na parterze. Derek ze
świstem wciąga potężny haust powietrza, gdy dociera do niego jak bardzo
postać w kuchni różni się od Stilesa, którego znał.
Hejka,
OdpowiedzUsuńno tak kończyć rozdział to zbrodnia, wejdzie czy nie wejdzie Derek? och moja wyobraźnia zadziałała i tak... Stilles próbuje wyplątać się z ramion Jacksona a ten warczy i przyciąga go bliżej siebie oraz wkłada nos w jego włosy i mruczy ;) oraz tak mnie na szło Stilles przygotowuje śniadanie Whitmore wchodzi do kuchni, obejmuje i całuje po karku i nagle podnosi wzrok i trochę przekręca głowę i uśmiecha sie do Dereka po wilkołaczemu ;) mmmm...
weny, weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie
Dzięki za komentarz
UsuńZ tym śniadaniem to byłaś blisko ;)Jednak po drodze do Stacksona musi być jeszcze trochę komplikacji.
Również Pozdrawiam!
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, trochę sobie wyobrażałam: Stills próbuje się wygrzebać z łóżka, a Jackson powarkuje i przyciąga do siebie... och Derek zdecyduje się wejść czy jednak nie?
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie