poniedziałek, 6 kwietnia 2020

Stackson/Sterek - Recykling cz.12

Czego się nie robi dla bliskich?

***
Jackson nie może powstrzymać się od krótkiego parsknięcia śmiechem na widok przerażonej miny Dereka. Najwidoczniej fakt, że jego młodsza siostra mogłaby dowiedzieć się zbyt dużo od Stilesa jest mu bardzo nie na rękę. Wie, że prawdopodobnie nie powinien aż tak cieszyć się z cudzego nieszczęścia, ale w końcu ten kretyn sam je na siebie sprowadził. Druga sprawa, że naprawdę nie chce doprowadzić do konfrontacji Stilinskiego z całą watahą. Nie w środku nocy, gdy chłopak jest nieludzko zmęczony po locie z innego kontynentu.
- Cora... pożegnaj się z braciszkiem i spadamy - mówi więc cicho
- Nigdzie. Nie. Idziesz. - warczy starszy Hale
- Nie? - Cora uśmiecha się słodko - No to patrz. - łapie za plecak i torebkę i w przeciągu piętnastu sekund jest już za drzwiami. Whittemore żegna się z nimi lekkim skinieniem głowy i również wychodzi. Derek chce za nimi ruszyć, ale na szczęście McCall chociaż raz się na coś przydaje.
- Odpuść
- Puść mnie!
- Tylko się poszarpiecie i padnie dużo nieprzyjemnych słów... Chcesz tego? - pyta Allison - Ona jest na ciebie wściekła, a ty na nią. - jest jakiś dalszy ciąg tego monologu, ale Jackson już go nie słyszy, bo z powrotem zasiada za kierownicą porsche i niemal od razu rusza.
Patrzy z lekką obawą w bok na Stilesa, ale na szczęście ten wciąż drzewie z głową opartą o szybę. Musi być padnięty, bo inaczej obudziłoby go trzaśnięcie drzwiami lub odpalenie silnika. Stara się jechać spokojnie bez szaleństw. Chociaż taka mała prędkość doprowadza go do szału, ale czego się nie robi dla komfortu bliskich? Nie wie jak inaczej mógłby nazwać Stilesa... Od dawna nie jest on dla niego tylko przyjacielem. Właściwie nigdy nie był. Najpierw latami wmawiał sobie, że nie cierpi tego przemądrzałego nerda, a gdy w końcu przestał... cóż uświadomił sobie jak głęboko w tym siedzi.
Dopiero, gdy dojeżdżają pod dom Stlinskich dociera do niego, że i tak najprawdopodobniej będzie musiał go obudzić. Muszą w końcu dostać się jakoś do środka, a sądząc po braku samochodu na podjeździe, to szeryf jest w pracy. Jackson nie wie gdzie Stiles schował klucze do domu, a jakoś nie uśmiecha mu się przeszukiwanie całego bagażu. Już niemal potrząsa jego ramieniem.
- Po co go budzisz? - syczy cicho Cora.
- A jak niby chcesz się dostać do środka? - prycha
- Sprawdź kieszenie - wywraca oczami i Jackson ma ochotę pokazać jej język, ale w porę przypomina sobie, że już dawno opuścił przedszkole. - Chyba, że boisz się... efektów ubocznych. To zawsze ja mogę to za ciebie zrobić
- Jakich...
- Proszę cię - wzdycha - Nie zapominaj, że też jestem wilkołakiem, a w tak małej przestrzeni jestem w stanie wyczuć nawet najmniejszy wzrost twojej temperatury, tętna czy...
- Dobra, wystarczy. Już zrozumiałem. - warczy, czując się nieco zażenowanym. Ostrożnie sięga do kieszeni kurtki Stilinskiego i najwyraźniej cały wszechświat z niego kpi, bo kluczy tam nie ma. Wyplątuje go z pasów i sprawdza bluzę i na koniec jeansy. Z lekkim trudem wydobywa klucze i podaje je chichoczącej z tyłu dziewczynie. Następnie wysiada i cicho zatrzaskuje za sobą drzwi, szybko okrąża samochód i otwiera te od strony pasażera. Pochyla się i ostrożnie podnosi śpiącego chłopaka.
Kiedy są już na parterze domu uświadamia sobie, że nie wie gdzie dokładnie jest pokój Stilesa. Był tutaj raz i szczerze, to nie bardzo zwracał uwagę na to co się dookoła dzieje. Zapach szeryfa równomiernie roznosi się po niemal całym domu, a ten Stilesa jest prawie niewyczuwalny, przez co ich wilkołacze zmysły są bezużyteczne. I chociaż mógłby krążyć w tą i z powrotem z chłopakiem na rękach, to wciąż obawia się, że mógłby go w ten sposób obudzić.
- Wiesz, który pokój jest jego? - pyta Cory
- Yup. - przytakuje - Po schodach i drugie drzwi na prawo
- Dzięki... mogłabyś
- Sekundę - przerywa mu w pół zdania - odniosę swoje rzeczy do gościnnego i skocze po jego bagaż.
Whittemore tylko kręci głową, bo skąd ona właściwie wiedziała o co on chciał zapytać? Powoli kieruje się w wyznaczonym kierunku. Zamiera, gdy jeden ze schodków nieprzyjemnie skrzypi pod ich ciężarem. Stilinski zaczyna odrobinę wiercić się w jego ramionach. Ostatecznie układa głowę w taki sposób, że jego usta niemal dotykają skóry na szyi wilkołaka. To cholernie rozpraszające. Jackson modli się o to by przypadkiem nie potknąć się o własne nogi.

***
To jakaś jedna wielka kpina.

Derek nie może powstrzymać się od nerwowego dreptania po całym mieszkaniu. Za co Isaac już dwukrotnie zdążył go zwyzywać od paranoików i zgredów. Nie jest tym specjalnie zdziwiony. Dochodzi już niemal szósta rano i z całą pewnością chłopak chciałby się w spokoju wyspać. Reszta watahy dawno rozjechała się do domów i Hale wciąż nie może rozszyfrować na wpół rozbawionego, a na wpół współczującego spojrzenia Petera. W zasadzie, to nie jest nowość - nikt, nigdy nie rozumie o co mu chodzi. O zgrozo na odchodne wuj poklepał go pocieszająco po ramieniu. To coś dziwniejszego niż legalna blondynka na koncercie Nightwish. Peter wciąż mu grozi, czasem doradza, a częściej drwi i straszy, ale nigdy nie współczuje.
Nie może zrozumieć dlaczego jego siostra musi nocować akurat u Stilinskich. Przecież, jeśli już w jakiś sposób (wciąż nie wie jaki) jej podpadł, to niemal cała wataha proponowała jej nocleg. Ale nie - księżniczka się uparła i koniec. Hale już na samym początku wyklucza możliwość tego, że Cora wie o relacji jaka go łączyła ze Stilesem. Wtedy oprócz niej wiedziałoby też całe stado. Byłoby dużo kłów, pazurów i krwi. Jego krwi.
Boi się prawdy. Wie, że może ona odebrać mu stado, które tak wiele dla niego znaczy i o które tak długo zabiegał. Prawdopodobnie powinien mieć chociaż tyle przyzwoitości by porozmawiać ze Stilesem i go przeprosić. To niczego już nie zmieni, ale może on przestanie wzdrygać się za każdym razem, gdy rozmawia z szeryfem.

***
Jackson wie, że powinien stąd wyjść od razu jak tylko bezpiecznie odtransportował Stilesa do pokoju. Niestety tego nie zrobił, a z każdą minutą spędzoną na obserwowaniu spokojnego oddechu chłopaka wcale nie jest mu łatwiej zmusić swoje kończyny do pracy. Cały czas ma w głowie: jeszcze chwilę, jeszcze minutkę. I tkwi na tym krześle już od prawie czterdziestu minut. To nie może być zdrowe ani normalne. Zachowuje się jak rasowy stalker albo psychopata, ale za to jego wilcza strona jest niemal całkowicie zadowolona. Od czasu do czasu stara się tylko popchnąć go do przodu. Domaga się więcej zapachu, dotyku i smaku.
Wzdryga się, gdy Stilinski przez przypadek uderza dłonią o szafkę nocną. Syczy boleśnie i wciąż lekko nieprzytomnie rozgląda się po ciemnym pomieszczeniu. Jackson od razu rozpoznaje moment w którym chłopak dostrzega kontury jego sylwetki. Wie, że powinien coś powiedzieć, ale czasami wciąż bywa wrednym dupkiem, a jest odrobinę ciekawy jaka będzie reakcja Stilesa.
- Bawisz się w Cullena, Jackson? - W zasadzie nie może zaprzeczyć. Kurna.
- Um... Cora sama sobie poradziła. Śpi w gościnnym - mamrocze, nerwowo przeczesując włosy dłonią - Twój ojciec wciąż nie wrócił z posterunku...
- Więc postanowiłeś upewnić się, że od razu po powrocie do tego cudownego miasta nie zostanę zjedzony przez potwory spod łóżka?
- Coś koło tego - przytakuje
- A musisz to robić akurat z tamtego miejsca? - pyta - Stresujesz mnie tym gapieniem.
- Wcześniej jakoś nie narzekałeś...
- Bo spałem? - prycha - Czekaj... które z was mnie tu przywlekło? I które mnie przebrało w spodenki?!
- Możliwe, że to byłem ja. - przyznaje z lekką obawą
- I jeszcze nie naśmiewasz się z moich fantazyjnych gatek ze supermenem?
- Zostawię, to na potem.
- A teraz?
- Chyba powinienem iść skoro nie możesz przeze mnie spać - mówi spokojnie - A uwierz, że powinieneś odpocząć.
- Dlaczego?
- Cora wygadała u kogo się zatrzyma na kilka dni, więc jutro spodziewaj się nalotu watahy Hale.
- Kurwa. - syczy Stiles - Tego nie przewidziałem.
- Ta. Chcesz żebym wpadł z samego rana i pilnował żeby cię nie zjedli na śniadanie?
- A musisz iść?
- Ale...
- Przeszkadza mi, gdy tam siedzisz niczym jakiś posępny wampir, czyhający na niewianą ofiarę. - Stiles milknie na dokładnie dwie sekundy - Po prostu, spaliśmy już w jednym łóżku i cię nie pogryzłem ani ty mnie...
- Okay - mówi Jackson tylko, starając się trzymać swoją wilczą stronę na wodzy, a Stiles nieświadomie, bardzo mu to utrudnia.

1 komentarz:

  1. Hejka, hejka,
    cudowne, och wilcza strona Jacksona bedzie bardzo zadowolona, aż widzę już to jak mruczy albo macha ogonem z taką siłą że ledwo trzyma sie podłoża... no Jakson taki delikatny, troskliwy o Stillsa, choć ciwkawe jak sam szeryf zareaguje... ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń