Zayn:
Czas płynie szybciej, kiedy skupiam się na cotygodniowych rozmowach z Niallem bardziej niż na reszcie tygodnia. Nie mam pojęcia, kiedy minęły kolejne dwa tygodnie, co oznacza, że Horan wychodzi z ośrodka za mniej niż miesiąc. Znowu czuję się cholernie rozdarty, bo tęsknie za nim i chciałbym rozmawiać z nim częściej, może nawet się spotkać, ale jednocześnie przeraża mnie to jak nic innego. Myśl, że miałbym usiąść naprzeciwko niego i ponownie spojrzeć na chłopaka, który jest całym moi światem, kiedy wciąż pamiętam doskonale to co czułem wtedy, gdy pod wpływem prochów zmusił mnie do seksu.
W nocy budzę się z koszmarów, w których główną rolę gra moja naćpana, agresywna matka wrzeszcząca, że wszystko co złe w jej życiu wydarzyło się przeze mnie. Równie często widzę Nialla z pustymi oczami i złością wymalowaną na twarzy, wciąż od nowa przeżywając to, co się wtedy stało. Słyszę zaborczość i zazdrość w jego głosie, a następnie czuję ją w każdym pospiesznym, stanowczym dotyku. Nie rozumiem ludzi, którzy myślą, że jeśli się kogoś kocha, to łatwiej wybacza się i zapomina o takich rzeczach.
Horan jest najważniejszą osobą w moim życiu i nie sądzę, żeby to się zmieniło, ale to nie znaczy, że już jest wszystko dobrze i możemy dalej żyć w tęczowej bajce. Ja kocham jego i wiem, że on to odwzajemnia… niestety jak na ten moment to za mało. Brakuje pewnego istotnego elementu: zaufania.
- Zayn? - słyszę jak niepewnie Louis się odzywa, tak jakby chciał mnie o coś zapytać, jednocześnie wcale nie chcąc tego robić.
- Co jest? - Podnoszę wzrok znad swojego kubka herbaty i napotykam jego ciekawskie, ale też zmartwione, spojrzenie.
- Odleciałeś na chwilę… - mamrocze - Wiesz, bo tak się zastanawiałem nad tym wszystkim…
- I?
- Wiesz, że z każdym dniem coraz bliżej do wyjścia Nialla z kliniki? - chcę odpowiedzieć, ale Lou ma inne plany, bo nadal kontynuuje swoją wypowiedź - Oczywiście nadal będzie miał spotkania z Harrym tutaj na miejscu, bo ten gówniarz ma tu drugi gabinet, a klinika to taki dodatkowy projekt. Z tego co udało mi się wydusić ze Stylesa, zaczną od dwóch, trzech spotkań w tygodniu, a później będą zmniejszać częstotliwość.
- Tommo, oddychaj. - mówię, bo on chyba wziął sobie za cel wyrzucenie tych wszystkich informacji na jednym wdechu. - Tak wiem, że to tylko jeszcze jakieś dwadzieścia dni.
- Może chciałbyś się z nim spotkać dopóki tam jest? - pyta bardzo cicho, nawet na mnie nie patrząc, bo nagle tak bardzo zafascynowały go rysy na stole. Kopię go w kostkę i dopiero wtedy z jękiem bólu na mnie zerka.
- Masz glany, idioto! - syczy, podkulając nogi na krzesło. - Tak właściwie to dlaczego masz na sobie te groźne dla otoczenia, a szczególnie dla mojego pięknego, szarego dywanu buciory?!
- Za dwadzieścia minut wychodzę na spotkanie z panią psycholog. - Nicola może jest i cholernie dobrym terapeutą, ale odrobinę mnie przeraża. To jak czyta z każdego mojego gestu, zająknięcia czy zmiany tonu, barwy głosu… Okay, zdaję sobie sprawę, że większość tego to wpływ studiów i kilku lat praktyki w zawodzie, ale jednak czasami zastanawiam się, czy ona na pewno jest człowiekiem? Brzmię jak wariat, ale ona zna moje odpowiedzi wcześniej ode mnie…
- A no tak…
- Pamiętasz, że mnie zawozisz?
- Cóż… teraz już tak.
- Looou!
- Nie no żart, brat - śmieje się ze złośliwymi ognikami w oczach. Przewracam oczami, a ten idiota małpuję mój gest. - Wracając: Niall, klinika, spotkanie. Co ty na to?
- Będziesz tam?
- Jasne… ja i Styles pewne też, bo nie przepuści okazji, żeby zanalizować blondasa, kiedy jest razem z tobą. Chyba jego doktorat będzie o waszej dwójce, jak tak dalej pójdzie.
- Mam nadzieję, że z tym doktoratem to żart… - Tommo tylko wzrusza ramionami, jakby sam nie był do końca pewien. Wcale mnie to nie pociesza. - Jednak to chyba lepiej, że przy pierwszym spotkaniu będzie więcej osób.
- Jeśli to za wcześnie, możemy przełożyć to na inny termin, Zayn. - rzuca pospiesznie. - Nie zmuszaj się do niczego.
- Chyba cały czas będzie mi się wydawało, że to jeszcze nie ten czas… A jeśli kiedykolwiek chcę go odzyskać, muszę zacząć coś robić w tym kierunku. On walczy z nałogiem, poczuciem winy, atakami paniki, depresją i chuj wie czym jeszcze - oddycham głęboko dwa razy. - Teraz kolej na mnie. Chcę przestać się bać tego spotkania, bo później będzie tylko łatwiej. Wiem, że sam jego widok sprawi, że będę cofał się myślami do złych i dobrych wspomnień. - Kolejny oddech na uspokojenie. - Szczerze, nie mam pojęcia w którą stronę to pójdzie… mogę równie dobrze wybuchnąć płaczem, zemdleć albo strzelić go w twarz, albo przytulić i nie chcieć puścić.
- Uhm… Jak coś, to zawsze możesz zrobić wszystko po kolei. - mówi - Jeśli to tylko sprawi, że ruszysz do przodu i spokojnie prześpisz chociaż kilka godzin.
- Wiesz, że nie śpię? - dziwię się, bo myślałem, że tak świetnie się z tym kryje…
- Proszę cię, w tym mieszkaniu nie ma aż takiej przestrzeni, żeby mógł umknąć mi fakt, że ktoś drepta w nocy po kuchni, a później siedzi i pali na balkonie, albo zaszywa się w swoim pokoju i rysuje.
- Skąd wiesz, że akurat to?
- Może stąd, że rano całe ręce masz grafitowe? Czasami też smugi na twarzy… już nie wspomnę o twojej pościeli…
- Uh… wygląda na to, że nie jestem tak sprytny, jak mi się wydawało. - puszcza mi oczko i zerka na wyświetlacz telefonu.
- Sądzę, że musimy się zbierać, bo twoja ulubiona terapeutka nie może przecież znowu na nas czekać.
- Czasami cię nienawidzę - mamroczę pod nosem, ale on oczywiście słyszy i uderza mnie lekko w ramię niczym obrażona, urażona księżniczka.
- Nie kłam. - prycha - Kochasz mnie.
- Braterskich uczuć i rodzinnych więzów nie da się od tak wyhodować w kilka tygodni, ale myślę, że jesteśmy na dobrej drodze. - To tak jakby prawda powiedziana żartem i on chyba też to wie, bo cała gra nagle znika, a on szczerzy się tak bardzo, że to chyba aż bolesne, a drobne zmarszczki pojawiają się w kącikach jego oczu.
***
Chwilę później jesteśmy już zapakowani do samochodu Louisa, który jest jednocześnie jego obsesją, pasją i chyba największą życiową miłością. Zresztą, co się dziwić, to czarny mustang GT2, błyszczący tak, jakby Tomlinson całkiem dużo czasu poświęcał na polerowanie go i podziwianie, co właściwie za bardzo nie mija się z prawdą. Jednak skoro jesteśmy rodziną to jasne jest, że on musi mieć jakieś swoje drobne dziwactwa. Ja każdą powierzchnie uznaję za potencjalne miejsce na graffitti, a on obdarzył uczuciem własny samochód…
Przysięgam, że Lou wzdycha, gdy odpala auto, a silnik wydaje charakterystyczny dźwięk, gdy noga szatyna mocniej naciska na gaz, a ten chichocze sam do siebie.
Może zapytam Nicoli, czy to też można leczyć?
Louis:
Docieramy na miejsce jak zwykle z kilkuminutowym opóźnieniem, ale to nie moja wina do cholery. Kto mógł przypuszczać, że w piątkowe popołudnie będą aż takie korki?! No kto?!
- Moi ulubieni bracia. - mówi cierpko blondynka w średnim wieku. Daję słowo, ona odlicza dni, kiedy pozbędzie się nas z listy swoich pacjentów. Niby lekarz nie jest zobowiązany do lubienia wszystkich, ale jednak z psychoterapeutą to powinno wyglądać nieco inaczej.
- Dzień dobry - mówi Malik i od razu pakuje się do gabinetu. - Lou zapomniał, że dzisiaj piątek i wjechał w jedną z najbardziej zakorkowanych ulic zamiast znaleźć objazd.
- Hej młody, nie wysypuj mnie tak na starcie.- uśmiecham się niczym niewiniątko do Nicoli, a ta tylko wzdycha pokonana.
- Pewnie będę tego żałować, ale chciałabym, żebyście dzisiaj weszli obaj. Oczywiście, jeśli Zayn nie ma nic przeciwko. - Mulat wzrusza ramionami, więc dreptam posłusznie do niewielkiego pokoju. Siadamy naprzeciwko terapeutki, a chwilę później ona unosi wzrok znad swoich notatek.
- Zaczniemy od tego, co zmieniło się od ostatniego spotkania?
- Nie za wiele… koszmary nadal są. Nie bardzo radzę sobie na zewnątrz, najchętniej nie wychodziłbym z mieszkania, ale staram się jakoś do tego zmuszać. Mam pracę i jak na razie mój przyjaciel sam wszystko robi. Jednak wiem, że nie mogę zostawić tego na tak długo… dlatego próbuję jakoś stopniowo wychodzić, najpierw krótki spacer czy wycieczka do kiosku po fajki, a wczoraj udało mi się nawet iść z Louisem na dłuższe zakupy.
- To dobrze, nieźle sobie radzisz. Fobia społeczna jest częsta po traumatycznych zdarzeniach. To lęk przed innymi ludźmi, przed kontaktami z nimi. Czasami niektórzy nie są w stanie nawet wymienić kilku zdań, bo lęk ich paraliżuje. W niektórych sytuacjach odczuwa się go mocniej, wystarczy poczuć zapach czy usłyszeć coś, co kojarzy nam się ze stanem zagrożenie, by mieć ochotę odwrócić się na pięcie i uciec z powrotem do domu.
- Tak, to całkiem nieźle opisuje to jak się czułem, a gdyby nie było ze mną Tommo, to raczej nie dałbym rady.
- Co zaobserwowałeś? - To pytanie kieruje do mnie.
- Uhm… gorzej reaguje na mężczyzn. Kobiety, jeśli nie przekraczają jego przestrzeni osobistej, nie wywołują nerwowych reakcji.
- Uhm - kobieta zapisuje krótka notatkę. - Coś jeszcze? Jak zachowuje się tylko przy tobie?
- Tylko czasami, gdy go zaskoczę, widzę, że panikuje przez kilka sekund. Gdy orientuje się kim jestem, od razu się rozluźnia.
- Zayn, co pojawia się w snach? To samo, co zwykle?
- Tak: moja matka, Niall na prochach.
- Myślałeś o drobnym wsparciu farmakologicznym? Nic mocnego. Jednak zaburzenia snu mogą być długotrwałe, a bezsenność jest męczącą przypadłością. Na dłuższą metę nie da się tak funkcjonować.
- Na początku nie chciałem, bo i tak przymusowo biorę jakieś tabletki rano, a drugie mam w razie nagłych stanów lękowych.
- Te drugie brałeś kiedykolwiek?
- Nie… - Kobieta wraca do biurka i podaje mi wizytówkę. Dalsza część terapii jest dosyć ciężka, bo pracujemy nad kolejnym uczuciem, które Zayn wymienił podczas pierwszej sesji.
Rozgoryczenie.
- Co rozumiesz przez to słowo? Co się pod nim ukrywa, Zayn?
- Nie rozumiem…
- Rozgoryczenie jest połączeniem kilku emocji: gniewu oraz smutku. Często również rozczarowania…
- Uhm… To znaczy, ja… - Malik milknie i chyba nie zamierza ponownie się odezwać.
- Opisz to co czułeś, gdy czekałeś aż twój partner zaśnie, żeby się wymknąć.
- Po tym wszystkim… czułem za dużo: byłem załamany, przerażony tym, co się stało z moim życiem w ciągu kilkudziesięciu minut. Zraniony, smutny, bo ufałem mu jak nikomu innemu. Zawsze ratował mnie i to po prostu Niall słoneczko Horan. Chyba nie docierało do mnie to, co się stało. - Zamykam oczy, bo już to słyszałem, tyle że w wersji Nialla, która była mocno zniekształcona przez dragi.
- Kiedy przyszło rozgoryczenie?
- Zmywałem z siebie krew i miałem takie cholerne przeczucie, że tym razem nie dam rady. To tak bardzo przypominało mi o tych upokorzeniach i bólu, jakie otrzymałem od matki. Poczułem, że życie znowu mi dokopało. Byłem zrezygnowany i nie miałem pojęcia co zrobić. Kompletnie nie miałem siły, żeby radzić sobie z tym, co ze mnie zostało. Chciałem mieć tylko spokój…
- A teraz? Nadal tak czasami się czujesz?
- Tylko po tych koszmarach… ale nie tak silnie jak wtedy. Chcę spróbować jakoś poskładać siebie z powrotem w jeden kawałek.
- Dobrze Zayn, Louis. Na następnej sesji omówimy wasze pokrewieństwo, plus kolejną emocję z listy, a może nawet dwie, o których dzisiaj wspomniałeś: zranienie i smutek.
- Okay - mruczy pod nosem Malik i wiem, że jest wykończony.
- Do widzenia. - wołam i wychodzimy z westchnieniem ulgi z budynku. Prosto na kwietniowe, ciepłe popołudnie.
Niall:
Znowu idę po tych samych schodach na piętro do gabinetu Harry’ego. Zostało mi już tylko dwa tygodnie w klinice i powoli opanowuje mnie lęk przed opuszczeniem bezpiecznych murów placówki. Tutaj z daleka od całego tego młynu i kołowrotka miejskiego życia, znowu zacząłem przejawiać pewne symptomy optymizmu. Chociaż są mocno tłumione przez wyrzuty sumienia czy wstyd. Jednak najgorsza z tego wszystkiego jest pustaka.
Pukam do drzwi i jak zawsze nawet nie czekam na to: proszę wejdź.
Błąd.
Styles nie jest sam, a z jakimś brunetem. Na pierwszy rzut oka kilka lat starszym od pana terapeuty i zdecydowanie bardzo mu bliskim, zwarzywszy na to, że zastaję ich w jednoznacznym momencie. Harry siedzi w swoim fotelu, a mężczyzna na jego kolanach. Przez chwile patrzą na mnie bardzo przerażonym wzrokiem i żaden nawet nie drgnie.
- Mam przyjść później? - pytam po uprzednim odchrząknięciu.
- Nie, Niall! Stój! - woła za mną Styles. - Przepraszam to nie powinno się zdarzyć, ale nie miałem dzisiaj terapii z takim chłopakiem, który wypisał się na żądanie wczoraj. Nick przyniósł nam obiad i się zasiedzieliśmy… - Rumieniec na twarzy i szyi psychoterapeuty jest najzabawniejszą rzeczą, jaką widziałem od kilku tygodni, a to jego zakłopotanie i zawstydzenie oraz niema prośba w oczach jedynie dopełniają obrazek. Nie wytrzymuję i wybucham śmiechem.
- Więc to jest pan narzeczony? - przeskakuję wzrokiem od jednego do drugiego. Dostaję podwójne skinienie głową. - Słyszałem już co nieco, jak gadałeś z Louisem… przestań się tak bać, Styles. To nie tak, że już lecę do dyrekcji naskarżyć, prawda?
- Uhm… to ja już może będę spadać. - stwierdza brunet uśmiechając się najpierw do swojego faceta, a później do mnie. - Miło dopasować twarz do osoby, o której mój narzeczony nie potrafi ostatnio przestać gadać.
- Hej! A co z tajemnica lekarską?!
- To nic z terapii… takie moje luźne uwagi…
- Powiedzmy, że ci wierzę, Styles.
- Na razie, skarbie - woła rozbawiony Nick. - Mam nadzieję, że do zobaczenia poza murami ośrodka, kolego! - Kurwa, kojarzę skądś głos tego gościa.
***
Dziesięć minut później Harry nadal wydaje się być myślami daleko od mojej sesji. Nie bardzo mi się to podoba…
- Nic z tego nie będzie. - wzdycham, pocierając lekko czoło. - Słyszałeś cokolwiek z tego, co od pięciu minut gadam?
- Uhm… przepraszam, jeśli wydaję się być rozproszony. Nadal mi głupio, bo nie pomyślałem. Ty nadal nie za bardzo gadasz z Zaynem, a ja prawie na twoich oczach całowałem się z chłopakiem.
- A nie narzeczonym?
- Yeah, racja.
- Czyżby lekki stresik przed zaobrączkowaniem?
- Nie, nie - odpowiada szybko. O wiele za szybo i zbyt entuzjastycznie, żeby móc uznać to za wiarygodną odpowiedź.
- Słuchaj Harry, może i jestem twoim pacjentem, ale przyznasz, że odrobinę nietypowym… Naprawdę nie zamierzam tego nigdzie zgłaszać. To było nawet trochę zabawne. Cudze szczęście mi nie przeszkadza przez to, że sam teraz mam pod górkę w życiu.
- Dzięki. - wzdycha i teraz ulga jest bardzo widoczna w rozluźnieniu ramion i lekkim przyjaznym uśmiechu. - Wracając do ciebie… Louis do mnie dzwonił.
- Tak? Coś się stało?
- Nie… znaczy się, zastanawiają się nad odwiedzinami. Co ty o tym myślisz? Dasz radę?
- Zayn chce tu przyjechać? Do mnie?
- No przecież, że nie do mnie… - To ma być terapeuta? Ździebko zbyt sarkastyczny.
- Kiedy? I o co ty się pytasz?! Jasne, że chcę. Tylko czy dla niego to nie za dużo? Wiem, że ma swoją terapię i mało wychodzi? Czy spotkanie ze mną tego nie pogorszy?
- Nie powinno. Zobaczy znowu ciebie, bez prochów i tego całego gniewu… to może pomóc mu rozróżniać te twoje wcielenia i przez to łatwiej będzie mu na powrót zaufać. - Harry robi chwilę przerwę na zebranie myśli, pionowa kreska pojawia się pomiędzy jego brwiami. - Ja dostrzegam ogromną różnice między tym zrezygnowałem gościem, który przyjechał tutaj z Tomlinsonem, a chłopakiem, którego mam teraz przed sobą. To dwie, całkiem inne osoby…
- Ale ja nadal czasami się tak czuję. Wszystko wraca: Zniekształcone przez narkotyk uczucia i myśli. Ciągle w głowie mam to, co wtedy wbiło mi się w mózg. On jest mój, nie pozwolę mu odejść. Budzę się i niemal słyszę jego prośby o to, żebym przestał i czuję zapach zaschniętej krwi. Zraniłem go, zawiodłem, zniszczyłem… dlaczego on wciąż miałby chcieć kogoś, kto jest potworem?
- Może on kocha tego chłopaka, którym naprawdę jesteś i wierzy, że jeśli nie weźmiesz więcej prochów, to ten potwór nie wróci? - Słyszę tak dobrze mi znany, cichy głos. Odwracam się i zamieram. W drzwiach gabinetu stoi Zayn, a zza niego wychyla się Tomlinson.
Witam,
OdpowiedzUsuńLouis jest wspaniałym bratem, widać, że się troszczy o niego i chce być tym wsparciem i jeszcze ta propozycja z spotkaniem z Mailem jak jeszcze jest w ośrodku, ha piękną scenkę zastał w gabinecie Stilles....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie