Rozdział 1 - "Zakochałeś się to twoja jedyna zbrodnia"
***
Wszystko staje się dwa razy gorsze odkąd dostał, to
pieprzone zaproszenie. Kiedy odbiera pocztę nie wie jeszcze, jaki będzie
miała ona wpływ na jego dalsze życie. Jednak kiedy już trzyma w rękach
ładną, białą kopertę ze swoim nazwiskiem napisanym pięknym pismem jest
już za późno by to cofnąć.
Doskonale wie, co znajdzie w środku, a mimo to i tak
niedbale rozrywa elegancki, drogi papier. Taki jego malutki bunt
przeciwko tej jebanej perfekcji. Wystarczy kilka pierwszych słów, żeby w
jego klatce odezwał się tępy ból i zimno powoli rozprzestrzeniło się po
całym ciele.
'Mamy zaszczyt zaprosić pana Mieczysława Stilinskiego wraz z osobą towarzyszącą na uroczystość zawarcia związku małżeńskiego...'
Nie musi czytać dalej, ale i tak to robi.
Może przez te wszystkie lata stał się masochistą i nawet tego nie zauważył?
Tak naprawdę, to nie myśli, kiedy sięga po telefon.
Działa jak na autopilocie, albo jakby był pijany. Znajomy ciąg cyfr jest
dziwnie kojący.
- Co tam? - głos Jacksona jest zmęczony i zaspany i
dopiero wtedy Stiles przypomina sobie, że przecież wczoraj była pełnia. -
Czyżbyś się już za mną stęsknił?
- Um... - Stilinski mamrocze niezdecydowanie, bo tak
właściwie, to co ma powiedzieć? - szkoda, że wilkołaki nie mogą pić...
potrzebuję towarzystwa do kieliszka... najwyżej ustawię sobie lustro po
drugiej stronie stołu.
- Stiles, coś się stało?
- Tak... Nie. Nie wiem. To po prostu mnie wkurza. Czy on nie mógłby zapomnieć o moim istnieniu?
- Kto?
- Derek. Przysłał mi zaproszenie na swój pieprzony ślub!
- Ta... ja też dostałem. Dlaczego cię, to tak... -
wilkołak milknie i Stiles może wręcz usłyszeć te elementy układanki,
które wskakują na swoje miejsce. - Opowiesz mi na potem. Będę za
dziesięć minut. Poczekaj z chlaniem na mnie! - rzuca na pożegnanie i po
chwili słychać już tylko sygnał zakończonego połączenia.
***
Nie ma pojęcia, co właśnie wyprawia. Powinien spać
przez kolejne dziesięć godzin, a zamiast tego wskakuję w ciepłą bluzę i
sportowe buty. Łapie w biegu kluczyki od samochodu.
Jakiś kwadrans później parkuję pod kamienicą w której
znajduję się kawalerka Stilinskiego. Nie rozumie dlaczego chłopak tak
lubiący towarzystwo i rozmowy nie mieszka w akademiku, albo chociaż w
mieszkaniu ze znajomymi.
Nie musi nawet dzwonić, bo drzwi ustępują po
naciśnięciu klamki. Wilk w nim doskonale wyczuwa emocję i to powoduję,
że z jego ust ucieka krótki jęk. Odór upokorzenia, zawodu, bólu, smutku, rozczarowania, wstydu i nienawiści do samego siebie jest tak intensywny, że ma wrażenie jakby osiadał mu na skórze niczym mgła.
- Stiles? - nie wie czemu szepcze, ale może boi się
odezwać głośniej. Włosy na jego karku jeżą się ze strachu, a to coś do
czego Jackson Whittemore nie przyznaje się łatwo.
- Tutaj. - pada odpowiedź z kanapy i oczywiście
wilkołak słyszał stamtąd bicie serca chłopaka, ale wciąż nie ruszył się o
krok. Jakby wrósł w ten cholerny dywanik! - No idziesz? - szatyn brzmi
na lekko zirytowanego.
- Tak już, już. - mamrocze zdejmując buty i odstawia
półsłodkie, czerwone wino na komodę żeby móc pozbyć się bluzy. Marszczy
brwi, bo wieszak jest tak zawalony ubraniami, że nie ma minimalnych
szans na wciśniecie tam chociażby szalika.
- Przyniosłem ci coś... - stawia na stoliku butelkę i
ku jego ogromnemu zaskoczeniu Stilinski wyciąga mu z rąk bluzę, i
szybko na siebie wciąga.
- Dzięki. - narzuca nawet kaptur na głowę.
- Nie o tym mówiłem... ale nie ma za co. - głową wskazuje na alkohol
- Och. Tak... cóż. Nie mam nawet kieliszków... ale w
końcu jestem biednym studentem. Myślisz, że to będzie bardzo źle
wyglądać jeśli przyniosę kubki? - Stilinski paple, co powoduje, że
Jackson unosi lekko kąciki ust. To jest bardziej znajome niż ta cicha,
załamana, skulona postać.
- Siedź. Ja pójdę. - nie daje mu czasu na
zaprotestowanie. Był w tym mieszkaniu wystarczającą ilość razy, żeby
wiedzieć gdzie, co się znajduję. Automatycznie sięga po prezent od ojca
Stilesa, zwykły biały kubek z policyjną odznaką, a dla siebie bierze ten
z Godzillą. Stiles kupił go i z dumą oznajmił, że w sumie to przypomina
trochę kanime. Niby to zwykły szajs za dwa funty, ale... wtedy poczuł
jakby coś dla kogoś znaczył. Więcej niż szybki seks w klubie. To trochę
dziwne, ale dopiero ten niewielki prezent uświadomił mu, że to przestało
mu wystarczać. Anonimowość. Był dla tych chłopaków zwinnymi rękami i
sprawnym językiem. Jekami, alkoholowym oddechem, niedbałymi pocałunkami,
przyjemnością. Używali go, a on używał ich. Nawet nie zawsze pytał ich o imiona. Nigdy nie oczekiwał czegoś więcej.
Otrząsa się ze wspomnień, sięga po korkociąg i wraca
do niewielkiego salonu, który jest też jednocześnie sypialną Stilesa.
Bez słowa otwiera wino i nalewa im prawie po pół kubka.
Piją w ciszy, ale czuć pewne napięcie. Wie, że Stiles boi się odezwać.
- Nie będę cię do tego zmuszał... wydaję mi się, że chcesz powiedzieć, ale mi nie ufasz na tyle żeby to zrobić.
- Nie... wiesz, to po prostu jest czymś większym niż
może myślisz. To może zmienić nieco twoje postrzeganie mojej skromnej
osoby. - wypija wino aż do dna - Nie rozumiem siebie. Tego jak bardzo
jestem żałosny jeśli chodzi o niego... zrobiłem wszystko żeby się
uwolnić. Dzieli nas ocean, a ja i tak mam wrażenie, że wciąż jestem jego
zabawką. - Jackson warczy krótko
- Co?
- Może być skrócona wersja? - blondyn tylko wzrusza
ramionami. - zaczęło się po twoim cudownym zmartwychwstaniu. Nawet nie
wiem jakim cudem, bo w jednej chwili odwoziłem go rannego i chwiejącego
się do mojego domu żeby mógł się wyleczyć. Pocałował mnie, a reszta...
potem obudziłem się sam w łóżku. Tak było za każdym razem. Wydawało mi
się, że idziemy w jakimś kierunku. Rozmawiał ze mną i nawet nie
warczał... Potem pojawiła się kobieta.
- Zostawił cię?
- Ta... ale, to nie jest ta najgorsza część. -
Whittemore marszczy brwi zdezorientowany. - Okazało się, że ona jest
potworem na którego polujemy. Darach. Składała ofiary z ludzi. Trójkami.
Porwała mojego tatę i Melissę i Chrisa. - urywa na chwilę żeby zebrać
siły by dokończyć. - Pokonaliśmy ją i on nam pomógł... chociaż
wiedziałem, że coś do niej czuł. Nie minął tydzień jak pojawił się w
środku nocy w mojej sypialni... i ja nie potrafiłem go odepchnąć. Nie
mogłem powiedzieć mu NIE.
- Stiles - Jackson czuje się przytłoczony emocjami chłopaka, ale nie zamierza teraz ruszać się choćby o milimetr.
- Tylko, że to było inne... za pierwszym razem on
tego nie powiedział, ale zależało mu. Może, to nie było właściwe
uczucie, ale sympatia czy przyjaźń na pewno. Po Jennifer już nie
rozmawialiśmy za wiele. Przychodził. Pieprzył mnie i zostawiał. On nawet
nie... - nagły szloch wstrząsa ciałem mniejszego i to jakby raziło
wilkołaka prądem. Obejmuje trzęsącą się postać tak mocno jakby, to mogło
pomóc. Może właściwie tak jest, bo Stilinski odrobinę się uspokaja. -
Nie pocałował mnie w usta. Wcześniej tak, ale po niej już nie...
- On... co? Kurwa. Dlaczego Scott go po prostu nie zabił?
- Nikt nie wiedział... McCall na pewno czegoś się domyślał, ale ja nigdy nikomu nie powiedziałem.
- Dlaczego? Twój ojciec zrobiłby z niego takie origami, że Hale pocałowałby się we własną dupę.
- Wstydziłem się... czułem się brudny. Nie chwiałem żeby ktoś jeszcze tak na mnie patrzył jak sam patrze na siebie.
- Stiles... - Whittemore musi zapytać chociaż czuje, że nie spodoba mu się odpowiedź. - czyli jak?
- Byłem jego chłopcem do pieprzenia, zabawką!
Właściwie, to nigdy mu nie odmówiłem. Pojawiła się kolejna kobieta, więc
przyszedł czas żeby odstawić dziwkę na boczny tor!
- STILES! - warczy błyskając niebieskimi tęczówkami - Zakochałeś się, to twoja jedyna zbrodnia.
Nie jesteś dziwką, czy zabawką... on jest skurwielem, który to wyczuł i
wykorzystał. Jesteś najlepszym, co go spotkało i chciałbym widzieć jego
minę kiedy to w końcu do niego dotrze.
- Nie, Jackson... wciąż jestem tylko sobą: słabym, potykającym się o własne nogi człowiekiem.
- Odważnym aż za bardzo, pyskatym, piekielnie
inteligentnym i całkiem nieźle wyglądającym SOBĄ. - wilkołak nie rozumie
dlaczego chłopak nie chce dostrzec siebie tak jak on go widzi.
Hejka,
OdpowiedzUsuńnie wiem jak to się stało, ze nie pojawił się mój komentarz, pod tym rozdziałem, ale teraz to nadrabiam...
Jackson pięknie podsumował Dereka, może niech Stills oleje to zaproszenie na ten ślub, wspaniale że jest Whitmore...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie