poniedziałek, 4 maja 2020

Stackson/Sterek - Recykling cz.16

Nie sądzę żeby powiedział ci: nie...

***
Stiles powinien pamiętać o tym, że Derek Hale jak nikt inny potrafi komplikować mu życie. Nie chodzi nawet o rozmowę, bo ta w jakiś sposób naprawdę pomogła mu zamknąć tamten niezbyt przyjemny rozdział. Problem w tym, że Jackson się na niego najwidoczniej obraził, nie odbiera ani nie odpisuje. Stiles ma ochotę pieprznąć telefonem o ścianę.
Kilka minut po tym, jak wyjaśnili sobie z Derekiem wszystko co było do wyjaśnienia, wraca Cora i patrzy na nich wyczekująco.
— Nie muszę ci się z niczego tłumaczyć. — oznajmia Stiles, cofając się o krok. Wie, że to błąd już sekundę później, bo Cora patrzy na niego z tym charakterystycznym błyskiem w oczach. Teraz tak bardzo przypomina Petera, że to aż przerażające. — Przestań się we mnie wgapiać.
— Wiem, że to nie moja sprawa i obaj jesteście dorośli... ale wy tak na serio? Byłam pewna, że Whittemore mnie wkręca.
Stilinski przez chwilę zastanawia się jak to rozegrać. Dziewczyna nie jest głupia i jeśli w nieskończoność będą odmawiać odpowiedzi, to dojdzie do odpowiednich wniosków. Mógłby zaprzeczyć, gdyby nie miał do czynienia z cholernym wilkołakiem, który słyszy bicie serca i od razu wyłapie każdy fałsz. Jest też trzecia opcja: może po prostu powiedzieć prawdę.
— Tak. Coś, kiedyś było między nami... — przyznaje, a Cora wpatruje się w niego z niedowierzaniem — Nie jesteś pięciolatką, ani zakonnicą. Zdajesz sobie sprawę, że ludzie ze sobą sypiają czasami nawet próbują zbudować na tym coś więcej, ale to nie zawsze się udaje.
— Ale to przeszłość? Teraz wy nic... no wiecie?
— Nie! — odpowiada lekko oburzony. Chociaż może nie powinien, bo przecież okłamywali z Derekiem wszystkich dookoła przez naprawdę długi czas. Cora ma prawo do podejrzliwości... co do rodzaju ich relacji. Dziewczyna przez chwilę przygląda mu się uważnie, aż w końcu kiwa głową i uśmiecha się krzywo. Czyli wszystko między nimi okay.
— To może lepiej żeby któryś upewnił się, że dotarło to do Jacksona, bo wyglądał na nieźle wkurzonego.
— Wiem — wzdycha Stilinski — Pojechał do siebie? — Cora tylko wzrusza ramionami. — Okay, nie ważne... sam sprawdzę.
— Stiles... na pewno nie chcesz żebym była gdzieś w pobliżu? — pytając, dziewczyna wygląda na nieco zakłopotaną — Wiesz tak dla pewności... przypominam, że macie z Jacksonem długą historię znajomości. Nawet jeśli ostatnio dogadujecie się lepiej, to powinieneś pamiętać, że on jest przemienionym wilkołakiem, a teraz jest na ciebie wściekły.
— Dzięki Cora, ale nie trzeba — mówi i uśmiecha się ciepło, bo taka przyjacielska troska zawsze jest przez niego doceniana —Jackson nie zrobi mi krzywdy.
— Jesteś pewny? — wtrąca Derek i Stiles przez chwilę jest zaskoczony, że on nadal jest w jego domu. Spodziewał się, że Hale ulotni się jak tylko upewni się, że wszystko sobie wyjaśnili. I nie może pozbyć się nagłego wrażenia, że to pytanie ma też jakieś drugie dno.
— Tak, jestem.

***
Jeszcze przed obiadem żegna oboje Hale'ów. To pewna ulga, że Cora zdecydowała się jednak jechać z bratem. Nie żeby miał coś przeciwko samej dziewczynie, ale wrócił tylko na kilka dni i chciałby poświęcić kilka chwil swojemu staruszkowi. Teraz dodatkowo musi wymyślić jak poradzić sobie z obrażonym Whitemorem. Nie wie jak ludzie to robią - sprawiają, że ich związki działają. Przecież wszyscy się kłócą, o pierdoły i o te naprawdę ważne sprawy. On tak na dobrą sprawę nigdy nie był w żadnym i wracają do niego stare wątpliwości, co do tego czy w ogóle nadaje się do tego typu relacji...
Zanim zdąża wymyślić coś sensownego, jego ojciec wraca z posterunku. Nie spodziewa się miażdżącego żebra uścisku, ale wygląda na to, że nie tylko on tęsknił. Zaczyna odczuwać znajome wyrzuty sumienia, bo może nie powinien go zostawiać...
— Znam tą minę, synu — mówi z pobłażliwym uśmiechem. — Wszystko u mnie w porządku i ani się waż myśleć o powrocie! — dodaje.
— Chcesz żeby dzielił nas ocean, bo wtedy nie mam jak pilnować twojej diety. — prycha, patrząc wymownie w stronę lodówki, która świeci pustkami. — Nie zdążyłem zrobić zakupów... miałem małe komplikacje po powrocie.
— Czy te komplikacje mają coś wspólnego z tym, że Whittemore dostał dzisiaj trzy mandaty?
— Um, może?
— Stiles... wiesz, że nie przepadałem za tym chłopakiem — szeryf siada na jednym z kuchennych krzeseł i gestem pokazuje mu aby zrobił to samo. — To co wyprawialiście w szkole... do tej pory gabinet dyrektora to mój najczęstszy koszmar. Teraz jak o tym pomyśle to wydaję mi się komiczne, ale wtedy takie nie było... Jednak ostatnio rozmawiałem parę razy z matką Jacksona i wiesz co mi powiedziała? — Stiles kręci przecząco głową, bo zna tą kobietę jedynie z widzenia i opowieści Jacksona. — Powiedziała, że Jackson był bardzo zamknięty w sobie i przez pierwsze miesiące po adopcji prawie wcale się nie odzywał. Do czasu aż spotkał w przedszkolu chłopca, który usiadł obok niego w ławce i bez przerwy paplał.
— Przypominam, że kazał mi być cicho i zniszczył mój rysunek.
— Taaak, a ty rozbiłeś mu nos piórnikiem
— Cóż... nasze początki zawierają dużą dawkę przemocy, jak na pięciolatków...
— A jak to wygląda teraz? — pyta John i Stiles ma ochotę schować się pod stołem. Wie, że to dziecinne, ale nie może pozbyć się wrażenia, że ojciec dostrzeże wszystko, nawet to co Stiles wolałby zostawić dla siebie. — Może i jestem stary, ale nie głupi.
— To skomplikowane. Przyjaźnimy się, a przynajmniej tak było do dzisiejszego poranka... wydaje mi się, że go uraziłem i to cholernie mocno.
— Czy wy...?
— Nie — piszczy Stiles, bo nie spodziewał się, że ojciec będzie chciał wiedzieć takie rzeczy. — Zanim wyjechałem na studia, można powiedzieć, że się z kimś spotykałem i ten ktoś nie był wobec mnie fair. — Stara się mówić na tyle ogólnikowo żeby staruszek nie połapał się, że chodzi o Dereka. To nikomu nie przyniosłoby niczego dobrego — Przyjęli mnie na Oxford. Spakowałem się i zniknąłem z Beacon Hills, zostawiając to w cholerę. Byłem zbyt wściekły i zraniony żeby wyjaśnić to wcześniej, a dzisiaj on tak po prostu pojawił się przed naszymi drzwiami i poprosił o rozmowę... Jackson nie był zadowolony, że się zgodziłem.
— Domyślam się, że mówisz mi niezbędne minimum.
— Tato!
— Dobra już dobra, nie będę drążył — obiecuje John — Sprawa wygląda tak: jeśli zależy ci na Jacksonie to mu to powiedz. Nie sądzę, żeby powiedział ci nie, skoro ugania się za tobą od przedszkola.

2 komentarze:

  1. Hej,
    a czy przypadkiem Jackson nie powinien trafić do aresztu aby nie być zagrożeniem dla innych ludzi ;) początki ich znajomości brutalnie i ten tekst "nie sądzę, że powie nie jak od przedszkola się za tobą ugania..."
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniale, a Jackson nie powinien trafić do aresztu aby nie być zagrożeniem dla innych ludzi ;) początki brutalne, i ten tekst nie sądzę że powie "nie", jak od przedszkola się za Tobą ugania...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń