Nie sądzę żeby powiedział ci: nie...
***
Stiles powinien pamiętać o tym, że Derek Hale jak
nikt inny potrafi komplikować mu życie. Nie chodzi nawet o rozmowę, bo
ta w jakiś sposób naprawdę pomogła mu zamknąć tamten niezbyt przyjemny
rozdział. Problem w tym, że Jackson się na niego najwidoczniej obraził,
nie odbiera ani nie odpisuje. Stiles ma ochotę pieprznąć telefonem o
ścianę.
Kilka minut po tym, jak wyjaśnili sobie z Derekiem wszystko co było do wyjaśnienia, wraca Cora i patrzy na nich wyczekująco.
— Nie muszę ci się z niczego tłumaczyć. — oznajmia
Stiles, cofając się o krok. Wie, że to błąd już sekundę później, bo Cora
patrzy na niego z tym charakterystycznym błyskiem w oczach. Teraz tak
bardzo przypomina Petera, że to aż przerażające. — Przestań się we mnie
wgapiać.
— Wiem, że to nie moja sprawa i obaj jesteście dorośli... ale wy tak na serio? Byłam pewna, że Whittemore mnie wkręca.
Stilinski przez chwilę zastanawia się jak to
rozegrać. Dziewczyna nie jest głupia i jeśli w nieskończoność będą
odmawiać odpowiedzi, to dojdzie do odpowiednich wniosków. Mógłby
zaprzeczyć, gdyby nie miał do czynienia z cholernym wilkołakiem, który
słyszy bicie serca i od razu wyłapie każdy fałsz. Jest też trzecia
opcja: może po prostu powiedzieć prawdę.
— Tak. Coś, kiedyś było między nami... — przyznaje, a
Cora wpatruje się w niego z niedowierzaniem — Nie jesteś pięciolatką,
ani zakonnicą. Zdajesz sobie sprawę, że ludzie ze sobą sypiają czasami
nawet próbują zbudować na tym coś więcej, ale to nie zawsze się udaje.
— Ale to przeszłość? Teraz wy nic... no wiecie?
— Nie! — odpowiada lekko oburzony. Chociaż może nie
powinien, bo przecież okłamywali z Derekiem wszystkich dookoła przez
naprawdę długi czas. Cora ma prawo do podejrzliwości... co do rodzaju
ich relacji. Dziewczyna przez chwilę przygląda mu się uważnie, aż w
końcu kiwa głową i uśmiecha się krzywo. Czyli wszystko między nimi okay.
— To może lepiej żeby któryś upewnił się, że dotarło to do Jacksona, bo wyglądał na nieźle wkurzonego.
— Wiem — wzdycha Stilinski — Pojechał do siebie? — Cora tylko wzrusza ramionami. — Okay, nie ważne... sam sprawdzę.
— Stiles... na pewno nie chcesz żebym była gdzieś w
pobliżu? — pytając, dziewczyna wygląda na nieco zakłopotaną — Wiesz tak
dla pewności... przypominam, że macie z Jacksonem długą historię
znajomości. Nawet jeśli ostatnio dogadujecie się lepiej, to powinieneś
pamiętać, że on jest przemienionym wilkołakiem, a teraz jest na ciebie
wściekły.
— Dzięki Cora, ale nie trzeba — mówi i uśmiecha się
ciepło, bo taka przyjacielska troska zawsze jest przez niego doceniana
—Jackson nie zrobi mi krzywdy.
— Jesteś pewny? — wtrąca Derek i Stiles przez chwilę
jest zaskoczony, że on nadal jest w jego domu. Spodziewał się, że Hale
ulotni się jak tylko upewni się, że wszystko sobie wyjaśnili. I nie może
pozbyć się nagłego wrażenia, że to pytanie ma też jakieś drugie dno.
— Tak, jestem.
***
Jeszcze przed obiadem żegna oboje Hale'ów. To pewna
ulga, że Cora zdecydowała się jednak jechać z bratem. Nie żeby miał coś
przeciwko samej dziewczynie, ale wrócił tylko na kilka dni i chciałby
poświęcić kilka chwil swojemu staruszkowi. Teraz dodatkowo musi wymyślić
jak poradzić sobie z obrażonym Whitemorem. Nie wie jak ludzie to robią -
sprawiają, że ich związki działają. Przecież wszyscy się kłócą, o
pierdoły i o te naprawdę ważne sprawy. On tak na dobrą sprawę nigdy nie
był w żadnym i wracają do niego stare wątpliwości, co do tego czy w
ogóle nadaje się do tego typu relacji...
Zanim zdąża wymyślić coś sensownego, jego ojciec
wraca z posterunku. Nie spodziewa się miażdżącego żebra uścisku, ale
wygląda na to, że nie tylko on tęsknił. Zaczyna odczuwać znajome wyrzuty
sumienia, bo może nie powinien go zostawiać...
— Znam tą minę, synu — mówi z pobłażliwym uśmiechem. — Wszystko u mnie w porządku i ani się waż myśleć o powrocie! — dodaje.
— Chcesz żeby dzielił nas ocean, bo wtedy nie mam jak
pilnować twojej diety. — prycha, patrząc wymownie w stronę lodówki,
która świeci pustkami. — Nie zdążyłem zrobić zakupów... miałem małe
komplikacje po powrocie.
— Czy te komplikacje mają coś wspólnego z tym, że Whittemore dostał dzisiaj trzy mandaty?
— Um, może?
— Stiles... wiesz, że nie przepadałem za tym
chłopakiem — szeryf siada na jednym z kuchennych krzeseł i gestem
pokazuje mu aby zrobił to samo. — To co wyprawialiście w szkole... do
tej pory gabinet dyrektora to mój najczęstszy koszmar. Teraz jak o tym
pomyśle to wydaję mi się komiczne, ale wtedy takie nie było... Jednak
ostatnio rozmawiałem parę razy z matką Jacksona i wiesz co mi
powiedziała? — Stiles kręci przecząco głową, bo zna tą kobietę jedynie z
widzenia i opowieści Jacksona. — Powiedziała, że Jackson był bardzo
zamknięty w sobie i przez pierwsze miesiące po adopcji prawie wcale się
nie odzywał. Do czasu aż spotkał w przedszkolu chłopca, który usiadł
obok niego w ławce i bez przerwy paplał.
— Przypominam, że kazał mi być cicho i zniszczył mój rysunek.
— Taaak, a ty rozbiłeś mu nos piórnikiem
— Cóż... nasze początki zawierają dużą dawkę przemocy, jak na pięciolatków...
— A jak to wygląda teraz? — pyta John i Stiles ma
ochotę schować się pod stołem. Wie, że to dziecinne, ale nie może pozbyć
się wrażenia, że ojciec dostrzeże wszystko, nawet to co Stiles wolałby
zostawić dla siebie. — Może i jestem stary, ale nie głupi.
— To skomplikowane. Przyjaźnimy się, a przynajmniej
tak było do dzisiejszego poranka... wydaje mi się, że go uraziłem i to
cholernie mocno.
— Czy wy...?
— Nie — piszczy Stiles, bo nie spodziewał się, że
ojciec będzie chciał wiedzieć takie rzeczy. — Zanim wyjechałem na
studia, można powiedzieć, że się z kimś spotykałem i ten ktoś nie był
wobec mnie fair. — Stara się mówić na tyle ogólnikowo żeby staruszek nie
połapał się, że chodzi o Dereka. To nikomu nie przyniosłoby niczego
dobrego — Przyjęli mnie na Oxford. Spakowałem się i zniknąłem z Beacon
Hills, zostawiając to w cholerę. Byłem zbyt wściekły i zraniony żeby
wyjaśnić to wcześniej, a dzisiaj on tak po prostu pojawił się przed
naszymi drzwiami i poprosił o rozmowę... Jackson nie był zadowolony, że
się zgodziłem.
— Domyślam się, że mówisz mi niezbędne minimum.
— Tato!
— Dobra już dobra, nie będę drążył — obiecuje John —
Sprawa wygląda tak: jeśli zależy ci na Jacksonie to mu to powiedz. Nie
sądzę, żeby powiedział ci nie, skoro ugania się za tobą od przedszkola.
Hej,
OdpowiedzUsuńa czy przypadkiem Jackson nie powinien trafić do aresztu aby nie być zagrożeniem dla innych ludzi ;) początki ich znajomości brutalnie i ten tekst "nie sądzę, że powie nie jak od przedszkola się za tobą ugania..."
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, a Jackson nie powinien trafić do aresztu aby nie być zagrożeniem dla innych ludzi ;) początki brutalne, i ten tekst nie sądzę że powie "nie", jak od przedszkola się za Tobą ugania...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie