poniedziałek, 23 marca 2020

Stackson/Sterek - Recykling cz.9

Fragment piosenki "Wicked game", który Stiles wytatuowany ma na łopatce ;)

"The world was on fire and no one could save me but you
It's strange what desire will make foolish people do
I'd never dreamed that I'd love somebody like you
I'd never dreamed that I'd lose somebody like you"


Jackson by mnie zrozumiał...


***
Stiles stwierdza, że zawsze wtedy kiedy Jackson jest najbardziej potrzebny, to go nie ma. Niby wie, że to nie do końca jest zależne od przyjaciela, to i tak jest na niego zły. Czy może raczej na sytuacje w której się znajduje. Cokolwiek.
Siedzi na środku dywanu z otwartą walizką, do której nie zapakował jeszcze nic prócz prezentu dla ojca. Wszystkie jego ubrania zajmują znaczną część mieszkania. Oparcie i poduszki kanapy, stół i dwa wysłużone krzesła w części kuchennej oraz niemal całą podłogę między kanapą, a szafą. Ma wrażenie, że te cholerne ubrania rozmnożyły się przez podział gdy nie patrzył. On naprawdę nie wie jak to się stało. To może być po części wina Whittemorta i jego słabości do zakupów. Stiles dziesiątki razy zarzekał się, że idzie z nim tylko towarzysko, ale i tak zawsze wracał z dwoma lub trzema nowymi rzeczami. Jedyna korzyść to taka, że sukinsyn ma naprawdę niezłe oko i Stilinski niejednokrotnie korzystał z jego porad.
Problem polega na tym, że teraz Stiles tonie w ciuchach, a może zabrać tylko niewielką część z tego. Zresztą na co mu więcej skoro leci do domu tylko na niecałe dwa tygodnie. Święta i kilka dni po. Umówili się, że Sylwestra spędzą z Jacksonem już w Anglii. Może pojadą do Samuela albo będą gnić na kanapie. To jeszcze jest niesprecyzowane.
Teraz ma jednak większe zmartwienie na głowie - Święta, bo jego dom znajduje się w Beacon Hills, które jest terytorium watahy Hale'a i nie ma szans żeby nie natkną się przez ten czas na kogoś ze stada. Chyba, że spędziłby ten czas nie wyściubiając nosa z domu... Ale tą opcję od razu odrzuca - nie zamierza się chować. Jeśli najdzie go taka ochota, to przejdzie całe to cholerne hrabstwo wzdłuż i w szerz.
Jeszcze nie wie, co zrobi gdy spotka Isaaca czy Lydię... nie są już tak blisko. Początkowo ich rozmowy na czacie ciągnęły się godzinami, ale z czasem każde z nich miało coraz mniej czasu. Teraz tylko Scott zachowuje się wobec niego tak samo jak dawniej. Nawet jeśli dzieli ich ocean, to ten zakochany kundelek i tak nieprzerwanie zadręcza go godzinnymi monologami o Allison. Zdarzyło się, że Stilinski raz czy dwa przysną z telefonem przy uchu... ale ileż można?

Pamięta jak McCall przyleciał do niego na tydzień... jakoś pod koniec wakacji i przez pierwsze dziesięć minut gapił się na niego z rosnącym szokiem i niedowierzaniem. Nie mógł pojąć jakim cudem Stiles jednocześnie aż tak się zmienił wciąż pozostając sobą. Stilinski wciąż nałogowo oglądał seriale i czytał sterty komiksów. Nadal lubił koszulki z nadrukami i śmiesznymi napisami, koszule w kratę tylko, że te były bardziej dopasowane kolorem, i rozmiarem. Urósł jeszcze nieco w górę i przybyło mu nieco mięśni od codziennego biegania oraz trenowania do uniwersyteckich zawodów pływackich. Na których tak nawiasem mówiąc zajął trzecie miejsce, co uczcił kolejnym tatuażem - czterolistną koniczynką na nadgarstku. Kolejne mniejsze lub większe dziary pojawiały się odtąd dosyć regularnie na jego ciele. Na przedramieniu tarcze zegara, której wskazówki wyglądają jak strzały. Niewielki okrąg tuż nad kostką i drugi jeszcze mniejszy wewnątrz niego. To taki sentymentalny gest odnoszący się do tego okropieństwa, które Scott sobie wytatuował. Inicjały mamy na lewym obojczyku, i czterowersowy fragment piosenki Chrisa Isaaka "Wicked game" na prawej łopatce.
Pod wpływem impulsu i przez podpuszczanie Jacksona przekuł też sobie język... więc właściwie nie powinien dziwić się, że Scott zareagował w ten sposób. Jednak to wciąż było nieco niekomfortowe, gdy najlepszy przyjaciel gapi się na ciebie bez mrugnięcia oczami... trochę tak jakby nie wierzył w to co widzi. Przestał dopiero, gdy Stiles rzucił kąśliwą uwagą w swoim stylu - "uważaj, bo się zakochasz".
Wciągu tych kilku dni Stiles przeciągną McCalla przez cały swój uniwersytet i poznał z każdym kogo nazywał dobrym znajomym. A potem przyszła pora na Londyn i kilka ulubionych barów Stilinskiego. Tam przez przypadek spotkali jednego z chłopaków z którymi spał więcej niż raz... i w taki oto nieco niezręczny sposób Scott dowiedział się o jego orientacji. Początkowo wyglądał jak zraniony szczeniaczek i Stiles czuł się źle z tym, że nie powiedział mu wcześniej. Już następnego ranka Scott nieco otrząsną się z szoku i zaczął mało subtelnie podpytywać Stilinskiego o to czy kogoś ma. Stiles uciął temat mówiąc, że już nie. Scott zna go na tyle dobrze, że nawet nie próbował pytać o więcej.

Stiles zastanawia się czy coś jest z nim nie tak, skoro wcześniej nie zdobył się na to, żeby powiedzieć najlepszemu przyjacielowi o tym co działo się między nim, a Derekiem? Teraz z kolei nie mówi mu o Jacksonie. A naprawdę chciałby z kimś o tym pogadać... bo dostrzega więcej. Nie wie tylko czy McCall zrozumiałby, jeśli ostatnie co pamięta, że działo się między nimi to nieustanne kłótnie. Niby mówił mu, że teraz jest inaczej, ale wątpi żeby, to w pełni oddawało obraz tego jak wygląda ich przyjaźń. Szczerze, to nie pamięta żeby w ciągu ostatniego roku pożarł się o coś konkretnego z Whittemortem. Jakieś pierdoły, gdzie jeden drugiego zirytował spóźnieniem, albo zabraniem pilota.
Myśli, że może jest jeszcze jedna osoba z którą mógłby o tym pogadać. Nie wie tylko czy dzwonienie do kogoś w czwartkowy wieczór po dwudziestej i to na trzy dni przed wigilią, to dobry pomysł. Jednak ostatecznie pisze krótką wiadomość z zapytaniem czy Tom mógłby wpaść pogadać.


***
Mniej więcej dwie godziny później jest już spakowany przy czym okazało się, że ta jedna walizka to za mało. Dlatego pozostałe rzeczy znajdują się w średniej wielkości torbie sportowej, którą zazwyczaj używał w dni treningów drużyny pływackiej. Tom przez cały czas podśmiewa się pod nosem z tego, że najchętniej zapakowałby całą szafę... Bardzo śmieszne. Wcale, że nie chciał brać aż tyle ubrań. Po prostu jest zdenerwowany, a wtedy nie myśli całkiem racjonalnie. W międzyczasie Stilinski streścił kumplowi, to o czym myślał przed jego przyjściem - strach przed powrotem na stare śmieci i spotkaniem dawnych znajomych, którzy kiedyś byli mu bliscy, a teraz tak na dobrą sprawę nic o nich nie wie.
- A ten twój były? Nadal tam mieszka?
- Yup. - potwierdza - To dlatego Jackson poleciał wcześniej... na jego ślub.
- Faktycznie wspominałeś o tym, że się żeni. - przyznaje zerkając na niego z ciekawością.
- Pytaj.
- Nie chciałeś z nim iść... jako osoba towarzysząca?
- Co?
- No wiesz... dwie pieczenie na jednym ogniu - uszczęśliwiłbyś tego Jacksona i utarł nosa byłemu.
- Ty i te twoje pomysły - Stilinski śmieje się, bo mimo wszystko wyobrażenie sobie jak to mogłoby wyglądać, gdyby tak zrobił jest rozbrajające. - To byłoby niezapomniane... uwierz mi. Wszyscy którzy byli na tym ślubie pamiętają mnie i Whittemorta jako skaczących sobie do oczu, pyskatych gówniarzy.
- No i co z tego?
- Jeszcze pomyśleliby, że mamy inwazję kosmitów, którzy przejmują nad nami kontrole lub, że rząd przeprowadza kolejne eksperymenty na obywatelach.
- Nie mam bladego pojęcia o czym ty do mnie rozmawiasz - Tom kręci głową, patrząc na niego jakby postradał rozum.
- Jackson by mnie zrozumiał... - jęczy i niemal od razu uświadamia sobie, że to nie było właściwą rzeczą do powiedzenia przy tym świrze. Tom zachowywał się czasami gorzej niż fandom SPN, podczas oglądania sceny w której Deean przytulał Casa...
- Oczywiście, że tak. - mówi ironiczne
- Nie zaczynaj. - prosi
- Czy ja coś mówię? - pyta niczym niewiniątko.
- Wystarczy, że gapisz się na mnie tym swoim wszechwiedzącym wzrokiem...
***
- Stiles no. - mówi Tom tonem obrażonego pięciolatka. Czekają już ponad dwie godziny, bo jego lot ma lekkie opóźnienie. Ma nadzieje, że nie przeciągnie się to za bardzo, bo potem nie zdąży na pociąg do Beacon Hills i w Sacramento też będzie musiał czekać kilka godzin na następny.
- Nie wiem, co chcesz żebym ci powiedział.
- Wszystko! - woła kumpel może nieco głośniej niż to konieczne, bo przysypiająca na sąsiednich krzesełkach nastolatka posyła mu zabójcze spojrzenie.
- Idiota. - prycha Stiles pod nosem
- Słyszałem
- Miałeś słyszeć, kutasie.
- Heeej?! To ja tutaj się poświęcam i chcę pomóc, a ty mnie wyzywasz od męskich zewnętrznych organów rozrodczych. Nie ładnie... bardzo nie ładnie panie Stilinski.
- Chcesz zaspokoić swoją ciekawość i pewnie poćwiczyć na mnie jakieś psychologiczne sztuczki.
- To też. - przyznaje potulnie - Ale głównie chodzi i o to żebyś się nie męczył z tym sam.
- Niech będzie - Stilinski poddaje się - Myślę, że mogłeś mieć rację co do tego, że Jackson ma coś do mnie.
- Rozmawialiście? - brzmi na podekscytowanego.
- Nie... ale są rzeczy, które zauważam. Na przykład, to że gdy wychodzimy razem do klubów, to żaden z nas nie zabawia się z nikim w kiblu ani nie wychodzi do domu z nowo poznanym kolesiem. A my zawsze chodzimy razem na imprezy.
- A on?
- Wydaje mi się, że... chce czegoś. Tylko chyba ta historia z Derekiem go powstrzymuje. - mówi i nagle coś sobie uświadamia - Cholera powinienem iść na ten jebany ślub. On myśli, że ja nadal coś czuje do tego idioty... Dlatego nic nie robi.
- A chciałbyś żeby co konkretnie zrobił?
- Nie wiem... coś.

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    wspaniale, wlaściwie to szkoda że Stilles nie poszedł na ten ślub z Jacksonem a jeszcze ukazywał nie zainteresowanie Derekiem...
    troszkę u mnie się pokomplikowało ostatnio, ale zaglądam na ao3 i w miarę czytam, jak na chwilę obecną chcę mieć więcej przeczytanych aby potem komentarze były bardziej regularnie... na chwilę obecną to czytam "Kotwica", więc się nie przejmuj...
    no i wszystkiego dobrego w Nowym Roku
    weny i chęci i pomysłów życzę...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń