Gdyby wzrok miał moc sprawczą...
***
Derek wie, że powinien być gdzie indziej i robić co innego... jak na przykład szczerzyć się do obiektywu czy udawać, że potrafi tańczyć. Ogólnie sprawiać wrażenie najszczęśliwszej osoby na Ziemi. To jest, to co zazwyczaj robi pan młody na przyjęciu. I całkiem nieźle mu szło przez jakieś trzy godziny, ale teraz potrzebuje odetchnąć i pobyć sam przez kilka minut.
W lokalu nadal trwa jego wesele, a Braeden pewnie zachodzi w głowę gdzie go wcięło. Chociaż ma cichą nadzieje, że zajęła się rozmową ze swoimi znajomymi i nawet nie zauważy, że go nie ma. Mało prawdopodobne biorąc pod uwagę fakt, że przez kilka lat pracowała w FBI.
Wilkołak chowa się w pokoju z prezentami już jakiś kwadrans i na szczęście nikt jeszcze go nie szuka. Prawdopodobnie zawdzięcza to Peterowi lub którejś ze swoich bet. Jednak podejrzewa, że nie będzie to trwało zbyt długo, bo w końcu więcej osób zauważy jego zniknięcie, a nie chce wzbudzać niepotrzebnej sensacji czy stwarzać okazji do plotek. Małe miasteczka mają to do siebie, że wściubianie nosa w cudze sprawy jest codziennością. Beacon Hills nie stanowi wyjątku...
Ponownie zerka w stronę drzwi, a potem na trzymane w rękach dosyć spore pudełko z prezentem od Stilesa. Naprawdę boi się zajrzeć do środka, ale chyba jeszcze bardziej przeraża go koperta z kartką od chłopaka. Przez niemal dwa lata spychał przeszłość tak daleko w swojej świadomości, że prawie udało mu się siebie samego przekonać, że te kilka miesięcy nie istniało. W tej niewinnie wyglądającej paczce może znajdować się coś, co skonfrontuje go z tym co zrobił. Niby wie, że Stiles nie jest z natury mściwą czy zdolną do zrobienia komukolwiek krzywdy osobą... jednak cóż... Derek mógł mu w przeszłości dać parę powodów do tego, by chłopak zrobił dla niego wyjątek. Z dwojga złego woli sam sprawdzić, co dostał od byłego kochanka na prezent ślubny niż ryzykować, że zobaczy to ktokolwiek inny. Peter jest jedyną osobą, która wie część z tego co się działo między nim, a Stilesem i wyraźnie nie jest zachwycony z tego jak to się skończyło. Woli nawet nie zastanawiać się nad tym jak zareagowałaby reszta stada.
Z mocno bijącym sercem zrywa ozdobny papier z pudła i podnosi wieczko. Patrzy i nie wierzy. Spodziewał się naprawdę wszystkiego, bomby zegarowej czy kilograma tojadu... ale nie zestawu prostych, różnokolorowych kubków. Wciąż nieco niepewnie unosi jeden z nich i dopiero wtedy dostrzega całkiem spory napis na odwrocie: Scott. Zaciekawiony sięga po kolejne i czyta: Lydia, Isaac, Allison, Peter, Cora, Braeden i Derek. Kubek z jego imieniem jest w ładnym odcieniu zielonego...
Stiles kiedyś powiedział mu po jednym z ich pierwszych zbliżeń, że gdy jest spokojny i zrelaksowany, to jego ludzkie oczy są bardziej zielone niż szare oraz to, że takie podobają mu się najbardziej. Derek wtedy kazał mu się przymknąć i iść spać, a sam zaczął się pośpiesznie ubierać i kilka minut później wyszedł.
Potrząsa głową żeby jakoś odegnać wspomnienie. Nie wydaje się być ono takie złe dopóki nie zna się reszty tej historii. A on... niestety nie tylko ją zna, ale też przeżył.
Zaczyna się lekko trząść więc odkłada prezent z powrotem do pudełka. Nie chce go stłuc przez przypadek. Zamiast tego wyjmuje typową, ślubną kartkę z życzeniami. Bierze głęboki oddech i zagląda do środka. Nie ma tego wiele.
"Szczęścia na nowej drodze życia"
Stiles.
Te kilka prostych słów aż razi po oczach. Takie formalne i oklepane, że aż coś w nim się buntuje. Zwyczajne i nudne rzeczy nie pasują mu do chłopaka, którego znał. Derek przez to nie wie czy Stilinski kpi sobie z niego czy może faktycznie ma dokładnie to na myśli? A chciałby. Zdaje sobie sprawę, że nie ma prawa oczekiwać czegokolwiek, ale nagle czuje, że musi się tego dowiedzieć. I niestety jedyną osobą, która (oprócz samego Stilesa) może znać odpowiedź jest Whittemore. Krzywi się na samą myśl o rozmowie z tym dupkiem... nie żeby nie lubił chłopaka. Chociaż właściwie, to go nie znosi. Jackson od zawsze irytuje go samą swoją obcością. Nie ma pojęcia jakim sposobem Stiles zaprzyjaźnił się z kimś takim jak Jackson. Z tego co pamięta, to Stilinski za czasów liceum miał krzyż pański z Whittemortem. Nieraz narzekał na jego docinki czy zaczepki...
Może to wcale nie tak, że się przyjaźnią tylko Stiles przekazał Jacksonowi tą nieszczęsną paczkę dla Braeden? Derek nawet nie chce wiedzieć, co chłopak o nim myśli... najpierw Peter wysłał w jego imieniu zaproszenie na ślub, a potem jeszcze Braeden poprosiła go o przysługę.
***
Jackson sam nie wie, co czuje będąc w tym miejscu... albo inaczej czuje wiele rzeczy na raz. Odrobinę bawi go ta cała farsa ze ślubem i bajkowym weselem. To tak pasuje do wiecznie naburmuszonego Dereka, jak pięść do nosa. Nie zna zbyt dobrze jego żony, ale sądząc po prostej sukni i minimalistycznych dodatkach, to też raczej nie jej styl. Whittemore obstawia, że ten przepych może być winą Petera i może też trochę Lydii. Tylko oni aż tak wyróżniają się na tle innych gości. Ich stroje bardziej pasowałyby na czerwony dywan albo bal w pałacu Buckingham niż wesele w małym miasteczku.
Udało mu się też trochę podokuczać Hale'owi. Wcale nie czuje się winny, jeśli już to przepełnia go samozadowolenie i satysfakcja. Za każdym razem, gdy przypomina sobie reakcję Dereka na wspomnienie o Stilinskim ledwo powstrzymuje się od prychnięcia. Czy można być jeszcze bardziej oczywistym?
Jednak przede wszystkim jest zniesmaczony, tym jakiego szczęśliwego mężusia gra Hale. Nie ma pojęcia jak innych nie razi po oczach ten jego wyuczony, sztuczny uśmiech. Poważnie, ludzie co z wami? To jak wszyscy nagle wydawali się być jedną wielką rodziną... Może reaguje w ten sposób, bo przed jego wyjazdem większość czasu spędzali na skakaniu sobie do gardeł? Coś szarpie go od środka jak widzi McCalla, poklepującego Dereka po ramieniu i paplającego o tym, że ich wataha wreszcie jest kompletna. Ma ochotę podejść i zapytać czy o kimś do cholery nie zapomniał! Ten sam Scott, który tyle razy zarzekał się, że Stiles jest dla niego jak brat... I może wszystko wyglądałoby teraz inaczej, gdyby kiedyś Stilinski powiedział komukolwiek...
Musi mieć bardzo zawziętą minę, bo nagle słyszy chrząknięcie tuż za plecaami. Tak jak się spodziewa, sekundę później na krześle po jego lewej stronie siada Peter.
- Sądząc po twojej interesującej reakcji i tym, że wciąż mogę wyczuć zapach Stilesa na twojej marynarce... Obstawiam, że wiesz co nieco?
- Uhm... - nie widzi sensu kłamać - Czekaj, to ty też wiesz?
- To nie tak, że któryś przyszedł do mnie na herbatkę i ploteczki... - szepcze teatralnie Hale, a Jackson już pamięta dlaczego nigdy nie mógł wytrzymać nawet pięciu minut w towarzystwie tego idioty. - Bywam spostrzegawczy i czasami zdarza mi się być w odpowiednim miejscu o odpowiedniej porze... chociaż jeśli zapytasz mojego błyskotliwego siostrzeńca powie ci, że to było złe miejsce i jeszcze gorszy czas...
- Nie mów, że widziałeś...ich?
- Dokładnie.
- Chryste. Stiles wie, że ty wiesz?
- Raczej nikt nie kwapił się, żeby go o tym poinformować. - przyznaje starszy wilkołak - Jednak jest coś, co nie daje mi spokoju... Wasza dwójka jest czym konkretnie? -Jackson nie zdąża odpowiedzieć.
- Peter. - Pan młody nagle wyrasta jak spod ziemi, po drugiej stronie stołu i to dokładnie na przeciwko nich. - Muszę pogadać o czymś z Jacksonem... - Whittemore mierzy go zimnym spojrzeniem.
- Gdyby wzrok miał moc sprawczą drogi siostrzeńcze, to właśnie zostałbyś eunuchem.
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, ale wątpliwości ma Derek, niech nic mu nie mówi... a Jackson tak niech Derek cierpi...
gwoli ścisłości... mam tutaj trochę zaległości i chcę je nadrobić, ale nie zapominam o AO3 jak na razie to przeszukuje (jak już mam możliwości komentowania) i wybieram teksty do przeczytania... kilka już się zebrało, ale też jednocześnie chcę przeczytać potem komentować... i jednym z... które mnie zainteresowało i nie jest skończone to "chciałbym żebyś...."
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie