On zna mnie, a ja znam jego. Proste
***
Dalej chce mu się na przemian śmiać i wymiotować.
Niby jest już dwa dni po ślubie Dereka i Braeden, ale Jackson wciąż
przed oczami ma tą cholernie dziwną i niezręczną rozmowę z Hale'em.
Naprawdę chwilami nie jest pewien czy to wszystko mu się nie przyśniło.
Tylko, że nigdy wcześniej nie miewał tak realistycznych i logicznych
snów jak to...
Od kilku minut stoją na tarasie i Derek wciąż nie wydusił z siebie
nawet jednego słowa. To powoli robi się nudne i męczące. Whittemore nie
bardzo ma ochotę ani siłę udawać, że nie wie o czym, a raczej o kim
alfa chce się coś dowiedzieć. Ani myśli jednak ułatwiać mu cokolwiek.
Zaciska zęby z całych sił i dalej milczy.
- Czy... on.. znaczy wy? Widujesz się z nim częściej czy tylko teraz?
- Ale, że z kim? - pyta Jackson udając głupiego.
- Musisz?
- Nie wiem o co ci chodzi Derek.
- Jaaasne. - prycha - Dobra niech ci będzie. Chce wiedzieć co
dzieje się teraz ze Stilinskim - I Whittemore ma ogromną ochotę zapytać o
to którego Stilinskiego ma na myśli, ale lituje się nad poddenerwowanym
Hale'm. Przecież nikt nie chce żeby pan młody miał zły humor... przed
nim noc poślubna.
- Stiles studiuje na Oxfordzie i pracuje jako barman. - wzrusza
ramionami lekko jakby w geście bezradności. - Nie wiem co chcesz
wiedzieć, nie wiem nawet czy powinienem z tobą o nim rozmawiać. - Hale
wpatruje się w niego z mieszanką zdziwienia i lęku wymalowaną na twarzy.
- Ty...
- Ta. Wiem. - prycha
- Nie wierze... Jakim cudem ty ze wszystkich ludzi? - To nie jest precyzyjne pytanie, ale Jackson rozumie jego ogólny sens.
- Nie znasz mnie... tak na dobrą sprawę to nikt z was nic o mnie nie wie. -
oznajmia chłodno - On zna mnie, a ja znam jego. Proste.
- Więc wy...?
- Przyjaźnimy się. - Jackson przewraca oczami na ulgę bijącą od Hale'a. - Ale ty za to masz żonę.
- Co?
- Po prostu nie kombinuj. - ostrzega - Stiles ma się lepiej...
może nie całkiem dobrze, ale tyle na ile to możliwe. Zmienił się... nie
jest chłopakiem którego znałeś.
- Nie wracał do Beacon Hills przeze mnie? - pyta cicho Hale tak jakby wcale nie chciał być usłyszany.
- Początkowo. Teraz, to po prostu już nie jego świat.
***
Przez jakieś trzy godziny lotu Stiles cieszy się, że
uwolnił się od Toma. Jego trajkotanie i cytowanie fragmentów książek
psychologicznych, zaczynało mu powoli działać na nerwy. Lubi tego
gościa, ale on zupełnie nie wie kiedy przestać! Stiles sam musi jakoś
ogarnąć, to co tak naprawdę dzieje się między nim a Jacksonem - Upewnić
się, że "coś" na pewno się dzieje... nie chce kolejny raz wyjść na tego, który wyobraża sobie za dużo.
Jednak pokonanie tylu kilometrów, nawet drogą
powietrzną, zajmuje o wiele więcej czasu. Obok niego przysypia na oko
dziewiędziesięcioletnia babcia, która raczej nie jest do niego zbyt
przychylnie nastawiona. Nie, jeśli brać pod uwagę fakt, że przez godzinę
kurczowo zaciskała palce na torebce i łypała na niego groźnym
wzrokiem... więc nici z pogawędki. A on się nudzi i to strasznie!
Próbuje grać na telefonie i czytać książkę, ale jego
myśli wciąż dryfują w kierunku tego, co czeka na niego w Beacon Hills.
Starał się wcześniej wyciągnąć z Jacksona jakieś bieżące informacje.
Typu: 'kto z kim, jak i dlaczego?' Niestety Whittemore, ten
oślizgły zdrajca oznajmił tylko, że będzie musiał to zobaczyć na własne
oczy. Teraz Stilinski umiera wewnętrznie z ciekawości.
Nie znaczy to jednak, że nie pamięta o swoim
zmartwieniu numer jeden - Dereku. Wilkołak cały czas siedzi gdzieś z
tyłu jego czaszki i nie daje o sobie zapomnieć. Czy oni nie mogą jechać w
podróż poślubną, jak to robią normalni nowożeńcy?
Tak jak się tego wcześniej obawiał, w Sacramento jest
o pół godziny za późno. Ma ochotę wrzeszczeć albo ryczeć jak dzieciak,
bo następny pociąg do Beacon Hills ma dopiero o siódmej rano. Jest w pół
do jedenastej w nocy. Nie wie, co ma zrobić - czekać na dworcu czy
ogarnąć sobie jakiś pokój w motelu na te kilka godzin. Jedno i drugie
jest trochę ponad jego siły, bo albo będzie musiał taszczyć bagaż nie
wiadomo jak daleko, albo przyjdzie mu spędzić ponad siedem godzin na
niewygodnych krzesełkach.
Kupuje gorącą czekoladę w automacie i wygrzebuje
słuchawki z torby, bo jeśli ma to jakoś przetrwać to tylko z muzyką.
Jednak zanim je podłącza, wybiera numer ojca żeby poinformować go, że
będzie dopiero rano. Tak jak się tego spodziewał, tatulek nie jest zbyt
szczęśliwy, ale to nie tak, że może coś z tym zrobić. Utknął na
posterunku na najbliższe godziny, bo większość młodych funkcjonariuszy
wzięła wolne na całe święta. W zasadzie teraz pracuje ich tylko czworo.
Po kilkusekundowej chwili namysłu dzwoni jeszcze do
Jacksona, a gdy ten nie odbiera wysyła mu krótką, ale wiele mówiącą
wiadomość. 'Utknąłem w Sacramento' i jakieś trzydzieści smutnych buziek.
***
Jackson jest zirytowany i mocno skrępowany, może też
trochę zawstydzony i przerażony. Nigdy jeszcze nie żałował tego, że ma
wyczulone zmysły tak bardzo jak teraz. Jego rodzice zamknęli się we
własnej sypialni jakieś pół godziny wcześniej, chociaż wcale nie
wyglądali na zmęczonych. I dopiero po kilku minutach zorientował się
dlaczego... Stara się jak może żeby nie usłyszeć czegoś, czego nie chce.
Siedzi w samochodzie przed domem i próbuje jakoś przeczekać.
Nie mija nawet pięć minut jak słyszy znajomą melodię
wygrywaną przez jego telefon. Stiles dzwoni. Kłopot w tym, że smartphone
został w pokoju. Waha się czy iść już teraz czy poczekać... może to nic
ważnego? Jednak, kiedy dostaje jeszcze dwie wiadomości, decyduje się po
niego pójść.
- Tylko wejść, chwycić i wyjść - tłumaczy sobie - dasz radę!
Udało się. Ma telefon i ponownie siedzi w swoim
bezpiecznym, i cichym aucie. Tylko, że teraz nie stoi ono pod domem, ale
mknie pustymi ulicami w kierunku Sacramento. Jak on tęsknił za tym
samochodem!
Jedną ręką trzyma kierownice, a drugą telefon. Stiles
napisał mu tylko, że następny pociąg ma dopiero o siódmej rano.
Whittemore nie wie co chłopak zamierza zrobić i to go lekko niepokoi.
Może Sacramento nie jest jakimś wyjątkowo niebezpiecznym miastem, ale za
to Stiles przyciąga kłopoty jak pieprzony magnes.
Od: Stiles
Czekam na dworcu. Nie chciało mi się szukać motelu...
Kurna. Ile czasu zajmie mu dotarcie na miejsce?
Jakieś półtorej godziny... jeśli nieco zignoruje przepisy drogowe.
Ponownie zerka na zegarek, kilka minut po jedenastej. Przyspiesza
jeszcze bardziej.
***
Stiles powoli zaczyna żałować swojej decyzji o
pozostaniu na dworcu. Jest coraz zimniej i miejsce zapełnia się ludźmi,
niekoniecznie czekającymi na pociąg. Normalnie nie osądza, bo bezdomność
często jest winą systemu i kilku niefortunnych zdarzeń lub złych
wyborów. Jednak widzi dwóch czy trzech lekko chwiejących się chłopaków.
Oni go niepokoją... na pewno nie zmruży oka. Oprócz niego na pociąg
spóźniła się też jeszcze jakaś dziewczyna, ale Stilinski nie jest w
stanie dostrzec jej twarzy. Siedzi zdecydowanie za daleko i w dodatku ma
kaptur mocno nasunięty na głowę.
Podskakuje nerwowo, gdy ktoś szturcha go w ramię. Odwraca się i zamiera.
- Co ty tu robisz? - niemal piszczy
- Myślałem, że może będziesz potrzebował podwózki, ale skoro wolisz tu poczekać...
- I chciało ci się? - pyta ignorując zaczepkę. Odpłaci mu później.
- Stęskniłem się za porsche, a skoro miałem pretekst do dłuższej trasy, to dlaczego nie
- Myślałem, że za mną - prycha
- To też. - śmieje się Whittemore. Stiles jest
dziwnie pewien, że pomimo lekkiego tonu, to chłopak mówi całkiem serio.
Dlatego nic na to nie odpowiada tylko wyszczerza się do niego radośnie.
Idą w kierunku wyjścia z dworca, Jackson taszczy jego
walizkę. Stilinski wcale nie protestuje, bo jest cholernie ciężka i
nieporęczna. Na co on tyle, tego brał? Mija ich kolejny nietrzeźwy i
Stiles zerka w kierunku nieznajomej dziewczyny. Znajduje się dwie ławki
dalej i jest w niej coś niepokojąco znajomego. Wciąż nie może dostrzec
jej twarzy, bo teraz siedzi z kolanami podciągniętymi pod brodę.
- Jackson...?
- Co znowu? - jęczy wilkołak, a Stilinski wskazuje na miejsce w którym znajduje się dziewczyna.
- Cora? - pyta Whittemore i dopiero teraz do Stilesa
dociera dlaczego wydawało mu się, że skądś ją kojarzy. Wszyscy Hale'owie
mają pewne cechy wspólne... przynajmniej on je zauważa.
- Co? - brunetka podnosi głowę i drga, jakby dopiero
ocknęła się ze snu, a może faktycznie tak było. - Stiles? - wygląda na
równie mocno zaskoczoną, co on sam.
- Jeden, jedyny i niepowtarzalny. - odpowiada z uśmiechem - Czekasz na kogoś czy... chcesz zabrać się z nami?
- Nie jestem pewna czy chcę wracać do domu... właśnie
stamtąd przyjechałam - mówi, wyglądając na bardzo zmęczoną i
jednocześnie wkurzoną - Mój, durny brat - dodaje, ale to wciąż nie
wyjaśnia im za wiele.
- Aha... - mamrocze Jackson spoglądając na Stilinskiego z całkowitym niezrozumieniem
- Obj jesteśmy jedynakami... więc nie pomożemy, ale...
- To nie o to chodzi. On zapomina, że ja też tam
mieszkam. - warczy pod nosem - Rozważam wyprowadzkę do Petera, a to
chyba już coś wam mówi.
- Zdecydowanie. - śmieje się Stiles - Jackson ma dom
jak zamek.... jestem pewien, że ma tam też pokoje gościnne. - Cora lekko
się krzywi - A jeśli nie, to gdzie będziesz bezpieczniejsza niż w domu
szeryfa?
- Czy to jakiś nowy sposób na podryw? Na ojca- szeryfa? - pyta, chyba tylko na wpół żartując.
- Nie jesteś w jego typie - prycha Whittemore, marszcząc brwi
- Nie? A to dlaczego? - teraz to ona wygląda na bardziej wkurzoną - Nadal wolisz rude zołzy?
- Nah... jakby ci to... - patrzy bezradnie na
Jacksona, ale ten nie wydaje się zainteresowany chęcią pomocy - Och
szlag! - jęczy - Wolę facetów, okay?
Hejeczka, hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, końcówka nnie rozwala, tak to przyznanie się że woli chłopaków bardzo go dużo kosztowało... pieknie że Johnson pojechał po Stillsa na dworzec, Derek bardzo interesuje się jednak Stillesem jak widać... ;)
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie