sobota, 28 marca 2020

Stackson/Sterek - Recykling cz.10

On zna mnie, a ja znam jego. Proste

***
Dalej chce mu się na przemian śmiać i wymiotować. Niby jest już dwa dni po ślubie Dereka i Braeden, ale Jackson wciąż przed oczami ma tą cholernie dziwną i niezręczną rozmowę z Hale'em. Naprawdę chwilami nie jest pewien czy to wszystko mu się nie przyśniło. Tylko, że nigdy wcześniej nie miewał tak realistycznych i logicznych snów jak to...

Od kilku minut stoją na tarasie i Derek wciąż nie wydusił z siebie nawet jednego słowa. To powoli robi się nudne i męczące. Whittemore nie bardzo ma ochotę ani siłę udawać, że nie wie o czym, a raczej o kim alfa chce się coś dowiedzieć. Ani myśli jednak ułatwiać mu cokolwiek. Zaciska zęby z całych sił i dalej milczy.
- Czy... on.. znaczy wy? Widujesz się z nim częściej czy tylko teraz?
- Ale, że z kim? - pyta Jackson udając głupiego.
- Musisz?
- Nie wiem o co ci chodzi Derek.
- Jaaasne. - prycha - Dobra niech ci będzie. Chce wiedzieć co dzieje się teraz ze Stilinskim - I Whittemore ma ogromną ochotę zapytać o to którego Stilinskiego ma na myśli, ale lituje się nad poddenerwowanym Hale'm. Przecież nikt nie chce żeby pan młody miał zły humor... przed nim noc poślubna.
- Stiles studiuje na Oxfordzie i pracuje jako barman. - wzrusza ramionami lekko jakby w geście bezradności. - Nie wiem co chcesz wiedzieć, nie wiem nawet czy powinienem z tobą o nim rozmawiać. - Hale wpatruje się w niego z mieszanką zdziwienia i lęku wymalowaną na twarzy.
- Ty...
- Ta. Wiem. - prycha
- Nie wierze... Jakim cudem ty ze wszystkich ludzi? - To nie jest precyzyjne pytanie, ale Jackson rozumie jego ogólny sens.
- Nie znasz mnie... tak na dobrą sprawę to nikt z was nic o mnie nie wie. -
oznajmia chłodno - On zna mnie, a ja znam jego. Proste.
- Więc wy...?
- Przyjaźnimy się. - Jackson przewraca oczami na ulgę bijącą od Hale'a. - Ale ty za to masz żonę.
- Co?
- Po prostu nie kombinuj. - ostrzega - Stiles ma się lepiej... może nie całkiem dobrze, ale tyle na ile to możliwe. Zmienił się... nie jest chłopakiem którego znałeś.
- Nie wracał do Beacon Hills przeze mnie? - pyta cicho Hale tak jakby wcale nie chciał być usłyszany.
- Początkowo. Teraz, to po prostu już nie jego świat.

***
Przez jakieś trzy godziny lotu Stiles cieszy się, że uwolnił się od Toma. Jego trajkotanie i cytowanie fragmentów książek psychologicznych, zaczynało mu powoli działać na nerwy. Lubi tego gościa, ale on zupełnie nie wie kiedy przestać! Stiles sam musi jakoś ogarnąć, to co tak naprawdę dzieje się między nim a Jacksonem - Upewnić się, że "coś" na pewno się dzieje... nie chce kolejny raz wyjść na tego, który wyobraża sobie za dużo.
Jednak pokonanie tylu kilometrów, nawet drogą powietrzną, zajmuje o wiele więcej czasu. Obok niego przysypia na oko dziewiędziesięcioletnia babcia, która raczej nie jest do niego zbyt przychylnie nastawiona. Nie, jeśli brać pod uwagę fakt, że przez godzinę kurczowo zaciskała palce na torebce i łypała na niego groźnym wzrokiem... więc nici z pogawędki. A on się nudzi i to strasznie!
Próbuje grać na telefonie i czytać książkę, ale jego myśli wciąż dryfują w kierunku tego, co czeka na niego w Beacon Hills. Starał się wcześniej wyciągnąć z Jacksona jakieś bieżące informacje. Typu: 'kto z kim, jak i dlaczego?' Niestety Whittemore, ten oślizgły zdrajca oznajmił tylko, że będzie musiał to zobaczyć na własne oczy. Teraz Stilinski umiera wewnętrznie z ciekawości.
Nie znaczy to jednak, że nie pamięta o swoim zmartwieniu numer jeden - Dereku. Wilkołak cały czas siedzi gdzieś z tyłu jego czaszki i nie daje o sobie zapomnieć. Czy oni nie mogą jechać w podróż poślubną, jak to robią normalni nowożeńcy?

Tak jak się tego wcześniej obawiał, w Sacramento jest o pół godziny za późno. Ma ochotę wrzeszczeć albo ryczeć jak dzieciak, bo następny pociąg do Beacon Hills ma dopiero o siódmej rano. Jest w pół do jedenastej w nocy. Nie wie, co ma zrobić - czekać na dworcu czy ogarnąć sobie jakiś pokój w motelu na te kilka godzin. Jedno i drugie jest trochę ponad jego siły, bo albo będzie musiał taszczyć bagaż nie wiadomo jak daleko, albo przyjdzie mu spędzić ponad siedem godzin na niewygodnych krzesełkach.
Kupuje gorącą czekoladę w automacie i wygrzebuje słuchawki z torby, bo jeśli ma to jakoś przetrwać to tylko z muzyką. Jednak zanim je podłącza, wybiera numer ojca żeby poinformować go, że będzie dopiero rano. Tak jak się tego spodziewał, tatulek nie jest zbyt szczęśliwy, ale to nie tak, że może coś z tym zrobić. Utknął na posterunku na najbliższe godziny, bo większość młodych funkcjonariuszy wzięła wolne na całe święta. W zasadzie teraz pracuje ich tylko czworo.
Po kilkusekundowej chwili namysłu dzwoni jeszcze do Jacksona, a gdy ten nie odbiera wysyła mu krótką, ale wiele mówiącą wiadomość. 'Utknąłem w Sacramento' i jakieś trzydzieści smutnych buziek.
***
Jackson jest zirytowany i mocno skrępowany, może też trochę zawstydzony i przerażony. Nigdy jeszcze nie żałował tego, że ma wyczulone zmysły tak bardzo jak teraz. Jego rodzice zamknęli się we własnej sypialni jakieś pół godziny wcześniej, chociaż wcale nie wyglądali na zmęczonych. I dopiero po kilku minutach zorientował się dlaczego... Stara się jak może żeby nie usłyszeć czegoś, czego nie chce. Siedzi w samochodzie przed domem i próbuje jakoś przeczekać.
Nie mija nawet pięć minut jak słyszy znajomą melodię wygrywaną przez jego telefon. Stiles dzwoni. Kłopot w tym, że smartphone został w pokoju. Waha się czy iść już teraz czy poczekać... może to nic ważnego? Jednak, kiedy dostaje jeszcze dwie wiadomości, decyduje się po niego pójść.
- Tylko wejść, chwycić i wyjść - tłumaczy sobie - dasz radę!

Udało się. Ma telefon i ponownie siedzi w swoim bezpiecznym, i cichym aucie. Tylko, że teraz nie stoi ono pod domem, ale mknie pustymi ulicami w kierunku Sacramento. Jak on tęsknił za tym samochodem!
Jedną ręką trzyma kierownice, a drugą telefon. Stiles napisał mu tylko, że następny pociąg ma dopiero o siódmej rano. Whittemore nie wie co chłopak zamierza zrobić i to go lekko niepokoi. Może Sacramento nie jest jakimś wyjątkowo niebezpiecznym miastem, ale za to Stiles przyciąga kłopoty jak pieprzony magnes.

Od: Stiles
Czekam na dworcu. Nie chciało mi się szukać motelu...

Kurna. Ile czasu zajmie mu dotarcie na miejsce? Jakieś półtorej godziny... jeśli nieco zignoruje przepisy drogowe. Ponownie zerka na zegarek, kilka minut po jedenastej. Przyspiesza jeszcze bardziej.
***
Stiles powoli zaczyna żałować swojej decyzji o pozostaniu na dworcu. Jest coraz zimniej i miejsce zapełnia się ludźmi, niekoniecznie czekającymi na pociąg. Normalnie nie osądza, bo bezdomność często jest winą systemu i kilku niefortunnych zdarzeń lub złych wyborów. Jednak widzi dwóch czy trzech lekko chwiejących się chłopaków. Oni go niepokoją... na pewno nie zmruży oka. Oprócz niego na pociąg spóźniła się też jeszcze jakaś dziewczyna, ale Stilinski nie jest w stanie dostrzec jej twarzy. Siedzi zdecydowanie za daleko i w dodatku ma kaptur mocno nasunięty na głowę.

Podskakuje nerwowo, gdy ktoś szturcha go w ramię. Odwraca się i zamiera.
- Co ty tu robisz? - niemal piszczy
- Myślałem, że może będziesz potrzebował podwózki, ale skoro wolisz tu poczekać...
- I chciało ci się? - pyta ignorując zaczepkę. Odpłaci mu później.
- Stęskniłem się za porsche, a skoro miałem pretekst do dłuższej trasy, to dlaczego nie
- Myślałem, że za mną - prycha
- To też. - śmieje się Whittemore. Stiles jest dziwnie pewien, że pomimo lekkiego tonu, to chłopak mówi całkiem serio. Dlatego nic na to nie odpowiada tylko wyszczerza się do niego radośnie.
Idą w kierunku wyjścia z dworca, Jackson taszczy jego walizkę. Stilinski wcale nie protestuje, bo jest cholernie ciężka i nieporęczna. Na co on tyle, tego brał? Mija ich kolejny nietrzeźwy i Stiles zerka w kierunku nieznajomej dziewczyny. Znajduje się dwie ławki dalej i jest w niej coś niepokojąco znajomego. Wciąż nie może dostrzec jej twarzy, bo teraz siedzi z kolanami podciągniętymi pod brodę.
- Jackson...?
- Co znowu? - jęczy wilkołak, a Stilinski wskazuje na miejsce w którym znajduje się dziewczyna.
- Cora? - pyta Whittemore i dopiero teraz do Stilesa dociera dlaczego wydawało mu się, że skądś ją kojarzy. Wszyscy Hale'owie mają pewne cechy wspólne... przynajmniej on je zauważa.
- Co? - brunetka podnosi głowę i drga, jakby dopiero ocknęła się ze snu, a może faktycznie tak było. - Stiles? - wygląda na równie mocno zaskoczoną, co on sam.
- Jeden, jedyny i niepowtarzalny. - odpowiada z uśmiechem - Czekasz na kogoś czy... chcesz zabrać się z nami?
- Nie jestem pewna czy chcę wracać do domu... właśnie stamtąd przyjechałam - mówi, wyglądając na bardzo zmęczoną i jednocześnie wkurzoną - Mój, durny brat - dodaje, ale to wciąż nie wyjaśnia im za wiele.
- Aha... - mamrocze Jackson spoglądając na Stilinskiego z całkowitym niezrozumieniem
- Obj jesteśmy jedynakami... więc nie pomożemy, ale...
- To nie o to chodzi. On zapomina, że ja też tam mieszkam. - warczy pod nosem - Rozważam wyprowadzkę do Petera, a to chyba już coś wam mówi.
- Zdecydowanie. - śmieje się Stiles - Jackson ma dom jak zamek.... jestem pewien, że ma tam też pokoje gościnne. - Cora lekko się krzywi - A jeśli nie, to gdzie będziesz bezpieczniejsza niż w domu szeryfa?
- Czy to jakiś nowy sposób na podryw? Na ojca- szeryfa? - pyta, chyba tylko na wpół żartując.
- Nie jesteś w jego typie - prycha Whittemore, marszcząc brwi
- Nie? A to dlaczego? - teraz to ona wygląda na bardziej wkurzoną - Nadal wolisz rude zołzy?
- Nah... jakby ci to... - patrzy bezradnie na Jacksona, ale ten nie wydaje się zainteresowany chęcią pomocy - Och szlag! - jęczy - Wolę facetów, okay?

1 komentarz:

  1. Hejeczka, hejeczka,
    wspaniale, końcówka nnie rozwala, tak to przyznanie się że woli chłopaków bardzo go dużo kosztowało... pieknie że Johnson pojechał po Stillsa na dworzec, Derek bardzo interesuje się jednak Stillesem jak widać... ;)
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń