wtorek, 2 stycznia 2018

Stackson/Sterek - Recykling cz.2

Rollercoaster - Rozdział 4. - "Recykiling -Przeszłość należy oddzielić grubą kreską"



    Obaj jeszcze nie odpowiedzieli na zaproszenie. Niestety nie da się tego odwlekać w nieskończoność. Stiles czuje, jakby każdy dzień przybliżał go do jakiegoś wyroku. Wścieka się na samego siebie za to, że nie umie zostawić przeszłości tam, gdzie jej miejsce... daleko za sobą. Chociaż nie ma na to żadnego logicznego wyjaśnienia. Czymkolwiek była jego relacja z Derekiem, wciąż siedzi w jego umyśle. Boi się tego, co zrobiłoby z nim ponowne zobaczenie winowajcy całego tego uczuciowego zawirowania.

    Zmienił się i doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Najgorsze z tego wszystkiego jest chyba to, że gubi się we własnych uczuciach. Jednego dnia myśli, że już wszystko jest dobrze, bo może oddychać swobodnie, pomimo wpatrywania się w nieco pomięte zaproszenie. Niestety czasami wciąż nie może usiedzieć spokojnie, wyobrażając sobie cały ten cholerny ślub. Nie ma pojęcia, czy wciąż go kocha? Może to tylko żal, wymieszany z odrzuceniem i poczuciem zdrady, daje takie efekty?
    To wkurzające i nieco dezorientujące, kiedy sam nie wie, co czuje. Nie ma pojęcia, jak odzyskać dawnego siebie.

    Czasami zdarza mu się zagapić w łazienkowe lusterko. Pozornie wszystko jest takie jak kiedyś: oczy, nos, usta... nawet te cholerne pieprzyki są na swoim miejscu, co do sztuki! To dlaczego widzi w odbiciu kogoś kompletnie innego, niż w czasach liceum? Jasne, nieco wydoroślał i spoważniał, życie kilka razy zweryfikowało, dosyć radykalnie, jego wyobrażenia o przyszłości. Trochę jak w książeczkach dla dzieci: "znajdź różnice". Szkoda, że te jego zmiany nie są tylko powierzchowne.



***



    – CO ZROBIŁEŚ?! – Derek ma nadzieję, że się przesłyszał. Niestety, krzywy uśmieszek jego wuja wystarcza mu za odpowiedź.

    – Wysłałem zaproszenie na twój ślub Stilesowi... – Alfa przymyka oczy i stara się uspokoić, bo nie chciałby poplamić krwią Petera wszystkich tych eleganckich garniturów, do których przymierzenia został zmuszony niemal siłą. Isaac po prostu nie rozumie, że to w czym stanie przed ołtarzem nie ma dla niego większego znaczenia. – Właściwie to na zaproszeniu musiałem napisać jego prawdziwe imię, które podstępem wyciągnąłem od Scotta. Niestety nie potrafię tego poprawnie wypowiedzieć... cóż, przynajmniej przestałem się dziwić, że chłopak używa ksywki.

    – PETER!

    – No co? – pyta niewinnie. Nie, żeby ktoś jeszcze się na to nabierał.

    – Powiedz mi proszę, dlaczego, do cholery, ty mi to robisz? – Stara się nie brzmieć na całkowicie bezsilnego i zrezygnowanego. Problem w tym, że wuj jest jedną z nielicznych osób, które potrafią go rozszyfrować.

    – Niby co robię, Derek? – Wpatrują się w siebie przez kilka sekund, starszy Hale jakby z wyzwaniem w tych swoich, zmrużonych ślepiach. – Był w twojej watasze, pomagał wam przez kilka lat... niezależnie od tego, czym było zagrożenie: łowcy, Kate, Gereard, kanima, Deucalion czy darach. – Młodszy ostro wciąga powietrze na ostatnie słowo Petera. Darach to Jennifer. Kobieta, która uwiodła go i wykorzystała. Dla niej zostawił...

    DOSYĆ!

    Nakazuje sam sobie. Przeszłość należy oddzielić grubą kreską i nie próbować za nią zaglądać, bo to nigdy nie kończy się niczym dobrym.

    – Wiem o tym – syczy przez zaciśnięte zęby.

    – Tak? – prycha złośliwie Peter. – To kiedy ostatnio uciąłeś sobie z nim pogawędkę? Jak mu idzie na studiach? – drąży. – Dlaczego nie przyjechał na wakacje do domu?

    – Nie jesteśmy przyjaciółmi... od tego ma Scotta. – Sili się na bezbarwny ton głosu. – Jeśli tak bardzo chcesz wiedzieć, jak się ma, to pytaj jego bliskich.

    – Ta... bo wy nigdy blisko nie byliście... – Na to nie ma już dobrej odpowiedzi.




***




    Stiles rozpaczliwie potrzebuje czymś zająć myśli. Skończył się właśnie czwarty tydzień zajęć, czyli do wyznaczonej daty zostało mniej niż dwa miesiące. Jedyne co może go teraz jakoś odciągnąć od ciągłego rozmyślania na temat Dereka, Braeden i tego, czy powinien jechać na ich ślub, to ciągła nauka lub Jackson.

    Z materiałem jest tak bardzo do przodu, że jeden z wykładowców wprost zapytał się go: Czy, do cholery, nie ma życia prywatnego?! Stiles mógłby się o to wkurzać, gdyby to właściwie nie było prawdą.

    Opcja druga, czyli Whittemore, też niestety znajduje się poza jego zasięgiem. Ponieważ zbliża się pełnia, a do stada przyjęto dwa nowe wilkołaki i ich alfa zorganizował wyjazd integracyjny do swojego domu poza miastem. Oczywiście Samuel nazwał to wzmacnianiem więzi rodzinnych, ogólnie to długo gadał o tym, dlaczego to takie ważne w miejskich watahach, ale Stilinski przestał go słuchać mniej więcej w połowie tego wykładu. Jackson mógł też (nie tak do końca subtelnie) sugerować mu, że jest mile widziany.

    Jednak Stiles konsekwentnie odmawiał za każdym razem, jak blondyn wlepiał w niego szczenięce spojrzenie, którego jak nic nauczył się od McCalla. Mogło być okay, ale istniało ryzyko, że obserwowanie zżytej ze sobą grupy nadnaturalnych stworzeń otworzy tamę z wspomnieniami. Już wystarczająco upokarzające jest dla niego to, że Whittemore widział go jako zasmarkaną kupkę nieszczęścia.

    Lekko podskakuje, gdy leżący na kuchennym blacie telefon zaczyna brzęczeć. Zerka na wyświetlacz i przewraca oczami na przewidywalność wilkołaków.



Od: Jackson (dupek)
Nie waż się dotykać jakiejkolwiek książki!



    Naprawdę nie chce mu się odpisywać, ale wie też, że jeśli tego nie zrobi, ten idiota będzie bombardował go kolejnymi wiadomościami.



Do: Jackson (dupek)
Okay. Kilka osób z mojego roku mówiło coś o otwarciu nowego klubu...



Wie, że optymizm aż kipi z tych kilku słów. Nie ma sensu udawać szczęśliwego, skoro ten konkretny wilkołak potrafi go sczytać nawet przez SMS-y.



Do: Jackson (dupek)
Kto wie, może dopisze mi szczęście ;)


    Przebiera koszulkę na białą z nadrukiem, a na to narzuca jeansową kurtkę. Zerka na swoje odbicie, poprawia włosy dłonią i kolejny raz pyta sam siebie: Czy naprawdę chce mu się gdziekolwiek wychodzić? Nie, ale ma tylko dwadzieścia jeden lat, do cholery! Nie wolno mu zdziadzieć już teraz... poczeka z tym jeszcze, przynajmniej tak do trzydziestki.

    Dopiero przy drzwiach wyjściowych ponownie zerka na telefon.



Od: Jackson (dupek)
Tylko nie daj się tam zgwałcić. Dobrej zabawy i może tak dla pewności napisz, jak już wrócisz...



Do: Jackson (dupek)
Okay :) Tobie też, nie wciągaj za dużo tojadu przy plemiennym ognisku!


    Nie czekając na odpowiedź, blokuje smartfon i chowa go do zasuwanej kieszeni na wewnętrznej stronie kurtki. Dawno nigdzie nie wychodził bez tego upierdliwego wilkołaka i teraz jest mu nieco nieswojo. Czegoś mu brakuje. Parska krótkim śmiechem, przez co ludzie na ulicy dziwnie na niego zerkają, ale to żadna nowość... zawsze był odrobinę dziwny. Gdyby ktoś kiedyś zasugerował mu, że zaprzyjaźni się z Jacksonem, to chyba zabiłby tę osobę śmiechem.

    Jakoś niespodziewanie dobrze się dogadują. Nie może powiedzieć, że Whittemore kiedykolwiek zastąpi mu Scotta, bo to niewykonalne. McCall jest jak jego spokojniejszy brat bliźniak, a Jackson, gdy chce, potrafi dotrzymać mu kroku w wymyślaniu głupot. Niby już wcześniej domyślał się, że blondyn nie może być tylko mięśniakiem z ładną buźką, bo Lydia nawet dla seksu nie byłaby z kimś takim. Dopiero teraz, gdy rozmawia z nim niemal codziennie, dociera do niego, że Jackson Whittemore ma względne pojęcie jak używać sarkazmu, a nawet całkiem nieźle posługuje się ironią i podtekstami. Pozostaje więc pytanie: Dlaczego tak długo zajęło im ogarnięcie, że są lepszymi przyjaciółmi, niż wrogami?

1 komentarz:

  1. Hejka,
    no może Jackson pomoże zapomnieć Stillsowi o Dereku i się wyjaśniło, że to Peter wysłał zaproszenie na ślub, Derek nawet nie myślał to czynić...
    (tak w woli wyjaśnienia o rozbieżności komentarzy - te mam w moim notesiku i teraz nadrabiam zaległości (bo wstrzymywałam się czekają ba nowe rozdziały) a jako, że się pojawiają to i tutaj i tam) ;)
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń