środa, 14 czerwca 2017

I save light in my heart for us-ZIALL cz.2





Zayn:

Wydaje mi się, że słyszę gdzieś blisko jakiś cichy, znajomy głos, ale z pewnością nie należy on do Nialla. Przez chwilę ogarnia mnie panika, bo skoro to nie on, to gdzie ja, do cholery, jestem?! Próbuję otworzyć oczy, czy się poruszyć, ale moje powieki są za ciężkie, a ciało nie chce mnie słuchać. Leżę na plecach w pełni świadomy, ale jakby sparaliżowany. Osoba, która jest w pomieszczeniu, podchodzi bliżej i czuję, jak poprawia moje przykrycie, a potem zamiast wrócić na swoje miejsce, siada na brzegu łóżka i po prostu wiem, że na mnie patrzy.

- Zayn, wiesz, że mógłbyś się już obudzić… Byłoby mi o wiele łatwiej, jeśli miałbym jakąkolwiek gwarancję, że kiedykolwiek otworzysz oczy. - Wydaje mi się, że kojarzę skądś tego chłopaka, bo chociaż głos jest bardzo delikatny, to od razu moja podświadomość dopasowuje go do szatyna średniego wzrostu. Byłoby dobrze, gdybym jeszcze pamiętał cokolwiek z nim związanego. - Zdaje się, że znowu spieprzyłem... powinienem był pojawić się już dawno i powiedzieć, kim jestem… najwyżej zamknąłbyś mi drzwi przed nosem. Potem spotkałem Nialla i słyszałem, jak o tobie mówi, jak wypowiada się o twoich obrazach. Nie mogłem zmarnować takiej okazji i wykupiłem chyba połowę twoich prac z superbohaterami. - Tutaj w moim umyśle pojawia się obraz dużego baru. - Louis Tomlinson i jego pomysły we własnej, niepowtarzalnej odsłonie. - Wzdycha chłopak, a to jakby odblokowuje tamę ze wszystkimi wspomnieniami. Kiedy kolejne obrazy migają mi jeden po drugim, a każdy kolejny łamie moje serce coraz bardziej, w pomieszczeniu coś zaczyna pikać z zadziwiającą prędkością, a Louis zrywa się ze swojego miejsca. Mogę się tylko domyślać, że moja ucieczka na tamten świat się nie udała i, że jestem w szpitalu, co naprawdę nie jest mi na rękę. Wolałbym już się nie obudzić, nie pamiętać tego wszystkiego, albo chociaż nic nie czuć, bo cały ten pierdolony ból jest zbyt duży, jak na kogoś tak słabego jak ja. Nie chcę tego… dlaczego ktoś nie miał na tyle litości, by pozwolić mi umrzeć?


Do pokoju wpada kilka osób, przynajmniej to wnioskuję po ilości kroków i głosów.
- Musi pan opuścić pomieszczenie.- Warczy jakaś kobieta i przez chwilę mam nadzieje, że Niall jednak tu jest. Jestem psychiczny skoro chcę, żeby osoba, przez którą chciałem się zabić, była tutaj? Jeśli tak, to trudno.
- Nigdzie nie idę. - Pada zdecydowana odpowiedź, ale niestety, to głos Tomlinsona, a nie mojego partnera. Przez chwilę czuję zawód. - Już za dużo udało wam się spieprzyć. Pamiętajcie, że możecie polecieć ze swoich stołków równie szybko, co ten psychopata. Za wszystko, co zrobiliście Niallowi. - Moje serce przyspiesza jeszcze bardziej na dźwięk tego imienia i wszyscy mogą to usłyszeć.
- W porządku. - Mówi z westchnieniem jakiś mężczyzna, a sądząc po głosie, jest w średnim wieku. - Proszę pana, słyszy mnie pan? - Podnosi moje powieki i świeci jakąś latareczką. Prawdopodobnie sprawdzając reakcję źrenic. Chcę mu odpowiedzieć, ale nie mam na tyle siły. A on szybko przechodzi do kolejnych badań: bezwarunkowe odruchy ciała, tętno i ciśnienie krwi.
- Mamy dobrą wiadomość, panie Tomlinson. Pański brat powoli się wybudza. Nie należy tego przyspieszać, teraz podamy leki przeciwbólowe i glukozę. Trzeba czekać, zostawię tutaj jedną z pielęgniarek, która będzie nad wszystkim czuwać, a w razie potrzeby wezwie jakiegoś lekarza…
- Nie. - Przerywa mu ostro Louis. - Pan albo doktor Megan. Nie chcę żadnego z tych gówniarzy, którzy są pupilkami skazanego psychopaty.
- Rozumiem, proszę się uspokoić. Dla nas to też nie jest łatwe, a już w szczególności dla mnie. Przez tyle lat współpracowałem z profesorem i niczego nie zauważyłem. To czyni mnie częściowo odpowiedzialnym.
- W porządku. - Szatyn odpuszcza. - Jak długo może potrwać powrót do pełnej świadomości?
- Od kilku godzin do kilku dni. - Nie chce utknąć tak długo w tym stanie zawieszenia.
- A co z jego sprawnością i pamięcią? - Teraz przechodzi mnie nieprzyjemny dreszcz, bo co jeśli czeka mnie wegetacja albo wózek?
- Niedotlenienie mózgu nie było długotrwałe, mogą występować jakieś niewielkie luki w pamięci. Obrzęk prawie całkowicie ustąpił, ale w razie jakichkolwiek zaburzeń koordynacji ruchowej lub innych niepokojących objawów neurologicznych, będziemy robić kolejne badania. - Czuje się odrobinę spokojniejszy po tym, co powiedział lekarz. - Może pójdzie pan odpocząć do domu, skoro wszystko idzie już w dobrym kierunku? - Nie podoba mi się to, nie chce zostać tutaj sam. Może i nie znam Louisa zbyt dobrze, ale jednak jest kimś, kogo twarz kojarzę. Skoro nie mam przy sobie Nialla, to czuję się odrobinę pewniej, kiedy Tomlinson tu jest.
- Nie. Mam się dobrze. - Ucina szatyn szybko.
- Może, chociaż bufet czy kubek kawy? - Wtrąca jakiś kobiecy głos. Zdecydowanie brzmi młodo i przewróciłbym oczami, gdybym tylko mógł.
- Pod warunkiem, że pani tutaj zostanie i nie pozwoli wejść nikomu innemu. - Głos chłopaka jest dziwnie poważny i słychać w nim napięcie.
- Oczywiście. 

 Słyszę tylko kilka szelestów, a następnie kroki i trzask drzwi od sali. Sprawdzam, czy dam radę otworzyć oczy, albo poruszyć dłonią, ale nadal nic. Pielęgniarka przez parę minut krząta się po pomieszczaniu, albo wypełnia jakieś papiery, bo jestem w stanie zarejestrować przewracanie kartek i kliknięcie długopisu.
- Twój brat jest odrobinę upierdliwy.- Słychać rozbawienie w jej głosie. - Jednak chyba możemy mu to wybaczyć ze względu na sytuację…- Zaraz chwila, jaki brat? Pewnie ma na myśli Tomlinsona, tak racja, musiał coś wymyślić, żeby pozwolili mu tu być.
- Nie mogę uwierzyć w to, co się stało. Profesor był szanowanym specjalistą i staż u niego zawsze był oblegany. Teraz ucierpiał przez niego cały szpital, a Niall… uhm… pewnie nie powinnam tego mówić, bo istnieje możliwość, że mnie słyszysz. - Skoro już zaczęła, to mogłaby być na tyle łaskawa, żeby skończyć! - Jedyną pociechą jest to, że teraz odpowie za znęcanie się nad studentami i zmuszanie innych do robienia tego samego. - Kurwa, o czym ona mówi? Czy to możliwe, żeby mój chłopak… - Dziwnie się czuję z tym, że niczego nie zauważyłam. 

- Nie sądzisz, że to za dużo jak na jeden raz? - Warczy Louis, wchodząc do pokoju.
- Przepraszam… - peszy się dziewczyna, a ja mam ochotę wrzeszczeć, żeby mi do cholery powiedzieli, gdzie jest Niall! Moje tętno znowu niebezpiecznie wzrasta, a maszyny, do których jestem podpięty, zaczynają piszczeć. Czuję, jak ktoś chwyta za moją rękę i chyba wstrzykuję mi coś w wenflon. Kolejny raz próbuję otworzyć oczy. Po kilku próbach widzę białą plamę i ostre światło.
- Zayn?! - W zasięgu mojego wzroku pojawia się czyjaś rozmazana sylwetka. - Hej, młody? Spokojnie. - Tak jasne, mam ochotę krzyknąć, ale nadal ledwie kontaktuję. - Jesteś w szpitalu, byłeś w śpiączce przez tydzień. - Okay, to jest ważna informacja, ale mnie w tej chwili interesuje tylko jedna osoba. Chcę się dowiedzieć gdzie jest Niall i dlaczego nie ma go tutaj? Czy wszystko w porządku? Zranił mnie jak nikt inny i nie ufam mu już, ale to nie zmienia tego, że nadal go kocham i zależy mi na jego bezpieczeństwie.
- N... - Charczę przez wysuszone gardło.
- Można dać mu pić? - Pyta Tomlinson.
- Odrobinę wody, ale dosłownie dwa łyczki. - Louis przykłada mi do ust butelkę z dozownikiem i wlewa kilka kropel. Przełykam ostrożnie.
- Ni-all - Mówię bardzo cicho.
- Żyje. - Ulga to wszystko, co czuję.



Louis:
Siedzę przy kolejnym kubku kawy, wpatrując się w drgania na monitorze, rejestrujące prace serca mojego młodszego brata i nie mogę przestać myśleć o tym, co by było gdyby...
Niall przez prawie pół godziny wpatruje się w szybę, zanim wchodzi pożegnać się z nieprzytomnym Zaynem. Pozostaje na zewnątrz, chcąc dać mu odrobinę prywatności. Wiem, jak bardzo jest przerażony wszystkim tym, co stało się z ich życiem. Praktycznie zmusiłem go do podjęcia leczenia w ośrodku zamkniętym, chociaż widać było po nim, że znacznie bardziej wolałby uczęszczać na terapię tutaj, by móc być blisko Malika. Stwierdziłem jednak, że najpierw powinien wyleczyć się z nałogu, bo tym o wiele bardziej pomoże Zaynowi. Współuzależnienie w związku jest chyba najbardziej bolesne, bo widzisz osobę, jaką ten ktoś był przed nałogiem i cały czas masz nadzieje na wrócenie do starych dobrych czasów. Czekasz, milczysz i liczysz na cud, który nie zdarza się od tak, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Próbujesz ratować ukochaną osobę kosztem siebie, a bez fachowej pomocy nie dajesz rady pomóc i w dodatku sam zaczynasz się staczać. Takich przypadków jest tysiące, skrupulatnie gromadzonych i spisywanych w policyjnych, czy sądowych, aktach, a czasami na kartach zgonów. Na studiach przebrnąłem przez morze takich papierów. Nie chcę, by oni skończyli jako kolejna liczba w statystykach, jako kolejni, których przerosło życie. Niall może i się pogubił i szukał ukojenia tam, gdzie nie powinien, doprowadzając tym siebie do ruiny, a Zayn poszedł za nim na samo dno. Jednak przypominając sobie załamanie Horana i jego błagania o to, bym coś mu zrobił, żeby nie musiał żyć z tym wszystkim, nie potrafię odwrócić się od blondyna plecami. Dałem mu możliwość, by wyszedł z nałogu, nie gotowe rozwiązanie czy złoty środek, tylko szanse i wyłącznie od niego zależy, czy z niej skorzysta.


Patrząc na nieprzytomnego Zayna, zadaję sobie pytanie, czy dobrze zrobiłem? Może obudziłby się szybciej, gdyby Niall tu był? Wzdycham po raz kolejny, nie znajdując żadnej sensownej odpowiedzi. Całkowicie zapomniałem o pitej przeze mnie kawie, więc upijam łyk i od razu się krzywię, bo po pierwsze: to nie moja ukochana herbata, a po drugie: jest już całkowicie zimna.  To sprawia, że jeszcze trudniej mi ją przełknąć, ale nie chcę znowu wychodzić. W sali panuje półmrok i robi się coraz zimniej, bo dopiero mamy końcówkę marca, a to jeszcze dosyć chłodna pora.
- Nie mam kompletnie pomysłu na to, co mogę zrobić, żebyś się obudził… - Mamrotam, zapadając się nieco w swoim fotelu. Ktoś przywlókł go tutaj dla mnie, odkąd odmówiłem dłuższego opuszczania szpitala na więcej niż cztery, czy pięć godzin na dobę. Po tej całej zadymie, jaką zrobiłem w szpitalu za znęcanie się nad Horanem, prawdopodobnie personel nadal trzęsie portkami na sam dźwięk mojego imienia. Tak naprawdę nie chciałem mieszać w to naszego ojca, dlatego zwróciłem się do jego przyjaciela, który jest jednocześnie moim dawnym profesorem z uczelni. Sam nie specjalizuje się w sprawach dotyczących mobbingu czy znęcania się nad podwładnymi, ale polecił mi błyskotliwą panią prokurator, która z zapałem podjęła się tego zadania i jeszcze tego samego dnia do dyrekcji szpitala dotarł nakaz zatrzymania profesora. Popapraniec opuszczał placówkę w kajdankach i mam szczerą nadzieję, że już nigdy do żadnej go nie wpuszczą.
 - Ciekawi mnie czy słyszysz, co mówię? Oglądałem naprawdę dużo tych telewizyjnych tasiemka, w których ludzie nawijają do kogoś pogrążonego w śpiączce, licząc na to, że ten ich słyszy i zawsze wydawało mi się to odrobinę dziwne. - Przerywam na chwilę, żeby zaświecić niewielką lampkę. - Cóż, teraz jestem w stanie ich zrozumieć, bo słowa dają pewną ulgę, Zayn, a ja jestem jednych z tych ludzi, którym ciężko jest się zamknąć. Moja matka twierdzi, że jestem jak katarynka, kiedy się mocno wczuję w jakiś temat. Nikt nie ma szans się odezwać dopóki nie skończę, dlatego ojciec wróżył mi świetlaną przyszłość po studiach prawniczych. Taki rodzinny dar, ale to już zamknięty rozdział. Chociaż czasami tęsknie za byciem zapatrzonym w niego gówniarzem, wiesz? Taki mój żywy, wyidealizowany superbohater, walczący za pomocą kodeksu karnego ze złoczyńcami… Kiedy maska spadła, dostrzegłem, że nie jest wcale taki wspaniały i postanowiłem spróbować znaleźć coś, co mi daję szczęście, a nie to, co uszczęśliwia jego. - Biorę kolejny oddech, a moje myśli uciekają do ostatnich rodzinnych kłótni.
 - To nie tak, że nagle przestali być moją rodziną, bo nie da się od tak przestać kochać kogoś, kto  był ważny dla ciebie przez z całe życie, ale oprócz tego czuję też żal i niechęć. Nie potrafię się przełamać i wybaczyć mu tego, że zdradził mamę, bo kto wie czy zrobił to tylko raz? Ciężko mi też ze świadomością, że od tak Cię zostawił, bo to równie doborze mogłem być ja. Jak można kochać jednego syna, jednocześnie porzucając drugiego…


***
Kolejnego dnia muszę na chwilę wstąpić do baru, bo jako szef jestem zobowiązany do pilnowania pewnych spraw, a skoro nadal nie zatrudniłem managera, jest to całkiem sporo do zrobienia na wczoraj. Sprawdzenie asortymentu, policzenie i złożenie zamówień na to, czego brakuje. Dodatkowo jest kilka starych faktur. Więc nic dziwnego, że do szpitala docieram dopiero późnym popołudniem kompletnie wykończony i marzący o czymś ciepłym do jedzenia, albo chociaż kubek mocnej słodzonej herbaty byłby wskazany, inaczej zasnę w tej samej minucie, w której siądę na tym cholernie wygodnym fotelu. Jednak najpierw zaglądam do Malika i krótko streszczam mu mój dzień, niestety wydaję się być niewzruszony moimi zmaganiami z biurokracją i nadal sobie smacznie śpi. Wspominam coś o Niallu, tak w ramach eksperymentu, i jego serce od razu przyspiesza. Maszyny zaczynają wydawać z siebie przenikliwe dźwięki i do Sali jak burza wpada jeden z niewielu lekarzy, którym ufam, wraz z jakąś młodą pielęgniarką. Próbują przekonać mnie do wyjścia, ale nie ma kurwa mowy, że gdziekolwiek się stąd ruszę. 


Zayn się wybudza. To najlepsza wiadomość od tygodnia i mam ochotę tańczyć breakdance na zimnej posadzce z tej radości i tylko siłą woli się od tego powstrzymuję. Później lekarz nieco ostudza mój entuzjazm, mówiąc, że powrót całkowitej świadomości może potrwać nawet kilka dni. Pocieszeniem jest to, że pod względem fizycznym, Zayn nie odniósł żadnych znaczących obrażeń. Kręgosłup cały, a niedotlenienie mózgu było na tyle krótkie, że nie powinno wywołać zmian osobowościowych bądź amnezji. Nadal jednak pozostaję kwestia psychiki, która była złamana jeszcze przed próbą samobójczą. Wiem, że czeka go rozmowa ze szpitalnym psychologiem, ale nie ma mowy, że dam go gdzieś zamknąć. Znam kilku świetnych terapeutów, bo wielokrotnie byli potrzebni przy ofiarach przestępstw, a jako stażysta byłem zobligowany do robienia im kawy i herbaty. Nic tak nie łączy anglików niż filiżanka gorącego napoju. 
Jeden z młodszych psychoterapeutów pracuję właśnie w ośrodku odwykowym, do którego zawiozłem Nialla. Harry Styles - genialne dziecko; skończył specjalizację już w wieku dwudziestu trzech lat i - ku rozpaczy swoich rodziców - zdecydował się na pracę z ćpunami, jak to określiła rodzina Stylesów. Chłopak tylko przewrócił oczami na groźby ojca i wyniósł się z domu do swojego partnera, dziesięć lat starszego prezentera radiowego Nicka Grimshawa i tutaj babcia o mało nie zeszła na zawał. Od tamtej pory chłopak ma zakaz wracania do domu, chyba, że na ich zasadach. Wracając, Harry sam przeszedł tyle, że jest w stanie zrozumieć swoich pacjentów, a to najważniejsze. Dlatego poprosiłem go o przyjęcie Horana. Streściłem mu sytuację i poprosiłem o kilka namiarów, przeczuwając, że mój brat też będzie potrzebował fachowej pomocy, a nie chcę, żeby  trafił na kompletnego ignoranta i dupka, a co gorsza homofoba, bo tacy są wszędzie. Nawet w kitlu lekarskim…

Po namowach lekarza wychodzę dosłownie na parę minut, by zdobyć kolejny kubek kawy, bo zamierzam spędzić tutaj długie godziny, uważnie obserwując Zayna. Mój humor jest o wiele lepszy niż przed południem i wreszcie pozwalam sobie na nieznaczne rozluźnienie. Z niewielkim uśmiechem upijam łyk napoju i kieruję się z powrotem do Sali, gdzie już od progu ciśnienie skacze mi do góry, bo niczego nieświadoma pielęgniarka trajkocze jak katarynka o Niallu, a z tego, co mówił doktor wynika, że jest duże prawdopodobieństwo tego, że Malik słyszy i rozumie, co się dookoła niego dzieję. Chciałem mu opowiedzieć o Horanie, kiedy będzie już w pełni świadomy, a nie skazywać go na bierne słuchanie, kiedy nie jest w stanie się odezwać. Jednak, gdy dziewczyna milknie, tętno Zayna kolejny raz wzrasta. Pielęgniarka wstrzykuję coś do wenflonu, a serce odrobinę zwalnia. Pochodzę bliżej, a tym, co od razu wychwytuję mój wzrok, są drgające powieki. Nie mija nawet pięć sekund, zanim oczy Mulata się otwierają i mruga nimi kilkakrotnie, a kiedy w końcu jego spojrzenie jest w miarę przytomne i skoncentrowane gdzieś w okolicy mojej twarzy, próbuję on coś powiedzieć, ale przesuszone gardło mu to uniemożliwia. Po przełknięciu łyka wody oddycha z ulgą i słabym głosem pyta:
- Niall?
- Żyje. - Widzę, jak napięcie powoli opuszcza jego ciało. - Wszystko powoli, Z. Daj sobie trochę czasu. Później odpowiem na każde pytanie, a teraz myśl o sobie młody.
- Słyszałem - charczy - że udajesz mojego brata… - Cóż, niedokładnie tak to brzmi, ale domyślam się, co chce powiedzieć. Zastanawiam się, co, do cholery, mam zrobić... kłamać czy spróbować mu to wytłumaczyć? Jest chyba za wcześnie na takie rewelację, ale z drugiej strony potrzebuje on teraz kogoś bliskiego, gdy wydaje mu się, że został sam. - Lou? - Moje milczenie chyba go zaniepokoiło.
- Właściwie to nie udaję… mamy inne matki, Zayn, ale tatuś ten sam.- Mówię cierpko. Oczy bruneta rozszerzają się komicznie. To chyba jednak nie był dobry pomysł…

1 komentarz:

  1. Witam,
    wspaniały rozdział, jak dobrze, że Zaiyan tak szybko wy budził się ze śpiączki... no i dobrze, że Luis to powiedział, nie ma co ukrywać takich rzeczy...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń