Zayn:
Wydaje mi się, że
słyszę gdzieś blisko jakiś cichy, znajomy głos, ale z pewnością nie należy on
do Nialla. Przez chwilę ogarnia mnie panika, bo skoro to nie on, to gdzie ja,
do cholery, jestem?! Próbuję otworzyć oczy, czy się poruszyć, ale moje powieki
są za ciężkie, a ciało nie chce mnie słuchać. Leżę na plecach w pełni świadomy,
ale jakby sparaliżowany. Osoba, która jest w pomieszczeniu, podchodzi bliżej i
czuję, jak poprawia moje przykrycie, a potem zamiast wrócić na swoje miejsce,
siada na brzegu łóżka i po prostu wiem, że na mnie patrzy.
- Zayn, wiesz, że
mógłbyś się już obudzić… Byłoby mi o wiele łatwiej, jeśli miałbym jakąkolwiek
gwarancję, że kiedykolwiek otworzysz oczy. - Wydaje mi się, że kojarzę skądś
tego chłopaka, bo chociaż głos jest bardzo delikatny, to od razu moja
podświadomość dopasowuje go do szatyna średniego wzrostu. Byłoby dobrze, gdybym
jeszcze pamiętał cokolwiek z nim związanego. - Zdaje się, że znowu
spieprzyłem... powinienem był pojawić się już dawno i powiedzieć, kim jestem…
najwyżej zamknąłbyś mi drzwi przed nosem. Potem spotkałem Nialla i słyszałem,
jak o tobie mówi, jak wypowiada się o twoich obrazach. Nie mogłem zmarnować
takiej okazji i wykupiłem chyba połowę twoich prac z superbohaterami. - Tutaj w
moim umyśle pojawia się obraz dużego baru. - Louis Tomlinson i jego pomysły we
własnej, niepowtarzalnej odsłonie. - Wzdycha chłopak, a to jakby odblokowuje
tamę ze wszystkimi wspomnieniami. Kiedy kolejne obrazy migają mi jeden po
drugim, a każdy kolejny łamie moje serce coraz bardziej, w pomieszczeniu coś
zaczyna pikać z zadziwiającą prędkością, a Louis zrywa się ze swojego miejsca.
Mogę się tylko domyślać, że moja ucieczka na tamten świat się nie udała i, że
jestem w szpitalu, co naprawdę nie jest mi na rękę. Wolałbym już się nie
obudzić, nie pamiętać tego wszystkiego, albo chociaż nic nie czuć, bo cały ten
pierdolony ból jest zbyt duży, jak na kogoś tak słabego jak ja. Nie chcę tego…
dlaczego ktoś nie miał na tyle litości, by pozwolić mi umrzeć?
Do pokoju wpada kilka
osób, przynajmniej to wnioskuję po ilości kroków i głosów.
- Musi pan opuścić
pomieszczenie.- Warczy jakaś kobieta i przez chwilę mam nadzieje, że Niall
jednak tu jest. Jestem psychiczny skoro chcę, żeby osoba, przez którą chciałem
się zabić, była tutaj? Jeśli tak, to trudno.
- Nigdzie nie idę. -
Pada zdecydowana odpowiedź, ale niestety, to głos Tomlinsona, a nie mojego
partnera. Przez chwilę czuję zawód. - Już za dużo udało wam się spieprzyć.
Pamiętajcie, że możecie polecieć ze swoich stołków równie szybko, co ten
psychopata. Za wszystko, co zrobiliście Niallowi. - Moje serce przyspiesza
jeszcze bardziej na dźwięk tego imienia i wszyscy mogą to usłyszeć.
- W porządku. - Mówi z
westchnieniem jakiś mężczyzna, a sądząc po głosie, jest w średnim wieku. - Proszę
pana, słyszy mnie pan? - Podnosi moje powieki i świeci jakąś latareczką.
Prawdopodobnie sprawdzając reakcję źrenic. Chcę mu odpowiedzieć, ale nie mam na
tyle siły. A on szybko przechodzi do kolejnych badań: bezwarunkowe odruchy
ciała, tętno i ciśnienie krwi.
- Mamy dobrą wiadomość,
panie Tomlinson. Pański brat powoli się wybudza. Nie należy tego przyspieszać,
teraz podamy leki przeciwbólowe i glukozę. Trzeba czekać, zostawię tutaj jedną
z pielęgniarek, która będzie nad wszystkim czuwać, a w razie potrzeby wezwie
jakiegoś lekarza…
- Nie. - Przerywa mu
ostro Louis. - Pan albo doktor Megan. Nie chcę żadnego z tych gówniarzy, którzy
są pupilkami skazanego psychopaty.
- Rozumiem, proszę się
uspokoić. Dla nas to też nie jest łatwe, a już w szczególności dla mnie. Przez
tyle lat współpracowałem z profesorem i niczego nie zauważyłem. To czyni mnie
częściowo odpowiedzialnym.
- W porządku. - Szatyn
odpuszcza. - Jak długo może potrwać powrót do pełnej świadomości?
- Od kilku godzin do
kilku dni. - Nie chce utknąć tak długo w tym stanie zawieszenia.
- A co z jego
sprawnością i pamięcią? - Teraz przechodzi mnie nieprzyjemny dreszcz, bo co
jeśli czeka mnie wegetacja albo wózek?
- Niedotlenienie mózgu
nie było długotrwałe, mogą występować jakieś niewielkie luki w pamięci. Obrzęk
prawie całkowicie ustąpił, ale w razie jakichkolwiek zaburzeń koordynacji
ruchowej lub innych niepokojących objawów neurologicznych, będziemy robić
kolejne badania. - Czuje się odrobinę spokojniejszy po tym, co powiedział
lekarz. - Może pójdzie pan odpocząć do domu, skoro wszystko idzie już w dobrym
kierunku? - Nie podoba mi się to, nie chce zostać tutaj sam. Może i nie znam
Louisa zbyt dobrze, ale jednak jest kimś, kogo twarz kojarzę. Skoro nie mam
przy sobie Nialla, to czuję się odrobinę pewniej, kiedy Tomlinson tu jest.
- Nie. Mam się dobrze.
- Ucina szatyn szybko.
- Może, chociaż bufet
czy kubek kawy? - Wtrąca jakiś kobiecy głos. Zdecydowanie brzmi młodo i
przewróciłbym oczami, gdybym tylko mógł.
- Pod warunkiem, że
pani tutaj zostanie i nie pozwoli wejść nikomu innemu. - Głos chłopaka jest
dziwnie poważny i słychać w nim napięcie.
- Oczywiście.
Słyszę tylko kilka szelestów, a następnie
kroki i trzask drzwi od sali. Sprawdzam, czy dam radę otworzyć oczy, albo
poruszyć dłonią, ale nadal nic. Pielęgniarka przez parę minut krząta się po
pomieszczaniu, albo wypełnia jakieś papiery, bo jestem w stanie zarejestrować
przewracanie kartek i kliknięcie długopisu.
- Twój brat jest
odrobinę upierdliwy.- Słychać rozbawienie w jej głosie. - Jednak chyba możemy
mu to wybaczyć ze względu na sytuację…- Zaraz chwila, jaki brat? Pewnie ma na
myśli Tomlinsona, tak racja, musiał coś wymyślić, żeby pozwolili mu tu być.
- Nie mogę uwierzyć w
to, co się stało. Profesor był szanowanym specjalistą i staż u niego zawsze był
oblegany. Teraz ucierpiał przez niego cały szpital, a Niall… uhm… pewnie nie
powinnam tego mówić, bo istnieje możliwość, że mnie słyszysz. - Skoro już
zaczęła, to mogłaby być na tyle łaskawa, żeby skończyć! - Jedyną pociechą jest
to, że teraz odpowie za znęcanie się nad studentami i zmuszanie innych do
robienia tego samego. - Kurwa, o czym ona mówi? Czy to możliwe, żeby mój
chłopak… - Dziwnie się czuję z tym, że niczego nie zauważyłam.
- Nie sądzisz, że to za
dużo jak na jeden raz? - Warczy Louis, wchodząc do pokoju.
- Przepraszam… - peszy
się dziewczyna, a ja mam ochotę wrzeszczeć, żeby mi do cholery powiedzieli,
gdzie jest Niall! Moje tętno znowu niebezpiecznie wzrasta, a maszyny, do
których jestem podpięty, zaczynają piszczeć. Czuję, jak ktoś chwyta za moją
rękę i chyba wstrzykuję mi coś w wenflon. Kolejny raz próbuję otworzyć oczy. Po
kilku próbach widzę białą plamę i ostre światło.
- Zayn?! - W zasięgu
mojego wzroku pojawia się czyjaś rozmazana sylwetka. - Hej, młody? Spokojnie. -
Tak jasne, mam ochotę krzyknąć, ale nadal ledwie kontaktuję. - Jesteś w
szpitalu, byłeś w śpiączce przez tydzień. - Okay, to jest ważna informacja, ale
mnie w tej chwili interesuje tylko jedna osoba. Chcę się dowiedzieć gdzie jest
Niall i dlaczego nie ma go tutaj? Czy wszystko w porządku? Zranił mnie jak nikt
inny i nie ufam mu już, ale to nie zmienia tego, że nadal go kocham i zależy mi
na jego bezpieczeństwie.
- N... - Charczę przez
wysuszone gardło.
- Można dać mu pić? -
Pyta Tomlinson.
- Odrobinę wody, ale
dosłownie dwa łyczki. - Louis przykłada mi do ust butelkę z dozownikiem i wlewa
kilka kropel. Przełykam ostrożnie.
- Ni-all - Mówię bardzo
cicho.
- Żyje. - Ulga to
wszystko, co czuję.
Louis:
Siedzę przy kolejnym
kubku kawy, wpatrując się w drgania na monitorze, rejestrujące prace serca
mojego młodszego brata i nie mogę przestać myśleć o tym, co by było gdyby...
Niall przez prawie pół
godziny wpatruje się w szybę, zanim wchodzi pożegnać się z nieprzytomnym
Zaynem. Pozostaje na zewnątrz, chcąc dać mu odrobinę prywatności. Wiem, jak
bardzo jest przerażony wszystkim tym, co stało się z ich życiem. Praktycznie
zmusiłem go do podjęcia leczenia w ośrodku zamkniętym, chociaż widać było po
nim, że znacznie bardziej wolałby uczęszczać na terapię tutaj, by móc być
blisko Malika. Stwierdziłem jednak, że najpierw powinien wyleczyć się z nałogu,
bo tym o wiele bardziej pomoże Zaynowi. Współuzależnienie w związku jest chyba
najbardziej bolesne, bo widzisz osobę, jaką ten ktoś był przed nałogiem i cały
czas masz nadzieje na wrócenie do starych dobrych czasów. Czekasz, milczysz i
liczysz na cud, który nie zdarza się od tak, jak za dotknięciem czarodziejskiej
różdżki. Próbujesz ratować ukochaną osobę kosztem siebie, a bez fachowej pomocy
nie dajesz rady pomóc i w dodatku sam zaczynasz się staczać. Takich przypadków
jest tysiące, skrupulatnie gromadzonych i spisywanych w policyjnych, czy
sądowych, aktach, a czasami na kartach zgonów. Na studiach przebrnąłem przez
morze takich papierów. Nie chcę, by oni skończyli jako kolejna liczba w
statystykach, jako kolejni, których przerosło życie. Niall może i się pogubił i
szukał ukojenia tam, gdzie nie powinien, doprowadzając tym siebie do ruiny, a
Zayn poszedł za nim na samo dno. Jednak przypominając sobie załamanie Horana i
jego błagania o to, bym coś mu zrobił, żeby nie musiał żyć z tym wszystkim, nie
potrafię odwrócić się od blondyna plecami. Dałem mu możliwość, by wyszedł z
nałogu, nie gotowe rozwiązanie czy złoty środek, tylko szanse i wyłącznie od
niego zależy, czy z niej skorzysta.
Patrząc na
nieprzytomnego Zayna, zadaję sobie pytanie, czy dobrze zrobiłem? Może obudziłby
się szybciej, gdyby Niall tu był? Wzdycham po raz kolejny, nie znajdując żadnej
sensownej odpowiedzi. Całkowicie zapomniałem o pitej przeze mnie kawie, więc
upijam łyk i od razu się krzywię, bo po pierwsze: to nie moja ukochana herbata,
a po drugie: jest już całkowicie zimna.
To sprawia, że jeszcze trudniej mi ją przełknąć, ale nie chcę znowu
wychodzić. W sali panuje półmrok i robi się coraz zimniej, bo dopiero mamy
końcówkę marca, a to jeszcze dosyć chłodna pora.
- Nie mam kompletnie
pomysłu na to, co mogę zrobić, żebyś się obudził… - Mamrotam, zapadając się
nieco w swoim fotelu. Ktoś przywlókł go tutaj dla mnie, odkąd odmówiłem
dłuższego opuszczania szpitala na więcej niż cztery, czy pięć godzin na dobę.
Po tej całej zadymie, jaką zrobiłem w szpitalu za znęcanie się nad Horanem,
prawdopodobnie personel nadal trzęsie portkami na sam dźwięk mojego imienia.
Tak naprawdę nie chciałem mieszać w to naszego ojca, dlatego zwróciłem się do
jego przyjaciela, który jest jednocześnie moim dawnym profesorem z uczelni. Sam
nie specjalizuje się w sprawach dotyczących mobbingu czy znęcania się nad
podwładnymi, ale polecił mi błyskotliwą panią prokurator, która z zapałem
podjęła się tego zadania i jeszcze tego samego dnia do dyrekcji szpitala dotarł
nakaz zatrzymania profesora. Popapraniec opuszczał placówkę w kajdankach i mam
szczerą nadzieję, że już nigdy do żadnej go nie wpuszczą.
- Ciekawi mnie czy
słyszysz, co mówię? Oglądałem naprawdę dużo tych telewizyjnych tasiemka, w
których ludzie nawijają do kogoś pogrążonego w śpiączce, licząc na to, że ten
ich słyszy i zawsze wydawało mi się to odrobinę dziwne. - Przerywam na chwilę,
żeby zaświecić niewielką lampkę. - Cóż, teraz jestem w stanie ich zrozumieć, bo
słowa dają pewną ulgę, Zayn, a ja jestem jednych z tych ludzi, którym ciężko
jest się zamknąć. Moja matka twierdzi, że jestem jak katarynka, kiedy się mocno
wczuję w jakiś temat. Nikt nie ma szans się odezwać dopóki nie skończę, dlatego
ojciec wróżył mi świetlaną przyszłość po studiach prawniczych. Taki rodzinny
dar, ale to już zamknięty rozdział. Chociaż czasami tęsknie za byciem
zapatrzonym w niego gówniarzem, wiesz? Taki mój żywy, wyidealizowany
superbohater, walczący za pomocą kodeksu karnego ze złoczyńcami… Kiedy maska
spadła, dostrzegłem, że nie jest wcale taki wspaniały i postanowiłem spróbować
znaleźć coś, co mi daję szczęście, a nie to, co uszczęśliwia jego. - Biorę
kolejny oddech, a moje myśli uciekają do ostatnich rodzinnych kłótni.
- To nie
tak, że nagle przestali być moją rodziną, bo nie da się od tak przestać kochać
kogoś, kto był ważny dla ciebie przez z
całe życie, ale oprócz tego czuję też żal i niechęć. Nie potrafię się przełamać
i wybaczyć mu tego, że zdradził mamę, bo kto wie czy zrobił to tylko raz?
Ciężko mi też ze świadomością, że od tak Cię zostawił, bo to równie doborze
mogłem być ja. Jak można kochać jednego syna, jednocześnie porzucając drugiego…
***
Kolejnego dnia muszę na
chwilę wstąpić do baru, bo jako szef jestem zobowiązany do pilnowania pewnych
spraw, a skoro nadal nie zatrudniłem managera, jest to całkiem sporo do
zrobienia na wczoraj. Sprawdzenie asortymentu, policzenie i złożenie zamówień
na to, czego brakuje. Dodatkowo jest kilka starych faktur. Więc nic dziwnego,
że do szpitala docieram dopiero późnym popołudniem kompletnie wykończony i
marzący o czymś ciepłym do jedzenia, albo chociaż kubek mocnej słodzonej
herbaty byłby wskazany, inaczej zasnę w tej samej minucie, w której siądę na
tym cholernie wygodnym fotelu. Jednak najpierw zaglądam do Malika i krótko
streszczam mu mój dzień, niestety wydaję się być niewzruszony moimi zmaganiami
z biurokracją i nadal sobie smacznie śpi. Wspominam coś o Niallu, tak w ramach
eksperymentu, i jego serce od razu przyspiesza. Maszyny zaczynają wydawać z
siebie przenikliwe dźwięki i do Sali jak burza wpada jeden z niewielu lekarzy,
którym ufam, wraz z jakąś młodą pielęgniarką. Próbują przekonać mnie do wyjścia,
ale nie ma kurwa mowy, że gdziekolwiek się stąd ruszę.
Zayn się wybudza. To
najlepsza wiadomość od tygodnia i mam ochotę tańczyć breakdance na zimnej
posadzce z tej radości i tylko siłą woli się od tego powstrzymuję. Później
lekarz nieco ostudza mój entuzjazm, mówiąc, że powrót całkowitej świadomości
może potrwać nawet kilka dni. Pocieszeniem jest to, że pod względem fizycznym,
Zayn nie odniósł żadnych znaczących obrażeń. Kręgosłup cały, a niedotlenienie
mózgu było na tyle krótkie, że nie powinno wywołać zmian osobowościowych bądź
amnezji. Nadal jednak pozostaję kwestia psychiki, która była złamana jeszcze
przed próbą samobójczą. Wiem, że czeka go rozmowa ze szpitalnym psychologiem,
ale nie ma mowy, że dam go gdzieś zamknąć. Znam kilku świetnych terapeutów, bo
wielokrotnie byli potrzebni przy ofiarach przestępstw, a jako stażysta byłem
zobligowany do robienia im kawy i herbaty. Nic tak nie łączy anglików niż
filiżanka gorącego napoju.
Jeden z młodszych psychoterapeutów pracuję właśnie w
ośrodku odwykowym, do którego zawiozłem Nialla. Harry Styles - genialne
dziecko; skończył specjalizację już w wieku dwudziestu trzech lat i - ku
rozpaczy swoich rodziców - zdecydował się na pracę z ćpunami, jak to określiła
rodzina Stylesów. Chłopak tylko przewrócił oczami na groźby ojca i wyniósł się
z domu do swojego partnera, dziesięć lat starszego prezentera radiowego Nicka
Grimshawa i tutaj babcia o mało nie zeszła na zawał. Od tamtej pory chłopak ma
zakaz wracania do domu, chyba, że na ich zasadach. Wracając, Harry sam przeszedł
tyle, że jest w stanie zrozumieć swoich pacjentów, a to najważniejsze. Dlatego
poprosiłem go o przyjęcie Horana. Streściłem mu sytuację i poprosiłem o kilka
namiarów, przeczuwając, że mój brat też będzie potrzebował fachowej pomocy, a
nie chcę, żeby trafił na kompletnego
ignoranta i dupka, a co gorsza homofoba, bo tacy są wszędzie. Nawet w kitlu
lekarskim…
Po namowach lekarza
wychodzę dosłownie na parę minut, by zdobyć kolejny kubek kawy, bo zamierzam
spędzić tutaj długie godziny, uważnie obserwując Zayna. Mój humor jest o wiele
lepszy niż przed południem i wreszcie pozwalam sobie na nieznaczne
rozluźnienie. Z niewielkim uśmiechem upijam łyk napoju i kieruję się z powrotem
do Sali, gdzie już od progu ciśnienie skacze mi do góry, bo niczego nieświadoma
pielęgniarka trajkocze jak katarynka o Niallu, a z tego, co mówił doktor
wynika, że jest duże prawdopodobieństwo tego, że Malik słyszy i rozumie, co się
dookoła niego dzieję. Chciałem mu opowiedzieć o Horanie, kiedy będzie już w
pełni świadomy, a nie skazywać go na bierne słuchanie, kiedy nie jest w stanie
się odezwać. Jednak, gdy dziewczyna milknie, tętno Zayna kolejny raz wzrasta.
Pielęgniarka wstrzykuję coś do wenflonu, a serce odrobinę zwalnia. Pochodzę
bliżej, a tym, co od razu wychwytuję mój wzrok, są drgające powieki. Nie mija
nawet pięć sekund, zanim oczy Mulata się otwierają i mruga nimi kilkakrotnie, a
kiedy w końcu jego spojrzenie jest w miarę przytomne i skoncentrowane gdzieś w
okolicy mojej twarzy, próbuję on coś powiedzieć, ale przesuszone gardło mu to
uniemożliwia. Po przełknięciu łyka wody oddycha z ulgą i słabym głosem pyta:
- Niall?
- Żyje. - Widzę, jak
napięcie powoli opuszcza jego ciało. - Wszystko powoli, Z. Daj sobie trochę
czasu. Później odpowiem na każde pytanie, a teraz myśl o sobie młody.
- Słyszałem - charczy -
że udajesz mojego brata… - Cóż, niedokładnie tak to brzmi, ale domyślam się, co
chce powiedzieć. Zastanawiam się, co, do cholery, mam zrobić... kłamać czy
spróbować mu to wytłumaczyć? Jest chyba za wcześnie na takie rewelację, ale z
drugiej strony potrzebuje on teraz kogoś bliskiego, gdy wydaje mu się, że
został sam. - Lou? - Moje milczenie chyba go zaniepokoiło.
- Właściwie to nie
udaję… mamy inne matki, Zayn, ale tatuś ten sam.- Mówię cierpko. Oczy bruneta
rozszerzają się komicznie. To chyba jednak nie był dobry pomysł…
Witam,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, jak dobrze, że Zaiyan tak szybko wy budził się ze śpiączki... no i dobrze, że Luis to powiedział, nie ma co ukrywać takich rzeczy...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie