Niall:
Nie przejmując się
późną porą, obdzwaniam wszystkich naszych przyjaciół, ale żaden z nich nie
widział Zayna. Liam nawet wprost pyta, co ja znowu, do cholery, zrobiłem
mulatowi. Nie miałem pojęcia, że mówił komukolwiek o tym, co działo się w naszym
związku w ostatnim czasie. Po chwili zastanowienia stwierdzam, że musiał
poszukać w kimś oparcia, skoro ja, osoba, która powinna w pierwszej kolejności
mu je zapewnić, jest tylko przyczyną jego całego bólu. Zdaję sobie sprawę, że
to, co zrobiłem jest niewybaczalne i fakt, że byłem wtedy na haju, nie jest dla
mnie żadnym usprawiedliwieniem. Zayn nigdy mi tego nie zapomni ani nie wybaczy,
ale tak szczerze to nawet nie mam na to nadziei. Chcę tylko go znaleźć. Upewnić
się, że swoją brutalnością nie wyrwałem doszczętnie mojemu aniołowi skrzydeł…
Jeśli on upadnie przeze mnie, ja pójdę na samo dno razem z nim. Chociaż ja już
prawie dosięgnąłem najniższego poziomu. Kurwa, zgwałciłem własnego chłopaka,
człowieka, który akceptował moje wady i trwał przy mnie, pomimo moich ostatnich
wyskoków. Dopóki miałem go przy sobie, miałem nadzieję na to, że jest dla mnie
jeszcze jakiś ratunek, teraz ta „matka głupich” odeszła razem z nim, nie
wiadomo dokąd. Wszystkie moje demony powoli wypełzają z pod łóżka i zza szafy, unosząc
się zapachem jego łez i krwi. Zaciskają szpony na moim sercu urwanymi
wspomnieniami ostatnich godzin. Cały czas w głowie słyszę jego błagalny szept: Niall nie. W kółko: NiallnieNiallnieNiallnienienienieNIE. Brzydzę się sobą, śmieję się
cicho na tą myśl. Tak jakbym już wcześniej nie odczuwał względem siebie tych
uczuć. Jestem beznadziejny, odrażający i ohydny. Przede wszystkim jestem
żałosny. Jak inaczej nazwać człowieka, który mając przy sobie cały swój świat,
dobrowolnie odtrąca go na rzecz ćpania i alkoholu. Teraz, gdy wiem, że
straciłem go na dobre, nic nie jest dla mnie istotne, nawet wymarzona praca.
Pamiętam, jak o nią ostatnio się pokłóciliśmy. Chciał żebym rzucił to w
cholerę, bo to mnie zabija. Jak zawsze miał rację, bo chociaż oddycham, a moje
serce nadal bije, to tak naprawdę jestem martwy. Jak można dalej żyć, skoro
samemu odcięło się sobie dopływ tlenu?
Musze wyjść, spróbować go znaleźć, bo
takie bezczynne czekanie na pewno nic mi nie da. On na pewno nie zamierza tu
wracać. Sięgam po jakieś spodnie i ze zgrozą uświadamiam sobie, że wszystkie
jego ubrania leżą nadal równiutko poukładane w szafie. Nic nie zabrał. Teraz
dopiero jestem przerażony. Kolejny raz dzwonie do niego, a z łazienki słyszę
delikatne brzęczenie. Idę tam i widzę znajomy telefon, leżący na kafelkach. Kurwakurwakurwa. Jest źle, bardzo źle.
Błagam każdego Boga, jaki tylko może istnieć o to, by nie oznaczało to tego,
że… Łzy na chwilę rozmazują mi obraz, ale szybko wycieram je wierzchem dłoni i
ruszam na poszukiwania. Po kolei odwiedzam wszystkie jego ulubione miejsca.
Niestety w żadnym z nich go nie znajduję. Działanie narkotyku całkowicie
ustąpiło i cały ciężar tego, co zrobiłem, wgniata mnie coraz bardziej w ziemię.
Chwytam za telefon, by sprawdzić godzinę i orientuję się, że przez pomyłkę
zabrałem ten należący do Zayna. Zerkam na ostatnie połączenia i jest tam jedno
imię, które ma bezpośredni związek z kłótnią z przed kilku godzin: Louis. Po chwili wahania dzwonie do
nieznajomego. Nie odbiera i gdy już mam się rozłączyć, słyszę zmęczony, cichy
głos.
- Tak?
- Umm... Dzień Dobry…
Chciałem zapytać… znaczy się, znalazłem ten numer w telefonie Zayna… Chce tylko
wiedzieć czy jest?
- Jest. - Oddycham z
ulgą - Zayn jest w szpitalu, skoczył z mostu. Żyję, ale długo był pod wodą i
nie wiadomo, czy kiedykolwiek się wybudzi… - I jedyne, o czym jestem w stanie
myśleć to, że to ja powinienem być na jego miejscu. Nie wnosiłem nic
pozytywnego do tego świata. Wymuszam jeszcze tylko na Louisie informację, który
szpital. Odpowiedź jest jak dla mnie przytłaczająca. To placówka, w której
pracuję. Opiekują się nim ludzie, którzy całkowicie mnie zniszczyli, albo tylko
pchnęli mnie do tego, żebym sam się zniszczył. Muszę jakoś zmienić mu ten
szpital, o ile Louis mi na to pozwoli. Nadal nie wiem, kim on jest dla Zayna…
Ale gdy mówił o tym, co zrobił mój anioł, w jego głosie słychać było ból, dużo
bólu.
Niecałą godzinę później
wkraczam na odział intensywnej terapii w szpitalu.św. Patryka. Mijam znajome
twarze, ale nawet nie zwracam uwagi na ich pełne pogardy spojrzenia czy wredne
uśmieszki. Teraz to wszystko jest bez znaczenia. Najważniejszy jest Zayn Malik.
Jedyna osoba, którą kiedykolwiek kochałem i najprawdopodobniej będę kochał do
końca mojej marnej egzystencji. Zawsze on i tylko on będzie dla mnie priorytetem.
Szkoda, że zrozumiałem to tak późno. Docieram pod odpowiednią salę, gdzie przed
szybą stoi średniego wzrostu szatyn.
- Louis? - Pytam
niepewne. Odwraca głowę, a na jego twarzy widać zaschnięte ślady łez.
- Niall - jego głos
jest cichy i bardzo zmęczony - jego serce przestało bić. Rozumiesz, ta cholerna
pompa postanowiła zrobić sobie chwilę odpoczynku i za cholerę nie chciała znowu
ruszyć, a Ci idioci chcieli się poddać, ale im nie pozwoliłem. Jest stabilny,
już jest dobrze, będzie dobrze - Mówi trochę chaotycznie, ale wcale mu się nie
dziwię, bo gdybym ja tutaj był, gdy to się stało, prawdopodobnie zdemolowałbym
pół oddziału i uszkodził paru nadętych profesorków.
- Powiedzieli Ci coś?
- Wszystko będzie
zależeć od tego, czy jego mózg nie doznał trwałych uszkodzeń z powodu
niedotlenienia…
- Kurwa.- To jedyne, co
mówię, zanim osuwam się na zimną podłogę. Chłopak zajmuję miejsce koło mnie i
delikatnie do siebie przyciąga. Obraz mi się zamazuję i zaczyna podskakiwać, a
ja dopiero po kilku minutach zdaję sobie sprawę, że wpadłem w histerię.
Nieznajomy mnie obejmuje i delikatnie kołysze w przód i w tył, szepcząc, że
wszystko będzie dobrze. Pociesza mnie, chociaż wcale na to nie zasługuję.
Prawie unicestwiłem cały swój świat,
sądząc po stanie emocjonalnym Louisa, to musi być także i jego cały świat…
- Kim jesteś? - Pytam,
zanim mogę się powstrzymać, bo chyba nie chce znać tej odpowiedzi.
- Przyjacielem, Horan,
tylko przyjacielem. - Patrzę mu przez chwilę w oczy i nie umiem ocenić czy
kłamie.
- Gzie to się stało i
skąd wiedziałeś?
- Most z jego obrazów…
Umm, zapomniałem nazwy. Ten blisko waszego mieszkania, obok ogrodu
botanicznego. Powiedziałem mu o tym, że widziałem Cię z Bobem, wydawał się być
podłamany i nie mogłem się do niego dodzwonić, więc postanowiłem się do was
przejść. Nie masz pojęcia, jaki przerażony byłem, gdy skoczył na moich oczach.
Tak bardzo przepraszam, że nie zdążyłem, Niall. - On. Mnie. Kurwa. Przeprosił.
Za co właściwie? To ja byłem wszystkiemu winien.
- Zayn nie umie pływać,
panicznie boi się wody. Unika każdego większego od wanny zbiornika z wodą.
Musiał być zdesperowany, żeby zrobić to w ten sposób i to jest moja wina, nie
twoja, Louis.- Łapię oddech - Jakim cudem on w ogóle to przeżył?
- Istnieje możliwość,
że wskoczyłem tam za nim?- Brzmi bardziej jakby pytał, a sądząc po wyrazie jego
twarzy, dobrze wie, jak bardzo lekkomyślne to było. Mogli obaj być martwi.
- I dałeś radę wyłowić
dorosłego bezwładnego faceta?
- W Liceum trochę
pływałem w sztafecie… - Chwilę gapię się na niego tępym wzrokiem. Po czym
zrywam się i uciekam w stronę łazienek. Dopadam do jednej i błyskawicznie
opróżniam żołądek. Czuję gorzki posmak w ustach. Powinienem się cieszyć, że
Zayn ma kogoś, kto potrafi go uratować. Ja jestem jego ciemnością, kulą u nogi,
która coraz bardziej będzie ciągnąć go w dół, dopóki obaj nie upadniemy. Płuczę
usta i spoglądam w lusterko na swoje zapuchnięte oczy, jednocześnie
przypominając sobie spojrzenie Nieznajomego. Kimkolwiek by nie był w tej chwili
dla Zayna, jestem pewien, że będzie jego światłem, kimś, kto z powrotem
poskłada mu skrzydła, które ja połamałem. On skoczył za nim z mostu, jeżeli to
nie jest dowód na to, że zasługuję na niego o wiele bardziej niż ja… Wszystkie
moje myśli uciekają, kiedy w tafli lustra odbijają się twarze moich
prześladowców, a ich uśmiechy wyrażają samozadowolenie.
Louis:
Siedzę dalej w tym
samym miejscu na szpitalnej posadzce. Nie rozumiem, dlaczego Niall uciekł, on
chyba nie myśli, że ja i Zayn…
Nie mogę przestać na
nowo odtwarzać sytuacji z mostu:
Szedłem
wolnym krokiem w kierunku mieszkani Zayna i Nialla. Miałem jakieś dziwne
przeczucia i zastanawiałem się tylko nad tym, jak wytłumaczę im swoją nagłą
wizytę w środku nocy. No nic, coś się wymyśli, w końcu jestem Tomlinson, a jak
widać po rodzicach, kłamanie idzie nam całkiem nieźle. Przez całe moje
25-letnie życie nie wiedziałem, że mam jeszcze jakieś rodzeństwo. Co z tego, że
przyrodnie i pochodzące ze skoku w bok jednego z nich. Mnie to gówno
obchodziło, to ich sprawy, z kim i gdzie się puszczają, ale do cholery, miałem
prawo wiedzieć! Moje rodzeństwo przeszło przez piekło na Ziemi tylko dlatego,
że ojciec bał się przyznać do zdrady. Tchórz. Zostawił własne dziecko. Nawet
nie próbował się interesować.
Pół roku temu, kiedy znalazłem dokumenty, w których
mój ojczulek uznaje syna, byłem tak wściekły, że miałem ochotę rozwalić mu jego
ukochane, szpanerskie autko. Pierdolony pan prokurator. Nieskalana opinia
publiczna. Idealny mąż, ojciec, idealna rodzinka. Szkoda, że nic nie było
takie, jak na pierwszy rzut oka, a człowiek, którego przez całe życie
podziwiałem, i może nawet trochę chciałem być taki jak, on stracił wszystko w
moich oczach. Gdy za pomocą znajomości zgromadziłem informacje o Zaynie, po
moim ciele przeszły ciarki. To, co znalazłem na tych kartkach… Naprawdę
podziwiam mojego braciszka za to, że dał radę to przetrwać: Odejście człowieka,
którego miał za ojca. Nałóg matki. Bicie i upokarzanie przez kobietę, która
powinna zapewnić mu poczucie bezpieczeństwa i dbać o to, by dorastał pod
skrzydłami matczynej miłości. Po przejrzeniu dokumentów z jego ostatniej
obdukcji (według zeznań Pani Malik, pobili go chuligani na podwórku) miałem
odruchy wymiotne i ręce aż mnie świerzbiły, żeby udusić naszego ojca, bo gdyby
chociaż minimalnie zainteresował się Nim, to wszystko by się nie wydarzyło.
Wygarnąłem mu to, a on najzwyczajniej powiedział mi, że jeden błąd młodości nie
może zrujnować mu kariery. Coś we mnie pękło, po raz pierwszy uderzyłem
własnego ojca. Ostatni raz go wtedy widziałem, rzuciłem studia prawnicze i
otworzyłem bar. Nie chciałem być chociaż w najmniejszym stopniu takim
człowiekiem, jakim jest on. Dowiedziałem się, czym zajmował się Zayn i
obserwowałem go z daleka. Może brzmi to trochę psychopatycznie, ale naprawdę
nie wiedziałem, jak mam mu to wszystko wyjaśnić. Któregoś wieczoru z racji
braku w personelu, stałem za barem, a wiadomo, że barmani słyszą najwięcej
zwierzeń. W taki oto sposób poznałem Nialla Horana, ale on raczej tego nie
pamięta. Chwalił się, że jego chłopak maluję obrazy z postaciami komiksowymi, a
gdy usłyszałem imię, po prostu wiedziałem. Powoli zapełniałem ściany baru
kolejnymi postaciami z DC czy Marvela. Z początku nie zwróciłem uwagi na to, że
Horan coraz częściej pił i to w coraz większych ilościach. Zajęty biurokracją,
przegapiłem moment, w którym alkohol przestał mu wystarczać. Zawaliłem. Jestem
beznadziejnym starszym bratem. Wcale nie jestem lepszy od ojca.
Wszystkie
myśli momentalnie ulatują z mojej głowy, kiedy na barierce mostu zauważam
znajomą sylwetkę. Serce zaczyna bić mocniej w mojej piersi. Nie zdążę, nie
jestem jednym z jego superbohaterów.
-
Zayn, Nie! - Odwraca się, ale nie jestem tym, kogo oczekiwał, bo spogląda z
powrotem w stronę tafli wody.
-
Zayn! - Skacze, a ja przyspieszam swój bieg. Dopadam barierki i jeszcze widzę
kółka na wodzie w miejscu, w którym zniknął mój brat. Zrzucam z siebie kurtkę i
buty. Kątem oka widzę, że w naszym kierunku biegną inni ludzie. Przeskakuję
prze barierkę, od razu nurkując, ale wschodzące słońce nie jest wystarczającym
źródłem światła. Wynurzam się, biorę głęboki wdech i zanurzam się z powrotem
pod wodę. Widzę go jakiś metr ode mnie, powoli opada w kierunku dna. O nie! Nie
ze mną takie numery, młody! Łapie go i szarpię się z jego skórzaną kurtką. Jest
za ciężka. Udaję mi się jakoś wypłynąć, ktoś dostrzega nas z motorówki. Rzuca
koło. Później wszystko jest takie szybkie. Ambulans, szpital, pożyczenie
jakichś ubrań. Ktoś oddaje moją kurtkę i buty, ale nie wiem nawet, czy mu
podziękowałem. Stoję tam tylko i patrzę na trupiobladą twarz mojego brata i
myślę, że to moja wina. Gdybym tylko coś zauważył, albo gdybym powiedział mu
prawdę o tym, kim jestem…
Wracam do
teraźniejszości i uświadamiam sobie, że przydałoby się iść sprawdzić co z
Niallem. Wyglądał na kompletnie załamanego i mam nadzieję, że nie zrobi nic
głupiego. Wchodzę do męskiej toalety i mijam pierwsze pomieszczenie z
umywalkami, ale nigdzie go nie zastaję. Idę dalej.
- Jesteś taki
beznadziejny Horan, że nawet twój kochaś nie mógł z tobą wytrzymać i wolał się
zabić. Wolał śmierć, niż życie z taką gnidą jak ty. - Jestem całkowicie pewny,
że to głos profesora w średnim wieku i jednocześnie szefa całego oddziału.
Wyciągam telefon i zaczynam wszystko nagrywać. - Widzę, że moje bezcenne lekcje
życia Ci się przydały, co nie? - Mówi, po czym słychać głuchy odgłos uderzenia,
a potem cichy jęk Nialla. Zabiję
skurwysyna.
- Musiałeś się wyładować na nim, tak jak ja na tobie - szaleńczy
śmiech. - Jak to się mówi, ofiara stała się katem. Ale muszę oddać Ci honor, bo
z moich „obiektów eksperymentalnych” najdłużej mi się opierałeś. Byłeś nadal
zadowoloną z siebie, głośną, przemądrzałą istotą. Do czasu aż nie pojąłem, że
to on jest tego przyczyną. Dopóki nie masz podstaw, żeby wątpić w niego, nic
Cię nie złamię. Zacząłem sączyć Ci do głowy wątpliwości, a twoi koledzy mi
pomogli… Jak on ma na imię? A tak! Zayn! Wystarczyło Ci odpowiednią ilość razy
zasugerować, że na pewno od Ciebie odejdzie, że pewnie Cię zdradza, czeka tylko
na kogoś lepszego. Później go zniszczyłeś, a to z kolei zniszczyło Ciebie. Mogę
dodać Cię do swojej złotej kolekcji. - Kolejny odgłos uderzenia. Po cichu
otwieram drzwi, jednocześnie pokazując Horanowi, żeby był cicho. Chcę nagrać
jak ten psychopata się do wszystkiego przyznaje.
- Jesteś słabym człowiekiem,
Niall i żeby zrekompensować sobie swoją ułomność, musiałeś mieć kogoś, kim
będziesz pomiatał. On kochał Cię do tego stopnia, że wybaczał Ci każdy wyskok,
prawda? Odpowiadaj! - Kolejny policzek. Niall kuli się na podłodze, a ja mam
nagrane już wszystko, co powinienem. Wyłączam dyktafon i chowam telefon. -
Powiedz mi Niall... przyjemnie się go pieprzyło, gdy on błagał Cię żebyś
przestał? - Zamierzam. - A może nie pamiętasz, przez to co tym razem wziąłeś?
Byłeś zazdrosny, myślałeś, że Cię z kimś zdradza, a prochy całkowicie odebrały
Ci zdolność myślenia. Jak czujesz się z tym, że zniszczyłeś jedyną osobę, która
była w stanie pokochać takiego śmiecia jak ty?!
- Dość. - Mówię
spokojnie, a twarz profesorka momentalnie robi się purpurowa. – Proszę opuścić
pomieszczenie.
- Chłopcze, nie chcesz
ze mną zadzierać…
- Myli się pan. To pan
nie chce mieć żadnego konfliktu z moją rodziną… Sądzę, że mówi panu coś
nazwisko Tomlinson. Wydaję mi się, że mój ojciec posłał już dwóch lekarzy z
tego szpitala na długie lata do więzienia, może być pan trzecim. Jeśli coś
stanie się Zaynowi… Mój ojciec będzie pańskim najmniejszym problemem - Senior
Tomlinson może i nie jest dobrym ojcem, ale za to genialnym prokuratorem.
Większość jego spraw, to spektakularne, przynoszące rozgłos zwycięstwa. Chociaż
stara się tego nie pokazywać, to na pierwszy rzut oka widać, że profesorek się
boi. Zostajemy sami z Horanem. Widzę w jego oczach wstyd i takie ogromne
poczucie winy, że to aż przytłaczające.
- Louis…
- Powiedz mi, jak długo
trwała ta sytuacja w szpitalu?
- Od początku stażu. -
Mówi, a łzy płyną po jego twarzy. - Nastawił innych przeciwko mnie. Nie miałem
chwili spokoju, ale powtarzałem sobie, że jestem silny i nie dam się zniszczyć,
ale myliłem się. Nic ze mnie nie zostało, jestem wrakiem, a dzięki mnie Zayn
także.
- Czy to prawda, że ty…
- Tak - chlipie cicho.
- Nie pamiętam, od czego się zaczęło, byłem tak cholernie naćpany. Wcześniej
się pokłóciliśmy i chciałem zapomnieć. Wrócił i chyba powiedział, że wie
wszystko. Dalej nie pamiętam już nic, aż do momentu, w którym obudziłem się w
cuchnącym krwią łóżku. - Szlocha i widać, że to, co zrobił, zniszczyło go
równie mocno, co mojego brata. Chociaż początkowo jego też chciałem zamordować,
teraz wiem, że zamiast tego pomogę mu z tego wyjść.
Niall:
Jestem pewien, że to
jest mój koniec. Najpierw mój prześladowca, a teraz Louis. Nie potrafię i nie
chcę go okłamywać, jeśli ma pomóc podnieść się mojemu aniołowi, to musi
wiedzieć wszystko. Spędzamy jakieś pół godziny, siedząc w szpitalnej łazience.
Opowiadam mu o wszystkim, co zrobił mi profesor z innymi stażystami. Przyznaję
się do tego, co sam zrobiłem Zaynowi, a on po tym wszystkim przyciąga mnie do
siebie i przytula. Wyrywam się i krzyczę , że powinien mnie zabić, a nie
przytulać. Wręcz błagam, żeby mi coś zrobił, bo może wtedy poczułbym się
lepiej, być może ból fizyczny odrobinę przyćmiłby ten psychiczny. Świadomość,
że jest się potworem, to najgorsze, co zostało mi z tego wszystkiego.
- Kiedy tylko będziemy
już na prostej, Niall, pozbawię Cię twoich idealnie prostych jedynek, a
możliwe, że i paru innych zębów też. Teraz natomiast, ty idziesz na odwyk i
terapię. - Otwieram usta, żeby coś powiedzieć. - Chcesz jeszcze móc spotkać się
z Zaynem, prawda? - Kiwam głową. - Świetnie, więc to będzie idealna motywacja,
bo nie dopuszczę Cię w jego pobliże, jeśli nie będę mieć stu procentowej
pewności, że jesteś czysty. Czy to jasne?
- Tak.- Odpowiadam i
chcę spuścić wzrok, ale mi na to nie pozwala.
- Niall, ja nie chcę Ci
zaszkodzić. Nie poradzisz sobie z tym sam, dobrze o tym wiesz. To nie zajmie
zbyt długo, jeśli nie brałeś żadnych twardych narkotyków. Chcę, żeby był z tobą
bezpieczny. Ty też tego chcesz, prawda? - Kiwam głową. Dalej zastanawia mnie,
kim on jest dla Zayna. Wiem, kim jest dla mnie: nadzieją, która jakimś cudem dalej usiłuje wmówić mi, że istnieje
szczęśliwe zakończenie dla wszystkich. Nawet dla mnie. Ta iskierka, ten cień
szansy to wszystko, co jest mi potrzebne, aby mieć siłę jeszcze walczyć.
Wierzyć, że jest jeszcze o co.
- Zgoda, pójdę na
odwyk. Mogę nawet jeszcze dziś, ale chcę się z nim pożegnać. Gdy się obudzi,
raczej nie pozwoli mi się do siebie zbliżyć…
- W porządku. Mam
znajomego, który prowadzi spotkania dla uzależnionych, tu na miejscu. Pracuje
też w ośrodku zamkniętym. Skontaktuję się z nim.
- Myślisz, że Zayn da
radę? - Pytam niepewnie, bo mniejsza o mnie. Jestem nieważny. To on powinien
być w centrum zainteresowania.
- Jak nie on, to kto,
Niall? Znasz przecież jego historię. Poradził sobie wtedy, to zrobi to raz
jeszcze. Upór to nasza cecha rodzinna. Największa wada, ale bywa też zaletą. -
Teraz już kompletnie nic nie rozumiem…