Nie chciałem się w nim zakochiwać...
Harry:
Kolejna trasa, ale nic nie miało być takie samo, jak na
poprzednich. Może dla reszty tak, ale dla mnie wszystko się zmieniło. Zawsze
myślałem, że jestem w stu procentach hetero. Ostatnio jednak w to zwątpiłem.
Zakochanie się w jednym z przyjaciół z zespołu, czyniło mnie co najmniej
biseksualistą… a to mnie przerażało. Najgorsze było to, że nie mogłem o tym z
nikim porozmawiać. Za bardzo bałem się odrzucenia i widoku obrzydzenia na ich
twarzach. Nie chciałem też, żeby ON mnie znienawidził. Dzisiaj wyszedł gdzieś z
resztą, to nasz ostatni wolny wieczór. Ja jakoś nie miałem nastroju na
balowanie i w taki o to sposób skończyłem sam w hotelu, upijając się do
nieprzytomności. Beznadziejny, to jedno słowo dokładnie mnie w tej chwili
opisywało. Pociągnąłem spory łyk prosto z butelki, a łzy momentalnie stanęły mi
w oczach. Skoro już tam były, równie dobrze mogłem odpuścić sobie kontrolę
całkowicie i pozwolić im spłynąć. Chwilę później moim ciałem wstrząsnął szloch.
Podciągnąłem kolana pod brodę i owinąłem je rękoma. Kurwa, dlaczego ja?! Nie
chciałem się w nim zakochiwać, to wyszło tak… przez przypadek. Strasznie się
zmienił od czasów początków zespołu. Podziwiałem to, z jaką wytrwałością
ćwiczył i jak dzięki temu wyrzeźbiła się jego sylwetka. Na szczęście charakter
pozostał taki sam, jak na początku: nadal był Daddy Direction. Imponowało mi
to, że nie uległ żadnej presji. Zanim zorientowałem się, co się ze mną działo,
było już za późno. Wpadłem po uszy i za chuja nie wiedziałem, jak mam się z
tego wygrzebać. Coraz ciężej było mi też udawać, że wszystko jest po staremu.
Skoro patrząc na niego na scenie… czasem zapomniałem, że oddychanie było
niezbędne.
Nagle poczułem, jak ktoś usiadł tuż koło mnie i objął ramieniem.
Podniosłem głowę i ujrzałem Louisa. Teraz było już po mnie. Kto, jak kto, ale
on potrafił ze mnie wszystko wyciągnąć. Zacząłem trząść się jeszcze bardziej,
więc przyciągnął mnie bliżej. Minęło około dziesięć minut, zanim byłem w stanie
chociaż trochę się uspokoić. Oderwałem się od niego i niepewnie spojrzałem w
jego oczy. Zauważyłem w nich troskę i determinację. Z powrotem ułożyłem głowę
na jego ramieniu, podając mu butelkę.
- Napijesz się ze mną?
- Zawsze, młody. - Uśmiechnął się i upił trochę
wódki. Wzdrygnął się, kiedy palący napój
spływał do jego żołądka. Zabrałem mu alkohol i wlałem trochę w siebie.
Siedzieliśmy parę minut w ciszy, lecz w końcu szatyn nie wytrzymał.
- Co jest, Harry? Tylko nie mów, że nic. Za dobrze Cię
znam.
- Wolałbym tego nie mówić… boję się, że kiedy się
dowiesz, to mnie znienawidzisz.
- Nie ma takiej opcji, no dalej, będzie ci lżej, jak
komuś o tym powiesz.
- Skąd tak w ogóle się tu wziąłeś? Miałeś być na
imprezie? - Zapytałem, żeby jakoś odwlec nieuniknione.
- Przez przypadek zostawiłem telefon, którego, swoją
drogą, nadal nie znalazłem. Za to przez przypadek znalazłem Ciebie w tej
łazience. - Westchnąłem, nie ma opcji, nie odpuści.
- Louis… - zacząłem - nie chcę Ci tego mówić…
- Hazz, to Cię zabija. Jak nie mi, to komuś innemu… Liam
jest całkiem niezły przy kłopotach. - Wzdrygnąłem się. No akurat jemu, to na
pewno nie powiem. Hej Li, mam taki
problem, bo widzisz, zakochałem się w tobie… ta jasne. Prychnąłem pod
nosem.
- Już jakiś czas jesteś nieswój. - Stwierdził Louis -
Młody, co się dzieję do cholery? Zrobiłeś nieletniej fance dziecko?!
- Co?!! Nie!
- Powidz mi. - Powiedział stanowczo - cokolwiek to jest.
- Zawzięcie pokręciłem głową. Nie mogłem tego zrobić.
- Przejechałeś kota?
- Nie. - Popatrzyłem się na niego, czy go całkiem
popierdoliło?
- Bierzesz coś?
- Lou - pokręciłem głową - odpuść.
- Nie. - Stanowcza odpowiedź - Zakochałeś się? - Nabrałem
ze świstem powietrza. Oczywiście on to usłyszał i uśmiechnął się zwycięsko.
- Harry, to nic złego. Kim jest ta szczęściara? - Łzy na
powrót pojawiły się w moich oczach. Zamknąłem powieki i zacząłem modlić się o
to, żeby odpuścił. Ta… niedoczekanie moje. Przecież jego drugie imię to
UPIERDLIWOŚĆ.
- Blondynka, brunetka? - Nie odpowiedziałem.
- Styles, no nie bądź taki! Nawet jak jakimś cudem nie
będzie zainteresowana, to lepiej się poczujesz, jak powiesz.
- Za to ty gorzej, jak szoku przez to dostaniesz. -
Warknąłem przez zęby.
- Oho! Czyżbym ją znał? Z branży muzycznej? Ile ma lat?
Błagam, niech ma mniej niż czterdzieści… - Na ostatnie stwierdzenie fuknąłem
oburzony.
- Louis! Ma niewiele więcej niż ja! - Wiedziałem już, że
przegrałem.
- Więc jednak! Powiedz mi coś więcej! Dlaczego jesteś
taki nieszczęśliwy z tego powodu? Dała ci kosza? Hazz, do kurwy nędzy! Powiedz
mi, co się dzieje, chcę Ci pomóc. Jeśli ta laska w jakikolwiek sposób Cie
zraniła… - Nie mogłem tego dalej słuchać.
- To nie ona, tylko on! - Wydarłem się. Przez chwilę w
łazience panowała cisza. Nie odskoczył ode mnie jak oparzony, co wziąłem za dobry
znak.
- Chcę się tylko upewnić... - mruknął - zakochałeś się w
chłopaku?
- Tak, ale Louis, nie chciałem tego, jak się
zorientowałem, było już za późno. - Dostałem słowotoku - Nie chcę tego… nie
chcę! Powinienem być normalny, wiem. Teraz na pewno się mnie brzydzisz. Powiesz
reszcie… oni mnie znienawidzą. - Parę łez wydostało się z moich oczu.
- Jak ja mogłem się nie zorientować… - usłyszałem jak Lou
wymamrotał do siebie.
- Louis? - Jakby dopiero co się ocknął. Z powrotem objął
mnie ramieniem.
- To nic nie zmienia. - Powiedział stanowczo - Jestem
beznadziejnym przyjacielem, nie powinieneś się bać powiedzieć mi tak ważnej
rzeczy. Boże, brzmię jak hipokryta stulecia! - Zastanawiałem się, o co mu
chodziło - Długo się z tym męczysz?
- Będzie już z pół roku. - wymamrotałem wtulony w jego
ramię.
- Komukolwiek powiedziałeś? Gem, mamie?
- Nie. Chciałem, ale… - Nie potrafiłem dokończyć - Louis,
dlaczego ja? Wszystko było takie proste wcześniej. Byłem naprawdę szczęśliwy i
beztroski. Teraz muszę się pilnować, będzie gorzej, kiedy będziemy w trasie.
Nie wiem jak ja to wytrzymam.
- Hazz… z twojej wypowiedzi wnioskuję, że to ktoś z
zespołu… błagam, powiedz tylko, że to nie ja. - Czyli jednak nie akceptował
mnie do końca.
- Nie. Możesz być spokojny. Wiedziałem, że jednak się
mnie brzydzisz…
- Młody, nie brzydzę się.
- Ta, jasne. - Prychnąłem, na co przytulił mnie mocniej.
- Po prostu mój chłopak i tak dostaje szału za każdym
razem, jak gdzieś widzi, albo słyszy coś o Larrym.
- Twój, KTO?! - wydarłem się tak, że zapewne usłyszało
mnie pół hotelu. Szatyn udał, że przetkał uszy.
- Płuca masz niezłe, ale może zachowaj siły na koncert,
co? - odpowiedział sarkastycznie.
- Nie zmieniaj tematu, Tomlinson! Tłumacz się! Ja przez
tyle czasu zadręczałem się, że mnie znienawidzisz za to, kim jestem…
- Przepraszam, ale miałem te same obawy .- Mruknął
smutno. Nie mogłem się na niego wkurzać za coś, co sam robiłem. - Jak chcesz,
to mogę teraz trochę opowiedzieć… może poczujesz się na tyle pewnie, że
zdradzisz mi, kto to jest. - Kiwnąłem głową, humor trochę mi się poprawił.
- Pytaj o co chcesz, ale ostrzegam, że zdradzę Ci, kto to
jest dopiero jak zapytam go o zdanie… - mina trochę mi zrzedła.
- Ale Lou, to mnie najbardziej ciekawi… - powiedziałem
zrzędliwie, a on tylko pokręcił głową z lekkim uśmiechem. Odpuściłem. Za to
dowiedziałem się innych ciekawych rzeczy o jego chłopaku: był młodszy od Tommo
o dwa lata, brunet, podobno strasznie uparty. Zdecydowanie bardziej
interesowało mnie, jak Louis sobie poradził, gdy odkrył to samo, co ja…
- Hm, Lou? - Podniósł na mnie wzrok. - Jak to było u
ciebie, kiedy się zorientowałeś, że... no wiesz...
- Że wole chłopaków?- Przytaknąłem - byłem przerażony jak
jasna cholera. Tylko, że ja nie ukrywałem tego przed rodziną. Akceptacja
najbliższych pomaga w akceptacji samego siebie. - Przez chwilę trawiłem jego
słowa. Chyba jeszcze nigdy nie widziałem go tak poważnego.
- Cieszę się, że zapomniałeś tego telefonu. -
powiedziałem, biorąc kolejnego łyka wódki.
- Ja też mam wrażenie, że powinienem się zorientować,
albo mogłem powiedzieć o sobie. Nie byłbyś z tym sam.
- Już nieważne...
- Powiesz mi, kto jest tym szczęśliwcem?
- Czuję się strasznie głupio. - wymamrotałem i
zarumieniłem się.
- Nie wierzę, Harry Styles się czerwieni! - zachichotał.
Mały, wredny gremlin. - Wiem, że to ktoś, kto jedzie z nami w trasę…
- Tak.
- To Zayn? - zapytał z lekkim zawahaniem.
- Nie. - roześmiałem się i zobaczyłem ulgę na jego
twarzy. Wtedy to do mnie dotarło. Opis jego chłopaka idealnie pasował do
Malika. - Ty za to tak! Jak ja mogłem się od razu nie zorientować, że to o
niego chodzi? Chyba za dużo już tej wódy wypiłem! - szatyn zaczerwienił się.
- Hahaha. Nie wierzę, Louis William Tomlinson się
rumieni! - Przedrzeźniałem go.
- Znowu się na mnie obrazi, ale tak, masz rację. To on. -
Uśmiechnął się dumnie..
- Długo?
- Niedługo będzie rok. - Nie mogłem w to uwierzyć, tyle
czasu! Dobrze się kryli. Cokolwiek robili, musieli być bardzo dyskretni. - Paul
wiedział i trochę nam pomagał. - Powiedział, jakby domyślając się, jakim torem
szły moje myśli. - Wiemy już, że nie lecisz na mojego chłopaka… Więc może Josh?
- Znowu pudło.
- Niall? - Uniósł brwi. Pokręciłem głową. Zostało mu już
tylko parę opcji.
- To Liam, prawda? - Westchnąłem, kiwając głową. - Hazz, pomogę ci, jeszcze nie
wiem jak, ale coś wymyślę.
- I właśnie tych twoich pomysłów boję się najbardziej.
- Jakich? - zapytał Malik, wchodząc do pomieszczenia -
Boże, Harry, wyglądasz jak gówno.
- No dziękuję Ci bardzo, przyjacielu. - Mój głos ociekał
ironią. Zerknąłem na Lou. Jak ja się, kurwa, mogłem wcześniej nie zorientować.
Szatyn w oczach miał serduszka rodem z kreskówek. Parsknąłem śmiechem. Zayn
Usiadł po drugiej stronie Louisa, wzdychając ciężko.
- Powinniśmy mu powiedzieć - powiedział spokojnie
czarnowłosy - reszta wie. - Oczy Louisa momentalnie przybrały wielkość spodków.
- Przepraszam, ale jakaś laska wlazła za
mną do klopa. Wydarłem się, że mam chłopaka… pech chciał, że Niall pilnował
rzygającego Liama… no i wszystko słyszeli.
- Jak to rzygającego Liama?! - Raz mnie z nimi nie było, a tu takie rzeczy…
- Bardziej dziwi Cię pijany Liam niż fakt, że mam
chłopaka? - Zapytał zdezorientowany Malik.
- To już wiem… - mruknąłem i teraz to mulat wyglądał,
jakby zarobił czymś ciężkim w łeb. - Miałem mały kryzys osobowościowy… Lou,
próbując mnie jakoś uspokoić powiedział, że ma chłopaka, a jego opis jakoś
dziwnie pasował mi do ciebie…
- Czyli… wie cała nasza piątka i Paul. - Mruknął
zamyślony.
- Jak Niall i Li to przyjęli? - Zapytał niepewnie Lou.
- Liam to raczej oddał niż przyjął… - Patrzyliśmy na
niego, nie rozumiejąc.
- Zrzygał mi się na spodnie. - Jęknął brunet z obrzydzeniem - Ale zazwyczaj pamięta wszystko, co się działo, więc musimy
poczekać do jutra co powie. Niall tylko mi pogratulował. A ty Hazz, co na to?
- A wyglądam na kogoś, komu to przeszkadza? - Uniosłem
brwi. - Mogę nawet powiedzieć, że jestem szczęśliwy z tego powodu. Chyba co
niektórzy mają rację, nazywając nas gejowskim zespołem…
- Hej! Nie obrażaj nas. - Zawołał ze sztucznym oburzeniem
Zayn, a Louis tylko się uśmiechnął.
- Nie obrażałbym samego siebie. - powiedziałem i czekałem
na reakcję.
- Ty też?! Robi się coraz ciekawiej - mruknął. - Tego
dotyczył ten twój kryzys?
- Też. Trzeba było widzieć minę Louisa, jak próbował
zgadnąć, do kogo mam słabość… najciekawiej było jak pytał, czy to aby na pewno
nie ty…
- I?
- Przykro mi, ale nie. Uprzedzając twoje kolejne pytanie,
Louis też nie. I jeśli się nie obrazisz, wolę narazie tego nie mówić. - Kiwnął
na zgodę. W końcu wyszliśmy z tej pierdolonej łazienki i poszliśmy spać.
***
Liam:
Otworzyłem oczy i od razu tego pożałowałem. Promienie
słoneczne zdecydowanie potęgowały mój, już w tym momencie niemały, ból głowy.
Ostrożnie podniosłem się na łóżku i w tej samej chwili drzwi do pokoju
otworzyły się. Widziałem jak Harry cicho wślizguję się do środka. Ja pierdole,
dlaczego los musiał ze mnie tak kpić? Brunet odwrócił się i, napotykając mój
wzrok, uśmiechnął się lekko, a dołeczki, które były przyczyną wszystkich moich
fantazji, pojawiły się na jego policzkach. Opadłem z powrotem na materac, a
chłopak podszedł do mnie, bez słowa podając mi jakieś tabletki i wodę.
- Dzięki - wymamrotałem niewyraźnie, łykając szybko
proszki i błagając, by szybko zaczęły działać. Ułożyłem się z powrotem, ale
zerwałem się do góry, kiedy poczułem skręcanie żołądka. Wystarczy, że wczoraj
zwymiotowałem na Zayna. Rzygając na swój obiekt westchnień, raczej nie
zdobyłbym jego sympatii. Po dobrych dziesięciu minutach wróciłem do pokoju, a
on nadal tam był, jak gdyby nigdy nic leżąc w poprzek łóżka.
- Kacyk? - zapytał.
-Kac. - Odpowiedziałem.
- Powinieneś spróbować wypić jeszcze raz te tabletki. -
Bez słowa zastosowałem się do jego rady.
- O której wyjeżdżamy? - Zastanawiałem się, czy zdążę
poleżeć przynajmniej jeszcze z godzinkę.
- Za jakieś cztery godziny, masz jeszcze trochę czasu. -
Chwała Panie. Dlaczego ja się wczoraj tak zajebałem?
Głównym tego powodem był chłopak, leżący obok mnie. Nikt
wcześniej nie był w stanie samą swoją obecnością wpływać na mój nastrój.
Wystarczyło, że nie szedł z nami wczoraj do klubu, a ja jak ten ostatni kretyn
siedziałem smutny, podczas gdy Niall i Zayn całkiem nieźle się bawili. Kiepsko
na mój humor wpłynął również fakt, że Styles został wczoraj sam z Louisem. Moja
podświadomość próbowała mi coś uparcie podpowiedzieć, ale byłem zbyt śpiący, by
to załapać. Moje powieki robiły się coraz cięższe, a zasypiając, mógłbym
przysiąc, że poczułem jak ktoś musnął mnie w policzek. Miałem haluny… źle ze
mną. Przecież to niemożliwe, żeby Harry… zanim zdążyłem dokończyć myśl,
odpłynąłem. Sny wcale nie były odpoczynkiem od rzeczywistości. Główną postacią
był w nich Hazz. Nic nowego, śnił mi się prawię od dwóch miesięcy. Głupiałem
przy nim, zapominałem tekstów piosenek, opowiadałem bzdury na wywiadach.
Najgorsze było to, że zawsze będę tylko kumplem. Nie miałem pojęcia jak
wytrzymam zamknięcie z nim w Tourbusie. Modliłem się, abyśmy nie zostali tam
nigdy we dwóch.
Gdy się obudziłem, byłem w pokoju sam, a na stoliku stało
śniadanie i jakiś sok. O szklankę oparta była jakaś karteczka: „Powinieneś zjeść cokolwiek. Smacznego.”
Hazz. Zrobiło mi się miło, że o mnie pamiętał. Szybko uporałem się z
posiłkiem i stwierdziłem, że jeśli nie chcę żeby reszta na mnie czekała, muszę
się ogarnąć i schodzić. Kończyłem zapinanie walizki, kiedy do mojego pokoju
zajrzał Louis.
- Hej, jak się czujesz? - Wyczułem jakieś dziwne wahanie
w jego głosie.
- W porządku - uniosłem brwi. Coś zdecydowanie było nie
tak.
- Zayn twierdzi, żeby dać Ci chwilę na oswojenie się z tą
informacją, ale ja tak nie mogę. Muszę wiedzieć, czy Ci to przeszkadza?
- Ale co?
- To, że… dwóch twoich przyjaciół jest w związku? -
Zamarłem.
- T-to Larry jest prawdziwy? - szatyn spojrzał na mnie
dziwnie, uśmiechając się, jakby właśnie odkrył Atlantydę.
- Gdyby tak było, przeszkadzałoby Ci to? - Oczywiście, że
tak! Warknąłem w myślach.
- Nie. - Odpowiedziałem na głos. Jego uśmiech był
wszechwiedzący.
- Myślę, że jednak by Ci przeszkadzało. To nie Larry, i
jeśli byłbyś tak miły, to nie wymawiaj tej nazwy przy Zaynie… gdy to słyszy,
fuka na mnie jak obrażona kotka.
- Co ma do tego Zayn? - byłem zdezorientowany.
Zauważyłem, że Tommo traci cierpliwość.
- Pamiętasz coś z wczoraj? Z klubu?
- Nie bardzo…
- No i wszystko jasne. Poczekaj, zadzwonię do chłopaków.
Dziesięć minut później siedzieliśmy wszyscy w moim pokoju, pół godziny przed
odjazdem z hotelu.
- Co tam Lou? - zapytał Hazz, a mnie nóż w kieszeni się
otworzył.
- Który z was powiedział, że nawet jak Li wypije, to
wszystko pamięta?
- Umm… ja? - Malik bardziej zapytał niż stwierdził.
- No to muszę Cię rozczarować, nie pamięta. Trzeba go
uświadomić. - Ni parsknął i sięgnął po żelki.
- Harry, chcesz? Może być ciekawie - blondas zapytał,
wyciągając w kierunku Stylesa paczkę. Ten bez słowa wziął kilka i przeskakiwał
spojrzeniem ode mnie do Lou i Zayna, którzy siedzieli naprzeciwko nas.
- Li, jako jedyny jesteś teraz nieświadomy... czysty jak
dziecko. - Zaczął Tomlinson - niestety musimy zburzyć tą twoją idyllę.
- Jesteśmy parą. – Wyznał Malik prosto z mostu.
Rozejrzałem się po reszcie chłopaków, którzy nie wyglądali na zaskoczonych.
- Wiedzieliście?! - zapytałem oskarżycielsko.
- Tak, od wczoraj.
- Też to słyszałeś… - dodał Niall - Nie moja wina, że
byłeś pijany w trzy dupy i w zamian za tą ciekawą wiadomość, zwróciłeś na
Malika wypity alkohol… - miałem ochotę zapaść się pod ziemię. Dlaczego on
zawsze musiał mnie tak kompromitować…
- Sorki. - mruknąłem, uśmiechając się przepraszająco do
Zayna. Odpowiedział mi tym samym. – Nie chciałbym być wścibski, ale jak to się,
kurwa, stało?! - odpowiedział mi wybuch śmiechu.
- Mamy Ci zdać relację? - Zapytał mulat.
- W sumie też bym to chętnie usłyszał. - Stwierdził
Harry.
-Sami się o to prosiliście… Obaj byliśmy idiotami i żaden
nie chciał się przyznać, że mu się ten drugi podoba. - Zaczął Zayn.
- Pewnego razu trójka idiotów, tak, o was mówię, - prychnął Louis - zapomniała, że razem z
nimi w zespole jest jeszcze dwóch chłopaków. Poszliście na Imprezę, my
zostaliśmy w Tourbusie. Zapaliliśmy. Reszta poszła sama, nie mam pojęcia ile
razy to zrobiliśmy, i na czyich łóżkach. - Dodał złośliwie. Wydawali się być
szczęśliwi. - Tak poza tym to dziwne, że nigdy nas nie złapaliście w ciągu tego
roku.
Popatrzyłem na Harry’ego, chcąc sprawdzić jego reakcję
na tę nowinę. Uśmiechał się, chyba naprawdę się cieszył. A to znaczyło tylko
jedno - nie był zainteresowany Louisem. Niestety nie znaczyło to, że
kiedykolwiek zainteresuje się mną… Oderwałem wzrok od loczka i od razu
napotkałem bystre spojrzenie błękitnych tęczówek. Kurwa, zauważył. Nie był
głupi, teraz nie da mi spokoju…
Hej,
OdpowiedzUsuńcudownie, Harry u kryzys tożsamości i przyjaciel który pomógł się mubz tym uporać, a jak widać Liam jest bardzo zainteresowany Harrym...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie