Bo nawet anioł by się skusił...
Liam:
Miałem bardzo złe przeczucia, co do tego koncertu.
Stadion wypełniony po brzegi, scena przygotowana, band już się rozgrzewał, a ja
co chwilę przyłapywałem Louisa Tomlinsona na przypatrywaniu mi się z diabelskim
uśmieszkiem. Każdy, kto choć trochę go znał, wie, że nie wróży to nic dobrego.
Nie miałem pojęcia, co tym razem ten pokemon wymyślił, ale potem prawdopodobnie
będę miał ochotę go zamordować…
Weszliśmy na scenę, a raczej na, nią wskoczyliśmy i na
chwilę moje obawy poszły w zapomnienie, bo kiedy tyle osób śpiewało z nami
piosenki, piszczało i po prostu dobrze się bawiło dzięki nam, to wszystkie
myśli uciekały z głowy. Trzy szybkie piosenki jedna po drugiej potrafiły dać w
kość, kiedy jednocześnie się śpiewało, biegało, skakało i jeszcze próbowało
tańczyć. Dlatego z ulgą usiadłem na schodkach przy Little Things. Dzięki temu,
że Magament pilnował, żeby Louis był daleko od Hazzy, Tomlinson mógł bez
żadnych podejrzeń siedzieć z Malikiem. Uśmiechnąłem się pod nosem, bo kto by
się kurwa spodziewał, że ta dwójka? Niby czasem znalazła się jakaś fanka, która
coś tam dostrzegała, ale zazwyczaj w kontekście przyjaźni, a tu tak
niespodzianka. Zayn śmiał się, z trudem łapiąc przy tym powietrze na coś, co
powiedział mu Louis, a później zerknęli na Harry’ego, który odpowiedział im
zdezorientowanym spojrzeniem. Nie dziwię mu się… mnie przerażał sam Tommo
obserwujący mnie, a kiedy zaprzęgnął do pomocy swojego chłopaka, to aż strach
się bać, co wykombinują. Trzeba przyznać, że odkąd wiemy o nich, zachowywali
się znacznie swobodniej i widać było te ich szczenięce spojrzenia i to słynne
przyciąganie… trochę jak magnesy - jak jeden idzie w prawo, to drugi
automatycznie też zapieprza w tą samą stronę. Jak Malik siedział w kącie zmęczony,
Lou wyciszał swoją głośną osobowość, dopasowując się do nastroju chłopaka.
Największym szokiem był jednak dla mnie Zayn, wymyślający samodzielnie dowcipy
i ten dumny błysk w oczętach Tomlinsona… Szatan i jego zdolny uczeń.
Harry:
Cały wieczór czułem na sobie czyjeś spojrzenie, a
stalkerami okazali się być Louis i Zayn. Do tego te ich porozumiewawcze
spojrzenia i zadowolone uśmieszki… Tak, to zdecydowanie nie wróżyło dla mnie
nic dobrego. Później jednak skupiłem się na fanach i muzyce, kompletnie zapominając
o dziwnym zachowaniu przyjaciół. To mój największy błąd tego dnia, bo pierwsza
zasada przetrwania powinna brzmieć: Nie lekceważ Louisa Tomlinsona i jego
durnych pomysłów. Liam i Louis znowu stoczyli wojnę na wodę i jestem
przekonany, że Tommo doskonale wiedział, co zrobi mi widok koszulki Payno
przyklejającej się do jego torsu. Dobrze, że to już koniec koncertu, inaczej
moglibyśmy mieć kolejny skandal pod tytułem: Harry Styles podniecił się podczas
występu. Fanki i ich zajebiste wyobraźnie nie potrzebowały lepszej zachęty do
pisania fanfiction. W zasadzie mi to nie przeszkadzało, przyznam, że
przeczytałem kilka, do których linki mi wysyłały. Jednak szerokim łukiem
omijałem wszystkie otagowane Larry. Z tego co mówił Tomlinson, to Zayn i tak
nie reagował za dobrze na to hasło. Zresztą… najczęściej szukałem tych znacznie
rzadziej pisanych… Niall raz o mało nie umarł od śmiechu, kiedy dostał
powiadomienie o jakimś OT5 i nie mając pojęcia, co to, kliknął w to. Mówił, że
to był pierwszy i ostatni raz. Do tej pory Louis się z niego nabijał, że ma
słabe nerwy. Z kolei Tomlinson bez bicia przyznawał się do regularnego czytania
o sobie i Zaynie, a ten drugi twierdził, że nasze fanki mają całkiem niezłe
pojęcie o tym, co piszą…
Koncert się zakończył, pisk fanów ogłuszał, a migające
światła powodowały lekkie zdezorientowanie. Dlatego kolejny raz straciłem
równowagę i potknąłem się o własne nogi. Chłopaki oczywiście cicho się
roześmiali.
- Może na następne urodziny powinieneś dostać ochraniacze
i kask? - zapytał niewinnie Zayn. Przewróciłem oczami, bo nie było sensu tego
komentować.
- Pierwszy pod prysznic! - zawołał Niall, zerkając jakoś
dziwnie na Zouisa.
- My zajmujemy drugi! - odpowiedział automatycznie Louis,
jakby to było oczywiste. No nic, trudno poczekam…
- Tylko nie pieprzcie się tam… - odezwał się Liam
zmęczonym głosem. - Chciałbym z siebie zmyć te wszystkie napoje, którymi
zostałem zaatakowany. - Dodał, patrząc groźnie na Tomlinsona, ale ten się tylko
wyszczerzył. Payno odpowiedział mu środkowym palcem i
wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. Kiedy chłopaki zniknęli pod prysznicami,
usiadłem na fotelu, czując jak koszula przylega mi do spoconych pleców. Nic
przyjemnego… wolałem sobie nawet nie wyobrażać, jak czuł się Liam, skoro Lou
oblał go na sam koniec colą…
-
Mam nadzieję, że się pospieszą. - powiedział cicho i nie byłem pewien czy
zwracał się do mnie, czy bardziej wypowiadał myśli na głos. Głowę miał
odchyloną do tyłu, a oczy zamknięte, co stanowi dla mnie całkiem niezły widok.
Zagryzłem wargę, żeby przypadkiem nie wypuścić żadnego westchnięcia albo, co
gorsza, jęku. - Jak tam twoje plecy po upadku? - zapytał ze szczere
zmartwieniem w głosie.
-
Nie jest źle, pewnie zostanie niewielkie otarcie i może siniak, ale prawie
wcale nie bolą. Zresztą przyzwyczaiłem się, często mam takie obrażenia. -
Uśmiechnąłem się nieznacznie, a on podniósł głowę, patrząc na mnie uważnie.
-
Faktycznie ostatnio częściej przydarzają ci się takie „wypadki”… coś nie tak?
-
Nie… chyba. Może jestem zmęczony bardziej niż zwykłe, trochę dokucza mi
bezsenność. - nie miałem pojęcia, dlaczego się do tego przyznałem i to właśnie
jemu, ale spojrzenie jelonka od zawsze potrafiło wyciągnąć ze mnie każdą
tajemnicę.
-
Musisz się dobrze kryć, bo nic nie zauważyłem…
-
Czytam. - To moja jedyna odpowiedź i na szczęście nie zdążył zapytać o nic
więcej, bo Louis z Zaynem wytoczyli się z łazienki.
-
No to chłopaki, jedna wolna możecie iść. - rzucił rozbawiony Louis, na co
próbowałem uśmiercić go wzrokiem. Niall otworzył kolejne drzwi i wyszedł, z
włosami wciąż ociekającymi wodą.
-
Zamoczyłem sobie ręcznik. - zamarudził skrzacik, a ja roześmiałem się cicho.
Czyli nie byłem jedynym pechowcem dzisiejszego dnia.
Liam
zebrał swoje rzeczy i zniknął za drzwiami, z których wypełzł Niall, więc niestety
zostaje mi iść pod prysznic po Zouisie i mam szczerą nadzieję, że nie zostawili
tam nic po sobie. Chyba trwało to za krótko, żeby zdążyli zrobić cokolwiek poza
całowaniem i to pewne pocieszenie, bo nie chciałbym wdepnąć w spermę żadnego z
nich. Ciśnienie wody było średnie, jak zawsze w takich miejscach. Ustawiłem
słuchawkę tak, żeby strumień dosięgał również moich loków. Nie miałem czasu ani
zbytnio siły na długi prysznic, dlatego temperaturę ustawiłem na letnią, żeby
się lekko orzeźwić. Jednak z włosami nie mogłem pozwolić sobie na pośpiech, bo
ich później, kurwa, nie rozplącze. Chłopaki nie mieli pojęcia, jakie to utrapienie. Przez ciągłe stylizacje moja
czupryna przypominała po umyciu stóg siana… albo gniazdo. Dlatego zawsze
musiałem nakładać odżywkę, nie ważne co i kto by mówił na ten temat. Nigdy
więcej nie zamierzałem popełnić tego błędu i nie pominę tej czynności, bo
przypłacam to później zajebistym bólem i kłębkiem włosów na grzebieniu.
Współczułem dziewczynom, naprawdę. Śpieszyłem się jak mogłem, ale i tak
spędziłem w łazience dwadzieścia minut, a kiedy wyszedłem, zauważyłem, że
nikogo nie było w garderobie. Już miałem iść do wyjścia, kiedy drzwi od drugiej
łazienki się otworzyły i stanął w nich Liam.
-
Gdzie reszta? - był jakiś dziwnie spięty, a jego brwi były zmarszczone. - Mam
bardzo złe przeczucia…
-
Nie wiem, może już wyszli do samochodu… wiesz, że Louis szybko się
niecierpliwi. - podszedłem do drzwi, szarpiąc za klamkę i… Kurwa, nic się nie
dzieję. Ktoś nas zamknął. - Haha chłopaki, niezły kawał, a teraz nas wypuście!
- krzyknąłem, ale odpowiedziała mi tylko cisza.
-
Zabiję Tomlinsona. - Warknął Payno za moimi plecami. Zaczął przeszukiwać swoje
rzeczy, szukając czegoś. - No zajebie go! Sprawdź, czy masz telefon, bo mój
zabrali. - Szybko podskoczyłem do swojej podręcznej, niewielkiej torby i to, co
tam znalazłem zdecydowanie nie było tym, co powinno tam być!
-
Nie mam… - westchnąłem. Liam próbował otworzyć drzwi, ale to bezcelowe, od
kiedy nasze garderoby zawsze miały solidne zamykanie, na wypadek gdyby jacyś
fani przedarli się ochronie. Obszedłem pomieszczenie dookoła w poszukiwaniu
czegokolwiek: telefonu czy może tabletu jednej ze stylistek, ale jak na złość
nic nie znalazłem. Cokolwiek zaplanowali, zrobili to porządnie. I nagle dotarło
do mnie, dlaczego tu jesteśmy. Lou chciał nas zeswatać, ale zapomniał o tym, że
to tylko moje żałosne uczucia. Payno jest całkowicie hetero.
-
Nie wyjdziemy stąd… jak dorwę tych idiotów, to im nogi z dupy powyrywam! - Li
był wkurzony i to porządnie. Obaj byliśmy zmęczeni po koncercie i głodni, mnie
dodatkowo bolały plecy po upadku. Wiedziałem, że Tommo chciał dobrze, ale to po
prostu nie mogło się udać, odkąd tylko jedna strona była zainteresowana. -
Hazz, co z tobą? - zapytał Liam ciszej i spokojniej.
-
Nic. - Mruknąłem - Głodny jestem i wykończony, plecy mnie bolą.
-
Powinienem mieć jakieś przeciwbólowe. - Szatyn zaczął przeszukiwać mniejsze
boczne kieszenie swojego plecaka i wyjął jakieś tabletki. Coś z ibuprofenem.
Kiwnąłem mu z wdzięcznością i łyknąłem od razu dwie. Poczłapałem z powrotem na
kanapę, zastanawiając się, jak długo oni chcą nas tu trzymać. Poczułem, że na
czymś siedzę… podniosłem się i sięgnąłem ręką - to koperta. Niepewnie
wyciągnąłem jej zawartość, którą stanowiła zwykła kartka złożona na cztery…
-
Co masz? - Payno zauważył, że coś znalazłem. - Jak miło, zostawili nam
wiadomość… - zakpił i przejął ode mnie list.
Chłopaki,
nie wkurzajcie się za bardzo, albo jak tam chcecie, i tak jesteśmy poza
zasięgiem waszych rąk. Za to wy macie siebie jak najbardziej dostępnych… -
pomyślałem, że mniej subtelnym nie można było być. - Spędzicie tam dwadzieścia
cztery godziny i ani minuty krócej. Nie ma możliwości, żebyście się wydostali
wcześniej, opłaciliśmy to… Bez obaw, nie damy wam umrzeć z głodu. W rogu
garderoby jest niewielka lodówka i zostawiliśmy wam tam wcześniej zamówione
jedzenie, a także kilka piw. Gdzieś na fotelach powinna leżeć reklamówka z wodą
mineralną i karton z pizzą. Zimna, ale jakoś przeżyjecie. Pewnie zastanawia
was, dlaczego? Cóż wiem o was obu coś istotnego i mam nadzieję, że ta doba sam
na sam wystarczy wam, żeby się odpowiednio uporać z tym napięciem między wami..
- Li urwał i mogłem zauważyć, że zrobił się lekko różowy na twarzy. Hm… może to
zamknięcie było warte tego widoku?
Zwinąłem
opakowanie z lekko jeszcze ciepłą pizzą i sięgnąłem po piwo z lodówki. Usiadłem
z powrotem obok Liama i podałem mu butelkę, a sam zabrałem się za jedzenie.
-
A ty nie pijesz? Wiesz, przydałoby się i tobie coś na nerwy…
-
Wziąłem przeciwbólowe, a odkąd nie możemy stąd wyjść, to nie chcę ryzykować
nawet minimalnie. - Przytaknął, a późnej na jakiś czas zapanowała cisza, kiedy
obaj pogrążyliśmy się we własnych myślach.
Liam:
Moje
przeczucia się sprawdziły… kiedy ja się w kocu nauczę ufać samemu sobie.
Powinienem był się domyślić, ze ta cholera coś kombinuje, bo od rana chodził
taki jakiś dziwnie zadowolony z siebie. Jakby wyszedł mu wyjątkowo udany kawał,
ale machnąłem na to ręką, stwierdzając , że najwyraźniej mieli z Zaynem bardzo
udaną noc i dlatego Tommo ma minę jak kot, który nawpierdalał się rybek z
akwarium. Dumny łowca z pełnym żołądkiem… Jeszcze na dodatek ta cholerna
notatka, naprawdę namieszała mi w głowię. Z tego, co napisał ten „terapeuta”
wynikało, że zarówno ja jak i Styles mu się do czegoś przyznaliśmy. Skoro tak,
to może istniała taka minimalna szansa na szczęśliwe zakończenie i dla mnie?
Jednak, jeśli to tylko manipulacja ze strony Tommo i zrobię z siebie idiotę…
-
Li?- wybudziłem się z myślowego transu na cichy głos loczka. - Chcesz kawałek?-
Wyciągnął do mnie opakowanie z jedzeniem i dopiero teraz zdałem sobie sprawę,
że ostatnio jadłem dwie godziny przed koncertem. Skończyliśmy jedzenie, a ja
dopiłem wywietrzały już alkohol. Niby niewiele, ale pozwoliło mi się trochę
uspokoić. Hazz na chwilę zniknął w łazience, a ja przypomniałem sobie, co Lou
zostawił w moim plecaku. Mimowolnie się zaczerwieniłem i skrępowanie powróciło,
bo wiem, że muszę jakoś utrzymać libido na wodzy, a to nie będzie proste, bo
kiedy Styles jest zmęczony i niepewny, bardzo klei się do innych osób.
Zazwyczaj jego ofiarą stawał to Louis, a odkąd Zayn zrobił się bardziej
zazdrosny, był to Niall. Mnie jakoś omijał i, jeśli się nad tym dłużej
zastanowić, to można by wysnuć dwa wnioski - albo mnie nie cierpiał, albo z
jakiegoś powodu nie czuł się komfortowo tak blisko mnie. Jednak przypomniałem
sobie ten moment w Torbusie jakiś czas temu. Reakcje jego ciała na najmniejsze
muśniecie…. Czy to możliwe żeby?
-
Nad czym tak myślisz? - podskoczyłem lekko na jego głos tuż przy moim uchu.
Styles zaśmiał się cicho i z powrotem wskoczył na kanapę tuż obok mnie. Chwycił
cienki koc leżący w rogu i zarzucił go na swoje plecy, krzywiąc się lekko na
ten szybki ruch. Niewiele myśląc, podwinąłem nieznacznie jego koszulę,
zauważając, że otarcie jest całkiem spore. - Nic mi nie będzie. - odezwał się.
Wiedziałem to, jednak nie mogłem ot tak wyłączyć tego instynktu opiekuńczego.
Zanim uświadomiłem sobie, co dokładnie robiłem, on już miał głowę ułożoną
wygodnie na moim ramieniu, a mi nie pozostało nic innego, jak ciche dopasowanie
się do sytuacji.
-
W sumie nie jest tak źle, co? - zapytał, zaskakując tym zarówno mnie jak i
samego siebie, sądząc po jego bardzo niepewnej minie.
-
Zdecydowanie. - odpowiedziałem, szczerząc się. Później nie padło między nami
nic istotnego. Wspominałem koncert i jego co śmieszniejsze momenty. Styles
łaskotał mnie w szyję swoimi lokami, ale kto by narzekał?
-
Louis dostał dzisiaj jakiegoś szału z tą wodą… - stwierdziłem. - Później
jeszcze ta nieszczęsna cola.
-
Hej! Przynajmniej fanki były szczęśliwe… - mrugnął sugestywnie, a ja poczułem,
że powoli moja samokontrola robi się coraz mniejsza i jeszcze kilka takich
gestów, a pójdzie całkowicie w cholerę.
-
Na pewno nie bardziej, niż kiedy ty pomyliłeś statyw mikrofonu z rurą do tańca…
- chciał tak grać, to ma…
-
Możliwe… jednak pokaz był niezły, sam przyznasz? - uniósł kącik ust. Kurwa mać!
Gdzie było moje słynne opanowanie, kiedy jest potrzebne?! Penis siad! Wcale się
mnie nie słuchał…
-
Uhm… Nie najgorszy. - Wykrztusiłem z trudem, bardziej skupiając się na
poprawianiu się na kanapie tak, żeby nie zauważył, że ta jego gadka jakoś na
mnie wpływała.
-
Mówisz, że nie najgorszy… chcesz powtórkę? - zapytał żartem, a ja pomyślałem:
Teraz albo nigdy.
-
Co zrobisz, jeśli powiem, że tak? - Żartobliwy ton pozostał, ale pytałem serio
i on chyba wychwycił tą różnicę, bo zerknął na mnie.
-
Liam… ty nie żartujesz tak do końca, prawda? - pokręciłem głową, sprawdzając
jego reakcję. Oczy jak spodki i szybki oddech. - Powiedz mi, o czym Louis
pisał? Co mu powiedziałeś?
-
Hazz…
-
Powiedz. - jego głos był tak słaby, że pomyślałem : pierdolić to, i po prostu
zrobię to, co chcę. - Przyszpilił mnie i musiałem przyznać, ze zależy mi na
tobie bardziej niż mi się wydawało…
-
A jest tak? - idiota. Czasami naprawdę zastanawiałem się, dlaczego te ważne i
trudne słowa trzeba powtarzać kilkakrotnie… jakby raz nie był wystarczająco
stresujący.
-
Tak, jest. Całkiem nieźle rozumiem Zayna, też byłem zazdrosny o Larry’ego… - nie zdążyłem zapytać go, co on na to wszystko, bo w następnej sekundzie ten
napaleniec siedział na moich kolanach, a w ustach czułem jego język. Co mi
pozostało, jak odpowiedzieć na to… Po jakimś czasie złapaliśmy oddech. -
Rozumiem, że to twoja wersja „ja ciebie też”. - Uśmiechnął się jak zadowolony
Gremlin i jeszcze raz musnął moje usta.
-
Mamy jeszcze jakieś dwadzieścia osiemnaście godzin Li… - mruknął mi do ucha. -
Powiedz mi, co dostałeś w prezencie od terapeuty? - skąd on…? - Ja znalazłem
kilka butelek lubrykantu i karteczkę, że drugą część prezentu masz ty…
-
Prezerwatywy… - jęknąłem, bo ta cholera wierciła się na moich kolanach, raz po
raz ocierając się swoim kroczem o mojego twardego penisa.
-
Myślisz, że możemy?
-
Możemy wszystko, jeśli zechcemy. - odpowiedziałem szybko. - Tylko jedno
pytanie, spróbujemy po prostu być czymś więcej niż tylko pieprzeniem i
przyjaciółmi? Wiesz, bo jak tak na serio z tym… - plątałem się ze
zdenerwowania.
-
Li… wyglądasz w tym momencie tak, że nawet anioł by się skusił, a ja zdecydowanie
nie mam białych skrzydełek… bardziej ogon i Różki… To, plus mam obsesję na
twoim punkcie już jakiś czas…
-
Tak? - zaśmiałem się. - Jak dużo Louis słyszał?
-
Za dużo. - odpowiedział, a ja stwierdziłem, że jednak nie zabiję, Tomlinsona
jak już się wydostaniemy z tej garderoby. Nagle te kilkanaście godzin to
zdecydowanie za mało.