środa, 25 kwietnia 2018

Stackson/Sterek - Recykling cz.4

To nigdy nie oznacza niczego dobrego...

***
Jackson widzi, że Stiles zachowuje się nieco inaczej. Jest podenerwowany i często odpływa myślami. Zapomina o ważnym kolokwium i trzy razy spóźnia się na ich umówione spotkania. Początkowo nie zamierza się nawet na ten temat odzywać. W końcu nie jest niańką Stilinskiego tylko jego przyjacielem. Tak jasne, że się martwi, ale zna chłopaka na tyle żeby wiedzieć, że natarczywe i zbyt częste okazywanie troski spotka się ze stanowczym oporem. Stiles zdaje się go cenić właśnie dlatego, że aż tak różni się od Scotta. Niby nigdy nie powiedział tego wprost... ale Whittemore przez lata ćwiczył rozpoznawanie emocji. Zresztą te kilkanaście lat obserwacji z daleka jest niczym wobec kilku miesięcy przyjaźni. Jackson jest z siebie dumny, bo w końcu przestał się tak panicznie bać samego siebie i zaryzykował.

Teraz naprawdę zna Stilesa, a nie tylko to sobie wmawia. Dlatego jest niemal stu procentowo pewien, że przyczyną rozbicia Stilinskiego jest zbliżający się ślub Dereka. Stara się spędzać z nim jeszcze więcej czasu niż do tej pory, chcąc dać znać, że jest tutaj dla niego. Ma nadzieję, że Stilinski to dostrzeże, bo aż skręca go na myśl o tym, że musiałby użyć słów, żeby to przekazać. Nie radzi sobie z nimi zbyt dobrze... Może to wpływ kilku tygodni w ośrodku opiekuńczym zanim trafił do Whittemortów, trudność z nawiązywaniem kontaktów albo, to po prostu strach przed tym, że zostanie zdemaskowany.

Stiles wciąż jest tylko w połowie obecny we własnym życiu. Znacznie więcej uwagi poświęcając swojemu telefonowi, który nagle zdaje się być przyspawany do jego dłoni. Jackson odmawia przyznania się do bycia zazdrosnym o głupi smartphone. Raz po raz zdusza w sobie chęć przejrzenia wiadomości, kiedy Stiles wychodzi do łazienki lub po kolejne piwo. Stara się być dobrym człowiekiem... okay, może przyzwoitym będzie odpowiedniejszym określeniem.

W ten sposób mija im cały tydzień i Jackson ma dosyć udawania, że nie dostrzega podpuchniętych oczu Stilinskiego. Tego, że średnia wypowiedzianych przez niego słów w ciągu dnia drastycznie zmalała, a szczery uśmiech pojawia się na jego twarzy bardzo rzadko. Ma ochotę porządnie nim potrząsnąć aż usłyszy, co do cholery się dzieje. Zamiast tego zaciska zęby tak mocno, że słyszy zgrzyt szkliwa, a wilcze pazury dawno wymsknęły się spod kontroli w efekcie czego kolejna kanapowa poduszka nadaje się do wyrzucenia.

- Stiles? - Chłopak powoli odwraca głowę w jego kierunku, rezygnując tym samym z uważnego obserwowania beżowej ściany. Jackson chyba może triumfować: wygrał walkę o uwagę z nudną, jednolitą ścianą... JEJ! - Coś się stało?
- Co? - pyta lekko zmieszany Stilinski - Nie. Niby co miało się jeszcze stać?
- Nie mam pojęcia, ale zachowujesz się inaczej. - oznajmia - Jesteś dziwnie cichy i zbyt spokojny, a jednocześnie widzę, że jesteś czymś zestresowany.
- Dziwisz się? - prycha Stiles patrząc na niego jakby Jackson co najmniej oświadczył, że wstępuje do klasztoru.
- Nie - mamrocze. - Wciąż nie zdecydowałeś czy polecisz ze mną do Beacon Hills na ślub i przy okazji święta?
- Nah... Z jednej strony nie mam najmniejszej ochoty ich oglądać, - wyznaje znowu uciekając spojrzeniem. - ale z drugiej strony może gdybym zobaczył go szczęśliwego, to pozwoliłoby mi ruszyć dalej?

Szkoda, że żaden z nich nie zna odpowiedzi...

***
Ten niedzielny poranek jest dla Stilesa, taki jak zwykle odkąd zaprzyjaźnił się z Whittemortem. Tylko, że tym razem zalegają w mieszkaniu wilkołaka. Jak zawsze wstaje dopiero koło południa i niczym zombie wlecze się do kuchni w poszukiwaniu czegokolwiek nadającego się do zjedzenia bez zbytniego przygotowania. Jakiekolwiek gotowanie czy smażenie jest zbyt wielkim wysiłkiem jak na ten etap rozbudzenia.
Dwie kanapki z pomidorem i pół kubka mocnej, słodkiej herbaty później Stiles jest już innym człowiekiem. Wciąż nieziemsko głodnym, ale przynajmniej czuje się już wystarczająco żywy by dać radę wstawić wodę na makaron i zrobić jakiś prosty sos... tym razem może coś z serem i szpinakiem. Nie jest master szefem, okay? Jednak radzi sobie na tyle żeby nie wysłać nikogo na ostry dyżur.

Kręci się po niewielkim pomieszczeniu szukając potrzebnych rzeczy i jednocześnie starając się zmienić stację radiową, co nie jest tak proste jak może się wydawać, bo sprzęt ma już swoje lata. Należał do poprzedniego lokatora, a Jackson jakoś nie kwapi się z jego wymianą twierdząc, że i tak zazwyczaj korzysta ze słuchawek. Kiedy w końcu mu się udaje wyszczerza się wyzywająco do mini wieży... nazwijcie go dziecinnym i tak ma to gdzieś. Wygrał tym razem z tą złośliwą bestią! Dosłownie pięć sekund później wyświetlacz zaczyna mrugać, a głos DJ-a rwie się tak, że nawet Stilinski nie potrafi rozszyfrować jaką piosenkę zapowiada. To jednak przestaje być ważne, gdy jego telefon zaczyna wygrywać znajomą melodię. Uśmiecha się, będąc pewnym, że to jego nowy kolega zadręcza go kolejnymi pytaniami o to jak spędza czas z Jacksonem. Tom jest pewien, że Whittemore jest dla niego kimś więcej niż tylko przyjacielem... I cóż pod wpływem tego czubka, Stilinski też zaczyna dostrzegać pewne niejednoznaczne gesty wilkołaka.

Zerka na wyświetlacz i zamiera.

Chociaż minęło już tyle czasu i dawno wykasował ten kontakt, to nie zdało się na nic, bo zna ten numer na pamięć. Czego on może chcieć do cholery? Potwierdzenia, że Stiles będzie na ślubie? Czy może wręcz odwrotnie wyjaśni, że zaproszenie było pomyłką i jednak nie powinien się tam pokazywać? Nie dowie się jeśli nie odbierze... Kurna. Gdzie jest Jackson, gdy jest potrzebny?! Mógł raz odpuścić sobie cotygodniową wizytę u Samuela...
- Tak? - mówi po naciśnięciu zielonej słuchawki. Stara się nie zdradzać jak bardzo jest wytrącony z równowagi.
- Stiles? - pyta głos i Stilinski od razu może poznać, że to zdecydowanie nie Derek do niego dzwoni.
- Ta... Kto pyta?
- Braeden - Oczywiście, że kurwa to ona. Stiles ma ochotę walnąć się w czoło za swoją niedomyślność. - Uhm... jesteś wciąż w Anglii? - Takiego pytania, to już wcale się nie spodziewał. Tak na dobrą sprawę, to nawet nie zna tej dziewczyny i nie ma pojęcia czego ona może od niego chcieć. Ewentualne sensowne odpowiedzi nie napawają go entuzjazmem.
- A po co ci to wiedzieć? - prycha. Może to niegrzeczne, ale nie ma siły na bycie uprzejmym. Tak właściwe czuje się gotowy by zemdleć tu i teraz z czosnkiem i łyżeczką w jednej ręce oraz telefonem w drugiej. 
Obecna narzeczona dzwoni do byłego... kochanka, a to nigdy nie oznacza niczego dobrego.